- Program „Bezpieczny kredyt 2 proc.” wywołał największy wzrost cen mieszkań od 2007 roku
- NBP chce więcej rezerw walutowych inwestować w akcje na giełdach
- Dochody gospodarstw domowych w Polsce rosną najszybciej w OECD
- MFW przestrzega nas przed obniżkami stóp procentowych, ale są tez inne poglądy w tej sprawie
- Sprzedaż aut elektrycznych w Polsce wygląda bardzo słabo
Ten sam NBP chce też więcej rezerw walutowych zainwestować w akcje. Przy okazji w przestrzeni publicznej trwa też ciekawa dyskusja o tym, czy w Polsce należy szybko obniżać stopy procentowe, czy nie i od czego to zależy. Do tego bijemy rekordy, jeśli chodzi o tempo wzrostu dochodów w gospodarstwach domowych, ale nie chcemy potem tych dochodów wydawać na zakup aut elektrycznych, więc sprzedają się one u nas coraz słabiej.
Oto poranny brief - wszystko, co musisz wiedzieć o tym, co teraz dzieje się w gospodarce.
Program „Bezpieczny kredyt 2 proc.” wywołał największy wzrost cen mieszkań od 2007 roku
Mieszkania w największych miastach w Polsce na rynku wtórnym drożały w ciągu roku od wprowadzenia rządowego programu „Bezpieczny kredyt 2 proc.” najszybciej od 2007 roku – wynika z nowych danych opublikowanych przez Narodowy Bank Polski. Pokazuje to wyliczany przez bank tak zwany indeks hedoniczny mieszkań, czyli taka forma pomiaru zmian ich cen, która uwzględnia ich cechy takie, jak np. metraż. W okresie od lipca 2023 do czerwca 2024 ceny w siedmiu największych miastach w Polsce urosły licząc w ten sposób o 19,2 proc. Co ciekawe, rok wcześniej, czyli od lipca 2022 do czerwca 2023 ten wzrost wynosił tylko 2,9 proc. i był wtedy najwolniejszy od 2016 roku. Podobnie zmieniła się sytuacja na rynku pierwotnym. W ciągu ostatniego roku ceny poszły w górę o 20,4 proc., a rok wcześniej tylko o 4,8 proc. Wygląda więc na to, że lipiec przed rokiem był przełomowy, a to akurat wtedy zaczął funkcjonować program wymyślony przez rząd Mateusza Morawieckiego. W 2007 roku takim „dopalaczem” na rynku były kredyty frankowe, sprawiające wtedy wrażenie niskooprocentowanych
Najbardziej na średni wzrost wpłynął Kraków, gdzie mieszkania w ciągu ostatniego roku podrożały aż o 28,8 proc. na rynku wtórnym i o 31,8 proc. na pierwotnym.
O ponad 20 proc. w ciągu roku podrożały mieszkania w Poznaniu i Warszawie, a także w Gdyni, Katowicach i Lublinie (badania NBP obejmują łącznie 17 miast) na rynku pierwotnym, oraz w Kielcach na rynku wtórnym.
Jeśli chodzi o zmianę cen w drugim kwartale tego roku w stosunku do pierwszego kwartału, to też była ona wyraźnie dodatnia. Na rynku wtórnym sięgnęła ona nieco ponad 3 proc., a na pierwotnym 2,5 proc. jeśli chodzi o siedem największych miast i aż 5,4 proc. jeśli chodzi o dziesięć pozostałych. Warto tu zaznaczyć, że w Rzeszowie ceny już spadały, jeśli chodzi o rynek pierwotny, a w Bydgoszczy spadek zanotowano i na pierwotnym i na wtórnym.
W ostatnich tygodniach pojawiło się w Polsce kilka opracowań pokazujących pierwsze spadki cen mieszkań zanotowane w czerwcu, lub lipcu. Nie wykluczają się one z tym badaniem NBP, ponieważ ono obejmuje cały drugi kwartał, w którym cen zdążyły wzrosnąć w kwietniu i maju, zanim w niektórych miastach zaczęły delikatnie spadać w czerwcu.
NBP chce więcej rezerw walutowych inwestować w akcje na giełdach
NBP zamierza większą niż dotychczas część rezerw walutowych inwestować w sposób nieco bardziej ryzykowny, lokując je na rynkach akcji spółek giełdowych, a także w obligacjach korporacyjnych. W przypadku akcji kupowane mają być fundusze ETF, które zajmują się inwestowaniem pasywnym, czyli odwzorowują zmiany całego rynku, „naśladując” wybrany indeks giełdowy. W ten sposób inwestor unika ryzyka związanego z możliwymi spadkami cen poszczególnych spółek i traci tylko wtedy, kiedy w dół leci cały rynek, co zdarza się zdecydowanie rzadziej.
O zmianach w strukturze polskich rezerw poinformował Paweł Szałamacha,członek zarządu NBP w rozmowie w Obserwatorze Finansowym TV. Zmiany mają następować powoli, stopniowo i docelowo na rynku akcji ma pracować do 15 proc. całości rezerw, a w obligacjach korporacyjnych (które zwykle przynoszą wyższe odsetki niż obligacje emitowane przez państwa) do 5 proc. Jeśli chodzi o część akcyjną, to kupowane mają być jednostki funduszy ETF obejmujących rynki: brytyjski, europejski i amerykański.
Polskie rezerwy walutowe to obecnie 214 mld dolarów, z czego blisko 177 mld USD to część lokowana na rynkach, dzisiaj głównie w obligacjach rządowych. Reszta rezerw to złoto (30,5 mld USD) i SDRy, czyli papiery wartościowe emitowane przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
Dochody gospodarstw domowych w Polsce rosną najszybciej w OECD
Polska na początku tego roku miała najszybszy wzrost dochodów w gospodarstwach domowych spośród wszystkich kilkudziesięciu państw należących do OECD. Przekraczał on 10 proc., jeśli liczyliśmy go w przeliczeniu na mieszkańca i z uwzględnieniem inflacji, czyli realnie. Za nami w tym rankingu jest Portugalia ze wzrostem o 6,7 proc. i Chile ze wzrostem o 5,2 proc., natomiast średnia dla całego OECD to tylko 0,9 proc. Warto też zauważyć, że realne dochody w gospodarstwach domowych na przykład w Czechach i na Węgrzech spadały.
OECD podaje, że duży wzrost dochodów w Polsce jest spowodowany głównie wzrostem wynagrodzeń pracowników (płaca minimalna poszła w górę o kilkanaście proc., od stycznia wprowadzono też podwyżki w budżetówce), świadczeń socjalnych (np. 800 plus) oraz dochodów z tytułu własności. OECD podaje, że te ostatnie wzrosły w Polsce ponad trzykrotnie od końca 2021 r., głównie z powodu zwiększonych wpływów z odsetek w obliczu wyższych stóp procentowych.
Najwyższy wzrost dochodów to z jednej strony świetna wiadomość z punktu widzenia konsumentów, którzy mają więcej pieniędzy i całej gospodarki, bo jeśli tylko konsumenci zaczną te pieniądze śmielej wydawać, to pobudzi to koniunkturę gospodarczą na naszym rynku. Z drugiej strony tak szybki wzrost dochodów zawsze wiążę się z pewnym potencjalnym ryzykiem pobudzenia wzrostu także w przypadku inflacji, co może stanowić argument za tym, aby nie obniżać zbyt szybko obecnie wysokich w Polsce stóp procentowych.
MFW przestrzega nas przed obniżkami stóp procentowych, ale są tez inne poglądy w tej sprawie
W kwestii stóp procentowych mieliśmy w poniedziałek dwie bardzo ciekawe i raczej sprzeczne ze sobą wypowiedzi. Jedna ze strony MFW, druga ze strony członka Rady Polityki Pieniężnej. Międzynarodowy Fundusz Walutowy, w postaci Geoffa Gottlieba, wysokiej rangi przedstawiciela Funduszu w Europie Wschodniej, przestrzega nas przed zbyt szybkimi obniżkami stóp, z kolei Ludwik Kotecki z RPP wskazuje, że obniżki stóp będą wkrótce potrzebne polskiej gospodarce.
Gottlieb, cytowany przez Bloomberga mówi, że musimy uważać na szybki wzrost płac, który może kreować presję inflacyjną w gospodarce, ponieważ firmy mogą przerzucać wzrost kosztów wynagrodzeń na klientów, podnosząc ceny produktów. W takiej sytuacji lepiej więc nie obniżać stóp procentowych. Takie samo stanowisko utrzymuje zresztą Rada Polityki Pieniężnej w swoich oficjalnych komunikatach po kolejnych posiedzeniach.
Wypowiedzi jej poszczególnych członków zaczynają jednak ostatnio nieco odbiegać od tego sposobu myślenia i coraz częściej wspominają oni o możliwych obniżkach w przyszłym roku, a nawet w pierwszej połowie przyszłego roku. Ludwik Kotecki w rozmowie z money.pl poszedł jeszcze dalej i mówi o potrzebie rozważenia obniżki już na początku przyszłego roku, jeśli tempo wzrostu PKB w tym roku w Polsce nie przekroczy 3 proc. i nie będzie prognoz przyspieszenia tego wzrostu w przyszłym roku. Zdaniem Koteckiego rząd w najbliższym czasie będzie musiał zaostrzać politykę fiskalną, głównie z powodu unijnej procedury nadmiernego deficytu, więc aby nie zadusić przy okazji wzrostu gospodarczego, bank centralny powinien zacząć luzować politykę monetarną.
Sprzedaż aut elektrycznych w Polsce wygląda bardzo słabo
Polacy nadal nie są w stanie przekonać się w sposób bardziej masowy do samochodów elektrycznych. Z najnowszych danych wynika, że w lipcu sprzedano ich w naszym kraju tylko 1152 sztuki i oznacza to spadek o 0,1 proc. w stosunku do sprzedaży sprzed roku (chodzi o auta nowe). Nieco lepiej wygląda sytuacja w przypadku aut hybrydowych „plug-in”, czyli takich gdzie istnieje możliwość ładowania silnika elektryczne „z gniazdka”, a więc źródła zewnętrznego. Tutaj zanotowano wzrost sprzedaży o 3,2 proc. do blisko 1100 egzemplarzy. Wszystko to jednak bardzo małe liczby w porównaniu do łącznej sprzedaży wszystkich nowych samochodów w lipcu na poziomie 43142 sztuk. Sprzedaż ta również znacznie szybciej rośnie, bo o 18,4 proc.
Auta elektryczne w ogólnej sprzedaży nowych samochodów stanowiły więc w lipcu zaledwie 2,7 proc. Zdecydowanie większą popularnością na naszym rynku cieszą się pojazdy hybrydowe (bez ładowania z zewnątrz) i tradycyjne, spalinowe na benzynę lub olej napędowy.
Z badań przeprowadzanych na wielu rynkach na świecie wynika, że preferencje kupujących zaczynają szybciej przechylać się w stronę aut elektrycznych, kiedy zaczynają one przekraczać 5 proc. w strukturze sprzedaży wszystkich samochodów na rynku. Polska od tego progu jest wciąż dość daleko.