Zapewne wiele razy słyszeliście określenie „drukowanie pieniędzy”, ale właściwie niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, czym on w praktyce jest.
Wzrost PKB na kredyt
Żyjemy w erze ekstremalnego zadłużenia publicznego. W Japonii dług publiczny do PKB wynosi już 264 proc. Dla Grecji i Włoch to odpowiednio 162 i 137 proc. (dane ze strony tradingeconomics.com). W przypadku największej gospodarki świata (USA) to 122 proc. Problem pogłębia się – nietrudno zauważyć, że koszty obsługi długu są coraz wyższe, a często przewyższają nominalny wzrost PKB. Nakręca to spiralę zadłużenia – państwa muszą rolować stary dług – pożyczają na obecnych warunkach, żeby za uzyskane pieniądze spłacić poprzednie zobowiązanie.
Nie zastanawiało was nigdy, jak to możliwe, że pomimo starzejących się populacji i spadającej od kilku dekad produktywności pracowników (wynikającej w dużej mierze z procesów demograficznych właśnie), możliwy jest nieustanny wzrost gospodarczy w krajach takich jak USA, Wielka Brytania czy Japonia? Odpowiedź brzmi: wzrost zadłużenia.
Analizy platformy wiedzy Real Vision specjalizującej się w rynkach finansowych pokazują, że wielkość bilansu głównych banków centralnych świata (luzowanie ilościowe – QE) rośnie mniej więcej w takim samym tempie, co wzrost kosztów zadłużenia. Oznacza to, że banki centralne umieszczają w swoim bilansie coraz większą liczbę papierów dłużnych (głównie obligacji skarbowych oraz MBS-ów), zwiększając jednocześnie podaż pieniądza. Powoduje to jego dewaluację.
Ukryta inflacja
Z analiz wspomnianego Real Vision wynika, że dewaluacja walut po kryzysie finansowym w 2008 roku w wyniku tzw. dodruku wynosi globalnie średnio ok. 8 proc. rocznie. W przypadku niektórych krajów, np. USA i Fedu – to nawet więcej.
Z silnym wzrostem poziomu zadłużenia mieliśmy do czynienia także w Polsce w wyniku pandemii Covid-19. Duża jego część (obligacji) znalazła się w bilansie NBP. Suma bilansowa naszego banku centralnego wzrosła od końca 2021 do końca 2023 roku z 825,3 do 903,7 mld zł. To blisko 10-proc. wzrost w zaledwie dwa lata.
Jeżeli do wspomnianej skali dewaluacji waluty dodamy standardową inflację, oznacza to, że powinniśmy wygenerować sporo ponad 10-proc. rocznej stopy zwrotu z inwestycji, żeby realnie bogacić się. Co prawda wspomniane działania banków centralnych tylko w pewnej mierze wpływają na wysokość inflacji, jednak dodatkowy kapitał/płynność płyną na rynki finansowe, zwiększając ceny akcji czy nieruchomości. Widzimy już, w jaki sposób ubożejemy.
Jak pokonać inflację i dodruk?
Niezwykle trudno jest osiągać rocznie ponad 10-proc. stopy zwrotu. Po 2008 roku tylko dwie klasy aktywów zyskiwały na wartości, gdy w mianowniku umieściliśmy sumę bilansową Fed-u (podobnie wygląda polityka EBC czy Banku Anglii). To akcje spółek technologicznych (indeks Nasdaq) oraz rynek krypto (na przykład bitcoin, ether oraz kapitalizacja całego rynku kryptowalut). Dlaczego? Wygląda na to, że najlepszym uzasadnieniem jest to, że nowe technologie doświadczają bardzo silnej adopcji, co zwiększa ich wartość. Korzystają także ze wspomnianego dopływu płynności (kapitału). Oczywiście są to bardzo zmienne klasy aktywów, o czym należy pamiętać. W przeszłości maksymalne obsunięcia wartości kapitału zainwestowanego w spółki technologiczne czy kryptowaluty sięgały nawet 60-70 proc.