Inwazja Rosji na Ukrainę najprawdopodobniej zwiększy i tak stale rosnące koszty życia. Problemów nie unikną również inwestorzy, których portfele mogą dotkliwie odczuć obecne zawirowania w globalnej polityce. Oba te czynniki w dalszej perspektywie spowolnią globalne ożywienie gospodarcze .
Zapowiedziane w zeszłym tygodniu rozmowy Biden-Putin dawały nadzieję, że Rosja nie zdecyduje się na operację militarną na terenie Ukrainy, i że niedawne oznaki deeskalacji będą trwałe. Wejście rosyjskich żołnierzy do dwóch separatystycznych republik przekreśliło te perspektywy.
Rosnące ceny paliw
Ceny ropy wzrosły w ostatnich tygodniach do poziomów niewidzianych od 2014 roku. Częściowo wynika to z faktu, że inwazja na Ukrainę mogłaby ograniczyć znacząco podaż rosyjskich surowców energetycznych.
W zeszłym roku Rosja produkowała 9,7 mln baryłek dziennie ropy dziennie, czyli więcej niż Irak i Kanada razem wzięte. Więcej surowca wydobyły tylko Stany Zjednoczone, które i tak kupują od rosyjskich firm tańszą ciężką ropę typu Ural.
Podaż ropy nie nadąża już za popytem. Inwestorzy obawiają się, że wszelkie uszkodzenia infrastruktury wydobywczej i przesyłowej oraz dodatkowe sankcje nałożone na Rosję w czasie wojny mogą jeszcze bardziej ograniczyć ilość surowca trafiającego na rynek. JPMorgan ostrzegł, że jeśli przepływy rosyjskiej ropy zostaną zakłócone przez kryzys, ceny nafty mogą „szybko” wzrosnąć do 120 dolarów za baryłkę. W przypadku zmniejszenia eksportu rosyjskiej ropy o połowę, jej cena może wystrzelić nawet do 150 dolarów za baryłkę.
Ten drastyczny wzrost cen ropy mógłby zostać przynajmniej częściowo zatrzymany przez uwolnienie jej światowych zapasów i zwiększoną produkcję surowca przez kraje OPEC.
Inflacja przebije sufit
Wysoki poziom inflacji jest największym problemem, z jakim obecnie boryka się światowa gospodarka. Kryzys rosyjsko-ukraiński i problemy na rynku surowców zdecydowanie powyższy ten wskaźnik.
W przypadku Stanów Zjednoczonych, nawet gdyby cena baryłki ropy wzrosła tylko do 110 dolarów, to roczna stopa inflacji z obecnych 7,5 proc. przebiłaby poziom 10 proc., piszą analitycy RSM w opinii udostępnionej CNN. Po raz ostatni amerykańska inflacja przekroczyła próg 10 proc na początku lat 80-tych XX wieku. Oznacza to, że wyższe ceny ropy naftowej i gazu ziemnego spowodowałyby nie tylko wzrost cen paliw na stacjach benzynowych, ale również przełożyłyby się na zwiększenie kosztów ogrzewania domów i elektryczności.
Wyższe ceny energii oznaczają też rosnące koszty transportu, zarówno naziemnego jak i lotniczego, co negatywnie przełoży się na wzrost kosztów działalności gospodarczej firm, które już w tej chwili borykają się z rosnącymi wydatkami. Przedsiębiorcy nie mogąc udźwignąć dalszych obciążeń finansowych, zapewne przeniosą część tych podwyżek na konsumentów, a to przełoży się na szybki skok cen.
Ale nie tylko rosnące koszty surowców energetycznych będą windować ceny towarów. Rosja jest głównym producentem metali, w tym aluminium i palladu. Do tego Rosja jest także największym światowym eksporterem pszenicy. Globalny rynek zbóż odczuje również brak kukurydzy i pszenicy z Ukrainy. Ze względu na geograficzną bliskość ukraińskiego kryzysu presja inflacyjna byłaby prawdopodobnie jeszcze bardziej odczuwalna zwłaszcza w naszej części Europy.
Niestabilny rynek
Inwestorzy przywiązują bardzo dużą wagę do rozwoju kryzysu między Rosją, a Ukrainą. Wszelkie oznaki eskalacji niepokoją rynki, stąd jeszcze wczoraj w komentarzach do sytuacji pojawiały się apele o wsparcie obu krajów w dążeniach do pokojowego porozumienia.
Inwestorzy słyną z tego, że za wszelką cenę unikają niepewności. Poziom ewentualnych giełdowych wyprzedaży będzie najlepszym wskaźnikiem tego, jak rynki oceniają wejście Rosji do wschodniej Ukrainy. W poniedziałek wieczorem notowania kontraktów terminowych na Wall Street znajdowały się głęboko na minusach z powodu rosnącego napięcia na linii Rosji i Ukrainy. Kontrakty na S&P 500 spadały o 2 proc., na Dow Jones Industrial o 1,64 proc., a na Nasdaq Comp. o 2,59 proc. W poniedziałek sesja giełdowa na Wall Street nie odbyła się z powodu święta Prezydenta.
Spadki na giełdach będą odpowiedzią na obawy przed możliwym szokiem naftowym, wyższą inflacją i wprowadzeniem kolejnych sankcji gospodarczych wobec Kremla. Przedłużająca się dekoniunktura zniszczyłaby majątki wielu indywidualnych inwestorów zgromadzone w akcjach spółek i na kontach emerytalnych. Niestabilność rynku może również odbić się negatywnie na zaufaniu do rynków finansowych zarówno konsumentów, jak i przedsiębiorstw.
Patrząc na historyczne dane widać, że rynki akcji dość szybko odżywają po geopolitycznych zawirowaniach, ale obecnie trudno jest przewidzieć, jak szybko sytuacja się uspokoi.
Ograniczony wzrost gospodarczy
Eskalacja konfliktu rosyjsko-ukraińskiego najprawdopodobniej wywoła ogromny niepokój na świecie i spowoduje wzrost inflacji, co bardzo szybko przełoży się na spowolnienie rozwoju światowej gospodarki, która nadal boryka się ze skutkami pandemii. Analiza RSM wykazała, że skok ceny ropy do 110 dolarów za baryłkę obniżyłby PKB Stanów Zjednoczonych o jeden punkt procentowy. I mimo tego, że byłby tylko jednym z czynników wpływających na inflację, to nadal trzeba brać pod uwagę fakt, że gospodarka amerykańska nie odzyskała jeszcze wszystkich miejsc pracy utraconych podczas pandemii. Z podobnymi problemami będą musiały zmierzyć się inne kraje. W najgorszej sytuacji są państwa Europy Środkowej i Wschodniej, które ze względu na bliskość toczącego się konfliktu mogą być odbierane przez inwestorów jako mniej stabilne.
Drogie kredyty
Jeśli inflacja wzrośnie powyżej 10 proc., banki centralne będą zmuszone do rewizji swojej polityki monetarnej i zintensyfikowania walki o opanowanie podwyżek cen. Może to oznaczać szybsze tempo wzrostu stóp procentowych, które będzie miało na celu schłodzenia inflacji.
Potencjalne podwyżki stóp procentowych zwiększą koszty wszystkich rodzajów pożyczek: od kredytów hipotecznych i kredytów samochodowych, po karty kredytowe. W ostatnich tygodniach oprocentowanie kredytów hipotecznych już skoczyło do poziomów sprzed pandemii Covid-19, co stanowi nową przeszkodę dla potencjalnych nabywców domów i nieruchomości.
Amerykański Fed może zlekceważyć narastającą inflację jako jedynie tymczasowe zjawisko napędzane sytuacją na granicy rosyjsko-ukraińskiej. Jednak ta strategia nie sprawdziła się w zeszłym roku, a Fed ostatecznie zrezygnował ze zbyt gołębiego podejścia do inflacji związanej z Covidem.
Otwarty konflikt rosyjsko-ukraiński jeszcze bardziej skomplikowałby i tak już trudne zadanie, jakie stoi przed wszystkimi szefami banków narodowych, jakim jest poskromienie inflacji bez wywoływania recesji.
Cyberataki i nie tylko
Prezydent USA Joe Biden ostrzegł w zeszłym tygodniu przed możliwością rozpoczęcia przez Rosję konfliktu w cyberprzestrzeni. „Jeśli Rosja zaatakuje Stany Zjednoczone lub sojuszników za pomocą środków asymetrycznych, takich jak zakłócanie działań poprzez cyberataki na nasze firmy lub infrastrukturę krytyczną, jesteśmy gotowi zareagować” – powiedział wówczas Biden.
Jak pokazał atak hakerski na Colonial Pipeline, każde takie działanie może być niezwykle destrukcyjne. Zeszłoroczny paraliż cybernetyczny systemów obsługujących infrastrukturę przesyłową spowodował zamknięcie jednego z najważniejszych ropociągów w Ameryce Północnej. Efektem tego była fala paniki zakupowej, która doprowadziła do całkowitego wykupienia paliwa na wielu stacjach benzynowych na południowym wschodzie Stanów Zjednoczonych.
Cyberatak to tylko jeden z przykładów tego, jak sytuacja rosyjsko-ukraińska może przełożyć się na codzienne życie. „Wojny ewoluują w nieprzewidywalny sposób” – powiedział David Kelly, główny strateg globalny w JPMorgan Funds. „Nikt nie powinien zakładać, że widzi wszystkie skutki wojny na jej początku”.
Teoretycznie świat był przygotowany na potencjalną agresję Rosji na Ukrainę. Ale do wczoraj wszyscy łudzili się, że mimo napiętej sytuacji i obecności rosyjskich wojsk przy ukraińskiej granicy Putin nie zdecyduje się przekroczyć cienkiej czerwonej linii. Dziś w nocy okazało się, że te nadzieje były płonne. Zdaniem ambasador USA przy ONZ Linda Thomas-Greenfield uznanie separatystycznych "republik" w Donbasie jest próbą stworzenia pretekstu do inwazji. Podczas zwołanego w nocy czasu polskiego nadzwyczajnego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa dodała, że Putin rości sobie prawa do terytoriów byłego imperium rosyjskiego, w tym części Polski.
Niedługo po uznaniu przez Kreml niepodległości dwóch separatystycznych republik amerykański prezydent Joe Biden podpisał rozporządzenie nakładające na nie sankcje i zakazujące handlu i inwestycji w Donbasie. Kolejne kroki miały być dziś przekonsultowane z sojusznikami.
Jeszcze wczoraj przedstawiciel amerykańskiej administracji sugerował, że uznanie donbaskich "republik" i wejście na ich teren rosyjskiej armii raczej nie spowoduje nałożenia serii dotkliwych sankcji finansowych wcześniej zapowiadanych przez USA na wypadek "dalszej agresji" Rosji przeciwko Ukrainie.
Czy realna aneksja wschodniej części Ukrainy zradykalizuje postawę Waszyngtonu wobec Kremla, pokażą nadchodzące godziny. Na razie słowa potępienia popłynęły między innymi z Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Australii i Japonii. Również Chiny, które łączy z Rosją gazociąg Siła Syberii, wezwały wszystkie zwaśnione strony do zachowania powściągliwości. Trudno też przewidzieć jak Rosja, a właściwie Władimir Putin, odpowie na reakcję państw zachodnich. Czy faktycznie zakręcą kurki z ropą i gazem? Jeśli tak będzie i Europa zostanie odcięta od rosyjskich surowców, to czy będziemy mogli liczyć na niezakłócone dostawy LNG z USA i Kataru? Trudno przewidzieć.
Polityka energetyczna
Jedno jest pewne. Europa ma mocno rozbudowaną infrastrukturę rozprowadzającą przede wszystkim rosyjski gaz. Wprawdzie wiele krajów, w tym między innymi Polska, starało się uniezależnić od dostaw ze wschodu i budowało gazoporty do odbioru LNG, to jednak państwa bałkańskie postanowiły podłączyć się do drugiej nitki gazociągu Turkish Stream. Jak bezwzględna bywa rosyjska polityka energetyczna niedawno przekonała się Mołdawia, która w drugiej połowie stycznia musiała wprowadzić w kraju stan wyjątkowy, po tym jak Gazprom odrzucił wniosek Kiszyniowa o rozłożenie spłaty zadłużenia za gaz.
Od początku roku Rosja przeprowadzała manewry wojskowe na Atlantyku, w pobliżu irlandzkich wód terytorialnych i na Morzu Śródziemnym. Obecność rosyjskich jednostek na tych akwenach może utrudnić dostarczanie LNG do europejskich portów. Dla Polski kluczowym zagadnieniem może okazać się przepustowość duńskich cieśnin, którymi gazowce wpływają na Bałtyk. Ich blokada może oznaczać brak dostaw nie tylko gazu, ale i innych towarów i surowców niezbędnych do funkcjonowania naszej gospodarki.
Trudno w tej chwili jednoznacznie wyrokować, jak dalej rozwinie się sytuacja międzynarodowa. W tej sytuacji Zachód powinien zjednoczyć się i stanąć w obronie Ukrainy. Wchodząc do separatystycznych republik na terenie Ukrainy Rosja nie tylko demonstruje swoją dominację militarną. Przede wszystkim pokazuje światu, że Kreml jest na tyle silny, że wpływa bezpośrednio na światową gospodarkę. Tym mocniej, im silniejsza jest więź gospodarcza Rosji z Chinami.