We wtorek rząd przyjął projekt budżetu państwa na 2023 r., w którym zaplanowano dochody w wysokości 604,4 mld zł, wydatki na poziomie 669,4 mld zł, a deficyt - nie większy niż 65 mld zł. Przewidziano, że wpływy z podatku VAT wyniosą 286,3 mld zł.

Jak powiedział PAP główny ekonomista Santander Bank Polska Piotr Bielski, przyjęte w projekcie budżetu założenia makroekonomiczne "nie są zbyt konserwatywne" i nie tworzą poduszki bezpieczeństwa. "Co prawda są bliskie konsensusowi rynkowemu, ale rzeczywistość dość szybko zmienia się na niekorzyść. Prognozy na przyszły rok będą się w najbliższym czasie pogarszać i będą przez ekonomistów rewidowane w dół" - wskazał Bielski.

Jego zdaniem przyszłoroczny wzrost PKB będzie wyraźnie niższy niż 1 proc., natomiast średnia inflacja może być trochę wyższa niż 10 proc. W przyjętym przez rząd projekcie budżetu założono, że wzrost PKB w przyszłym roku wyniesie 1,7 proc., średnioroczna inflacja 9,8 proc., a bezrobocie na koniec 2023 r. - 5,4 proc.

Ekonomista ocenił, że projekt budżetu został oparty "na mało realistycznych podstawach". "Mam wrażenie, że w budżecie przyjęto założenie, że tarcza antyinflacyjna nie będzie w przyszłym roku kontynuowana. Patrząc na założone wpływy z VAT, to dałoby się je osiągnąć tylko przy założeniu, że tarcza nie będzie przedłużona, a moim zdaniem, będzie, bo to jest rok przed wyborami" - stwierdził ekonomista. Dodał, że wpływy podatkowe są zawyżone przynajmniej o 30 mld zł.

Reklama

W ocenie Bielskiego założone wydatki budżetu państwa na przyszły rok mogą nie uwzględniać nowych działań osłonowych związanych z kryzysem energetycznym, jak zamrożenia taryf czy dopłat do węgla i innych źródeł ciepła.

"Wydaje się, że trudno liczyć na to, że deficyt uda się zrealizować na założonym poziomie" - podsumował Bielski.

kmz/ mmu/