Na polskim rynku kontraktów na stopę procentową rośnie zaś przekonanie inwestorów o tym, że wbrew deklaracjom NBP możemy doczekać się pierwszej obniżki stóp dość szybko, może nawet w tym roku.
Oto poranny brief - wszystko, co musisz wiedzieć o tym, co teraz dzieje się w gospodarce.
Udział złota w polskich rezerwach walutowych na rekordowym poziomie
Polskie rezerwy walutowe rosną i zbliżają się do kolejnej okrągłej bariery, czyli 200 mld euro. Na koniec lipca wynosiły one dokładnie 198 mld euro, albo też 214,3 mld dolarów. W obydwu przypadkach oznacza to wartość rekordowo wysoką. W ostatnim miesiącu wartość ta przyrosła o 2,1 mld euro, z czego aż za 1,8 mld euro odpowiada złoto.
Wartość złota w polskich rezerwach urosła w lipcu o 7,9 proc., a jego cena na rynkach światowych urosła w tym samym czasie o 5,7 proc. Wynika z tego, że NBP musiał w lipcu kolejny raz zwiększyć zasoby tego kruszcu, realizując swoje zapowiedzi doprowadzenia do sytuacji, w której będzie on stanowić 20 proc. całości rezerw. W lipcu ten udział urósł z 13,5 proc. do 14,2 proc. i jest obecnie rekordowo wysoki.
Rezerwy walutowe kraju to waluty obce będące w posiadaniu NBP, który odkupuje je od rządu, w przypadku otrzymywania przez nas kolejnych przelewów funduszy unijnych, albo od prywatnych banków. Te z kolei kupują je od prywatnych przedsiębiorstw, które zamieniają swoje dochody z eksportu (w walutach obcych) na złote. Rezerwy rosną więc dzięki naszemu eksportowi, dzięki funduszom z Unii Europejskiej, a także w wyniku ich inwestowania, głównie w obligacje, które przynoszą odsetki. Rezerwy walutowe stanowią poduszkę bezpieczeństwa, której można użyć np. do stabilizowania kursu złotego w sytuacji jakiegoś większego kryzysu na rynkach finansowych, albo spekulacyjnego ataku na naszą walutę. Można by je też wykorzystać do regulowania zobowiązań Polski w walutach obcych w sytuacji, w której jesteśmy odcięci od globalnych rynków, albo przestały one funkcjonować. Aby rezerwy były bardziej zdywersyfikowane, czyli składały się z różnych aktywów, banki centralne często ich część lokują w złocie i dokładnie taką samą strategię stosuje NBP.
Inwestorzy obstawiają pierwszą obniżkę stóp procentowych jeszcze w tym roku
Polski rynek finansowy obstawia w tej chwili, że Rada Polityki Pieniężnej zacznie obniżać stopy procentowe już za kilka miesięcy. Widać to po notowaniach kontraktów na stopę procentową.
Kontrakty te dotyczą stawki WIBOR 3M i wskazują obecnie, że za cztery miesiące będzie ona na poziomie 5,55 proc. podczas gdy dziś wynosi ona 5,85 proc. Oznacza to, że rynek oczekuje spadku stawki WIBOR 3M do grudnia o 0,3 punktu procentowego. Taki spadek, gdyby się dokonał, oznaczałby, że oficjalne stopy w NBP także spadły (zapewne o 0,25 punktu procentowego), albo za chwilę spadną i rynek już to dyskontuje.
Na tej samej zasadzie kontrakty na stopę procentową wyceniają też dzisiaj kolejne obniżki w 2025 roku, łącznie aż o 1,5 punktu procentowego. Ten na listopad 2025 roku jest na poziomie 4,08 proc. a więc aż o 1,77 punktu procentowego niżej, niż dziś.
Oczywiście rynek może przesadzać, albo wręcz całkowicie się mylić. Gdyby jednak te oczekiwania rynku się zrealizowały, oznaczałoby to potężną zmianę w polskiej gospodarce, polegającą na łatwiejszym dostępie do nieco tańszego finansowania. Mogłoby to wywołać na przykład kolejną falę wzrostu popytu na rynku mieszkaniowym, albo osłabienie złotego, bo przestalibyśmy się wyróżniać na świecie tym, że mamy wysokie stopy procentowe.
Przedstawiciele Rady Polityki Pieniężnej, z prezesem NBP Adamem Glapińskim często wskazywali, że na szybkie obniżki stóp w Polsce nie ma obecnie żadnych szans, ponieważ nie wiadomo co się stanie z inflacją i czy nie będzie ona rosnąć zbyt mocno przez podwyżki cen prądu i gazu, związane z wycofywaniem się państwa z mrożenia cen tych surowców. Na pierwsze obniżki mamy czekać aż do 2026 roku, ewentualnie może do drugiej połowy 2025 roku. Rynek bierze jednak pod uwagę, że zmienia się sytuacja zewnętrzna, swoje stopy zaczął już obniżać Europejski Bank Centralny, awkrótce dołączy do niego amerykański Fed. Za oceanem rynek oczekuje obecnie, że Fed do końca tego roku obniży stopy o 1 punkt procentowy, a w pierwszym półroczu 2025 roku o kolejny punkt proc. W takiej sytuacji RPP może zmienić zdanie i dołączyć do ogólnoświatowego trendu obniżek stóp szybciej, niż dopiero pod koniec 2025 roku.
Pierwsze rozczarowanie ze strony duńskiego producenta leków odchudzających
Giełdowy bohater ostatnich miesięcy na świecie, duński producent leków wspomagających odchudzanie, które robią zawrotną karierę, spółka Novo Nordisk rozczarowała swoimi wynikami finansowymi za ostatni kwartał, a do tego obniżyła prognozy na cały rok. Sytuacja jest bardzo zaskakująca, bo rynek się tego po niej nie spodziewał. Akcje spółki na giełdzie w Kopenhadze spadły w środę o 6,7 proc. do poziomu najniższego od lutego. Wieczorem w Nowym Jorku spadek sięgnął 8,3 proc.
Od szczytu z połowy czerwca akcje Novo Nordisk spadły już o blisko 20 proc.
Novo wypuściło na rynek lek Wegovy wspomagający walkę z otyłością w czerwcu 2021 roku. Od tamtej pory, właśnie dzięki zawrotnej karierze tego leku, spółka zwiększyła swoją wartość o ponad 320 procent i stała się największą firmą w Europie, uzyskując też istotny wpływ na PKB i wyniki makroekonomiczne całej Danii.
Teraz jednak przyszedł czas na pierwsze rozczarowania, związane także z tym, że oczekiwania rynku były wcześniej niesamowicie wygórowane. Wystarczy zauważyć, że przychody spółki ze sprzedaży Wegovy wzrosły aż o 53 proc., ale rynek uznał, że to i tak za mało. Wzrost byłby większy, gdyby Novo Nordisk nie zaczął obniżać cen swoich produktów w USA i to chyba właśnie martwi inwestorów najbardziej. Spółka obniża ceny, aby jej produkty zostały uwzględnione w planach prywatnych firm oferujących ubezpieczenia zdrowotne w Stanach. Z drugiej strony na rynku pojawiła się już także konkurencja w postaci leku Zepbound z firmy Eli Lilly. W efekcie Novo obniżył prognozę wzrostu zysku operacyjnego w tym roku z przedziału 22-30 proc. do 20-28 proc.
Gaz w Europie jest najdroższy w tym roku
W przeciwną stronę niż akcje Novo Nordisk podąża ostatnio cena gazu na rynku europejskim. W środę podrożał on aż o 5,7 proc. do 38,75 euro za megawatogodzinę. To cena najwyższa od grudnia ubiegłego roku.
Od końca marca, czyli od zakończenia ostatniego sezonu zimowego gaz na rynku europejskim podrożał już o 42 proc. Stoją za tym czynniki fundamentalne, takie jak np. ponowny wzrost konkurowania o ładunki z LNG pomiędzy Europą a Azją, czy też tymczasowe ograniczenia dostaw LNG z USA w wyniku uszkodzeń instalacji na amerykańskim wybrzeżu po przejściach kolejnych huraganów. Do tego dochodzą obawy o zmniejszoną podaż gazu w Europie po nowym roku, kiedy to wygaśnie umowa sprzed lat, na mocy której przez ostatni czynny gazociąg w Ukrainie wciąż płynie rosyjski gaz do kilku państw z Europy Środkowej bez dostępu do morza. Możliwe więc, że w związku z tą perspektywą państwa europejskie gromadzą zapasy gazu na zimę w tempie szybszym niż zwykle, wywołując przy okazji wzrost cen.
W tym tygodniu pojawił się też dodatkowy czynnik spekulacyjny w postaci nieoficjalnych doniesień o zajęciu przez armię ukraińską stacji gazowej po stronie rosyjskiej, będącej elementem infrastruktury wykorzystywanej do tranzytu gazu przez Ukrainę do Europy Środkowej. Zapewne zrobiło to spore wrażenie na inwestorach, którzy uznali to za wydarzenie zwiększające ryzyko zakłóceń w dostawach gazu tą drogą, chociaż tak naprawdę zdaniem ekspertów Ukraina, gdyby chciała zatrzymać ten tranzyt, nie musi w tym celu zajmować żadnych stacji po stronie rosyjskiej, bo i tak może to zrobić w każdej chwili.
JP Morgan: rośnie ryzyko recesji w USA
Amerykański bank JP Morgan uważa, że prawdopodobieństwo wystąpienia recesji w Stanach Zjednoczonych jeszcze w tym roku wynosi obecnie 35 proc. Miesiąc temu bank oceniał je na 25 proc. Swoje szacunki dotyczącej możliwej recesji parę dni temu podniósł także bank Goldman Sachs. Z kolei prawdopodobieństwo tego, że recesja się pojawi przed końcem przyszłego roku wynosi wg JP Morgan nawet 45 proc.
Bieżące dane wskazują, że Stany są wciąż dalekie od jakiejkolwiek recesji. Ostatni szacunek wykonany przez oddział Fed w Atlancie wskazuje na możliwy wzrost PKB w trzecim kwartale o 2,9 proc.
Jednak zdaniem banków sytuacja może się szybko pogorszyć, a pierwsze niepokojące sygnały są już widoczne na amerykańskim rynku pracy. Recesji zaczęły się też ostatnio obawiać rynki finansowe. Opublikowane przed weekendem dane z rynku pracy pokazujące wzrost stopy bezrobocia do poziomu najwyższego od 2021 roku wywołały w tym tygodniu spore spadki na giełdach w USA i na całym świecie.