W nadchodzących latach Polskę czekają gigantyczne wydatki związane z transformacją energetyczną i modernizacją sił zbrojnych. Z ich zasadnością trudno dyskutować – chodzi przecież o niższe koszty energii w przyszłości i poprawę bezpieczeństwa państwa. Wydane miliardy zaczną się zwracać w nadchodzących dekadach, jednak w najbliższym czasie trzeba będzie znaleźć pieniądze. Jak na razie jedynym pomysłem rządu na finansowanie tych inwestycji wydaje się wzrost długu publicznego.

Zadłużenie publiczne jest zupełnie normalnym i powszechnie stosowanym instrumentem finansowania potrzeb wydatkowych państwa. Jeśli tylko wzrost gospodarczy jest na tyle wysoki, by kompensować przyrost długu, to deficyt budżetowy nie stanowi większego problemu. Tak się jednak nieszczęśliwie składa, że lata dynamicznego wzrostu prawdopodobnie mamy już za sobą. Rosnące PKB naszego długu spłacać już nie będzie – a przynajmniej nie w takim stopniu, jak było do tej pory.

Kłopoty prymusa

Ministerstwo Finansów przedstawiło Wieloletni Plan Finansowy Państwa na lata 2023–2026. „Prezentowany scenariusz zakłada, że w bieżącym roku tempo wzrostu gospodarczego w Polsce znacząco wyhamuje – realny PKB wzrośnie o 0,9 proc. W kolejnych latach nastąpi stopniowe ożywienie gospodarki – w 2024 r. tempo wzrostu realnego PKB wyniesie 2,8 proc., a w latach 2025–2026 odpowiednio 3,2 proc. oraz 3,0 proc.” – czytamy w rządowym dokumencie. Trzyprocentowy wzrost wydaje się przyzwoity, jednak to wynik daleki od ubiegłych lat, gdy sięgał nawet 5 proc. Tymczasem potrzeby wydatkowe państwa będą większe niż podczas beztroskich lat sprzed pandemii. Według rządowej prognozy tegoroczny deficyt sektora finansów publicznych sięgnie prawie 5 proc. PKB. W przyszłym roku polskie finanse publiczne będą na 3,5-proc. minusie, a w latach 2025–2026 na 3-proc.

Reklama

CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP I NA E-DGP