Nie chodzi o to, że „Racjonalność” jest książką złą. Pinker jest autorem ze ścisłej czołówki bestsellerów „New York Timesa”. Jego „Zmierzch przemocy” czy „Nowe oświecenie” czytały się świetnie i były szeroko komentowane. Pinker niedobrych książek po prostu nie pisze.
Chodzi raczej o mocne niezgranie amerykańskiej i polskiej debaty. Można bez trudu zrozumieć, na co liczył Pinker, podejmując w latach 2018-2019 prace nad tematem racjonalności (bo wtedy mniej więcej zaczął nad tą książką pracować). Chodziło oczywiście o zabranie głosu w toczącej się wtedy na całego debacie o głupieniu Ameryki. Debatę tę nakręcały środowiska liberalne przestraszone działaniami i słowami prezydenta Donalda Trumpa. To wtedy całymi dniami trąbiono o takich zjawiskach jak „postprawda” czy „alternatywne fakty”. Gdy wybuchła pandemia, dodano do tego antyszczepionkowców. Wszystko to składało się w całość. Miało przygotować grunt pod powiedzenie, że „ludzie są głupi, wierzą w bzdury, w nosie mają badania oraz opinie fachowców”. Kryzys racjonalności w Ameryce - przynajmniej zdaniem tych, którzy czuli się obrońcami racjonalności - narastał.