Oto poranny brief - wszystko, co musisz wiedzieć o tym, co teraz dzieje się w gospodarce.

Niższa składka zdrowotna dla przedsiębiorców coraz bliżej

Koalicjanci tworzący większość sejmową brzmią tak, jakby osiągnęli już polityczne porozumienie w kwestii obniżenia składki zdrowotnej dla przedsiębiorców. Minister finansów Andrzej Domański powiedział, że ma na ten cel przygotowane 4 mld zł rocznie, zaczynając od 2025 roku, tak aby przez obniżkę nie było mniej pieniędzy w systemie ochrony zdrowia. Z drugiej strony szef Polski 2050, marszałek Sejmu Szymon Hołownia powiedział, że to dobre wiadomości, sugerując, że dla jego ugrupowania zmiany o skali 4 mld złotych będą wystarczające. Zasugerował też, że powinna się na to zgodzić Lewica, wskazując, że dokładnie tyle samo będzie kosztować państwo uchwalona właśnie w Sejmie renta wdowia, która była postulatem właśnie Lewicy. Skoro więc pozostali koalicjanci zgodzili się na realizację jednego z postulatów Lewicy za 4 mld zł, to teraz pora na realizację jednego z postulatów Trzeciej Drogi, też za 4 mld zł.

Reklama

O zmianach w składce zdrowotnej kosztujących 4 mld zł minister finansów mówił już kilka miesięcy temu, co sugeruje, że zrealizowana zostanie właśnie tamta koncepcja. Polega ona na przywrócenia stałej, ryczałtowej stawki dla ogromnej większości przedsiębiorców płacących PIT. Ma ona wynosić 9 proc. od kwoty, która jest równa trzem czwartym minimalnego wynagrodzenia w gospodarce. Jedynie ci na podatku liniowym mieliby płacić tak jak obecnie 4,9 proc. swojego dochodu, ale tylko jeśli ten dochód jest większy niż dwukrotność przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce i tylko od nadwyżki powyżej tej dwukrotności. Poniżej tego limitu także mają płacić 9 proc. od ¾ minimalnego wynagrodzenia.

Zmiany te będą oznaczać, że przedsiębiorcy, którzy wg danych podatkowych są grupą osób zarabiających przeciętnie zdecydowanie najwięcej, będą płacić zdecydowanie mniejsze składki zdrowotne niż osoby zatrudnione na etatach, które płacą 9 proc. od swojego dochodu. Nawet osoby zarabiające płacę minimalną będą płacić relatywnie większą część swojego dochodu, bo ich składka będzie wynosić 9 proc. od całości płacy minimalnej, a składka przedsiębiorcy będzie tylko od trzech czwartych tej płacy i to niezależnie od tego, jak duży będzie dochód przedsiębiorcy.

Dodatkowo cała gorzej zarabiająca większość społeczeństwa będzie finansować swoimi podatkami ten przywilej dla przedsiębiorców. Gdyby system pozostawić bez zmian, wtedy minister finansów te wspomniane 4 mld zł rocznie mógłby przeznaczyć na jakieś inne, korzystne dla gospodarki cele.

Renta wdowia uchwalona w Sejmie prawie jednogłośnie

Wspomnianą przed chwilą rentę wdowią Sejm uchwalił prawie jednogłośnie. Przeciwko było tylko dwóch posłów, a „za” aż 425. Projekt przepisów pojawił się w parlamencie jako obywatelski, związany z Lewicą, ale uchwalono jego zmienioną, złagodzoną i mniej kosztowną wersję, którą popierał rząd.

Główna koncepcja się nie zmieniła: w przypadku śmierci współmałżonka będzie można pobierać jednocześnie dwa świadczenia: zarówno swoją własną emeryturę, jak i rentę rodzinną. Natomiast pomysłodawcy chcieli, aby jedno z tych świadczeń można było dostawać w całości, a drugie w wysokości połowy kwoty, która należałaby się normalnie, bez łączenia tych świadczeń. Całość miała też wejść w życie od nowego roku.

Sejm uchwalił tak, jak chciał rząd, że wdowie renty będą nie od stycznia, ale od lipca 2025 i że to drugie świadczenie nie będzie w wysokości 50 proc. ale tylko 15 proc. w przyszłym i w 2026 roku oraz 25 proc. w 2027 roku. Do tego maksymalna wysokość świadczeń dla jednej osoby została określona na poziomie trzykrotności najniższej emerytury. W 2028 roku rząd ma wrócić do tematu i sprawdzić, czy można wprowadzić jakieś zmiany w wysokości tego świadczenia (czyli czy nas na to stać).

Rada UE oficjalnie zatwierdziła procedurę nadmiernego deficytu dla Polski

Bardzo ostrożne i zachowawcze podejście rządu do renty wdowiej ma zapewne wiele wspólnego z unijną procedurą nadmiernego deficytu.

Rada Unii Europejskiej oficjalnie zatwierdziła ją nam w głosowaniu kwalifikowaną większością. Taką samą decyzję podjęto też wobec Belgii, Francji, Włoch, Węgier, Malty i Słowacji. Wszędzie powód był ten sam, czyli deficyt fiskalny przekraczający 3 proc. PKB, bez szans na jego szybką redukcję. W naszym przypadku w ubiegłym roku deficyt ten przekraczał nawet 5 proc. PKB i w tym roku ma być podobnie.

Minister finansów Andrzej Domański twierdzi, że objęcie nas unijną procedurą nie oznacza konieczności wprowadzania jakichkolwiek cięć w wydatkach państwa. Przykład renty wdowiej sugeruje jednak, że raczej nie ma co liczyć na dalsze, wymierne zwiększanie wydatków państwa.

Deficyt ma się zmniejszać niejako samoistnie, dzięki szybszemu wzrostowi gospodarczemu i rosnącym dzięki temu dochodom podatkowym. Można zakładać, że takie właśnie będzie stanowisko Polski w rozmowach z Komisją Europejską, które teraz oficjalnie się rozpoczną (nieoficjalnie podobno trwają już od pewnego czasu) i które będą mieć na celu ustalenie tego, co Polska ma zrobić, aby deficyt fiskalny spadł ponownie poniżej poziom 3 proc. PKB. Rozmowy te zakończą się wydaniem przez Komisję w listopadzie rekomendacji, którą będą musiały zostać przyjęte także przez Radę UE. Wtedy stanie się jasne jak np. mamy traktować nasze wydatki na zbrojenia, co do których postulujemy, aby się „nie liczyły” przy wyliczaniu deficytu i czy rzeczywiście nie musimy ciąć żadnych wydatków.

Rosyjski bank centralny grozi stagflacją, recesją i podnosi stopy procentowe

Rosyjski bank centralny podniósł w piątek stopy procentowe aż o 200 punktów bazowych, do 18 proc. Tym samym są one już prawie na tym samym poziomie, co zaraz po napaści Rosji na Ukrainę w 2022 roku. Wtedy bank musiał w ten sposób ratować szybko tracącego na wartości rubla, a teraz chodzi bardziej o szybko rosnącą inflację, która sięga już 9 proc. Zdaniem Bank of Russia powrót inflacji do celu będzie wymagać bardziej restrykcyjnej polityki monetarnej. W komunikacie po piątkowym posiedzeniu jest nawet mowa o tym, że aby inflacja zaczęła znów spadać, potrzebne będzie dalsze zaostrzanie polityki, co brzmi jak jasna zapowiedź kolejnych podwyżek stóp.

Szefowa banku Elwira Nabiullina w czasie swojej konferencji prasowej mówiła o tym, że Rosji grozi scenariusz stagflacji, czyli spowolnienia gospodarczego, z utrzymującą się wysoką inflacją, a jedynym wyjście z tego scenariusza może być głęboka recesja.

W tej chwili gospodarka Rosji wg jej banku centralnego jest przegrzana. Ciągle szybko rośnie, dzięki wysokiemu popytowi, ale brak ludzi na rynku pracy (wywołany głównie wojną, czyli poborami do wojska oraz ucieczką części Rosjan w wieku produkcyjnym za granicę) i sankcje powodują, że produkcja za tym popytem nie nadąża, co wywołuje wzrost inflacji, a w dłuższym terminie może skasować też sam wzrost gospodarczy.

Wg nowych prognoz banku inflacja na koniec tego roku będzie w okolicach 7 proc., a na koniec 2025 będzie w okolicach 4 – 4,5 proc. Z kolei PKB, który pod koniec ubiegłego roku i na początku tego rósł o około 5 proc., w czwartym kwartale ma rosnąć już tylko o 2 – 3 proc. a pod koniec przyszłego roku tylko o 0,5 – 1,5 proc. W 2026 roku tempo wzrostu PKB ma wynosić 1 – 2 proc., a w 22027 1,5 – 2,5 proc. tak więc po wzrostów o ponad 3 proc. rocznie Rosja zdaniem swojego banku centralnego nie powróci przez co najmniej trzy najbliższe lata.

Pekao SA: Taylor Swift nie podniesie nam inflacji

Taylor Swift, czyli chyba najpopularniejsza dziś na świecie piosenkarka (zdecydowanie bardziej jednak popularna w USA, niż w Europie) nie zatrzęsie polską gospodarką i wywoła w niej wzrostu inflacji – wyliczyli ekonomiści Pekao SA. Wpadli na to, aby to sprawdzić, ponieważ w mediach od pewnego czasu już pojawiają się doniesienia o tym, że przyjazd Swift, a w raz z nią tysięcy amerykańskich fanów wywołuje lokalnie w kolejnych krajach wzrost inflacji, ponieważ rosną wtedy ceny, głównie w restauracjach i hotelach. Zjawisko to potwierdził nawet sam Fed w czerwcu 2023 roku, opisując zaskakująco duży wzrost cen w hotelach w Filadelfii akurat wtedy, kiedy koncertowała tam Swift. Jak piszą ekonomiści Pekao SA „tournée amerykańskiej piosenkarki kreuje gigantyczny popyt, szczególnie w sektorze usług turystycznych. Setki tysięcy fanów wydają pieniądze na bilety koncertowe, przeloty, zakwaterowanie, gastronomię czy pamiątki. Turyści rozjeżdżają się po mieście, dodatkowo szukają ciekawych atrakcji i obiektów, jak kawiarnie, muzea, czy centra handlowe.”

Mimo to okazuje się, że wpływ Swift na inflację w skali kraju jest albo znikomy, albo bardzo krótkotrwały. Tak naprawdę zaobserwowano go tylko w Szwecji i Portugalii i w obydwu przypadkach w kolejnym miesiącu po koncertach następowała reakcja cen w drugą stronę, czyli spadały one do poprzedniego poziomu. Tak więc nie pojawiły się tam żadne trwałe zmiany.

Do tego polska gospodarka jest większa od portugalskiej i szwedzkiej, więc u nas nawet o takie przejściowe zmiany będzie bardzo trudno. Mówiąc wprost: Taylor Swift nie podbije inflacji w Polsce, chociaż na pewno spowoduje zwiększony ruch w biznesach związanych z turystyką w Warszawie, gdzie będzie koncertować już w tym tygodniu.