Inflacja w czerwcu pobiła kolejny rekord, sięgając 15,6 proc. rok do roku. Na ile jest to skutek spowodowanych przez wojnę podwyżek cen paliw i energii?
Przez całą historię świata, również przez ostatnich 30 lat, gdy problemu inflacji nie było, ceny np. ropy czy energii zmieniały się - raz rosły, raz spadały. W tych ostatnich dekadach nigdy jednak nie prowadziło to do tak wysokich wzrostów cen w gospodarce. Rosnące ceny ropy wcale nie muszą wywołać inflacji. Nie ma takiego automatyzmu. Przypomnę, że w latach 2011-2015 ceny ropy były realnie wyższe niż teraz, a wtedy cały świat zmagał się z bardzo niską inflacją i zastanawiano się nad tym, co zrobić, by ją podnieść. Gdy inflacja jest niższa, produktów, których ceny rosną, kupujemy mniej na rzecz tych, które są tańsze. W efekcie nie dochodzi do nakręcenia się spirali - inflacja jest duszona w zarodku.
A co się dzieje teraz?
Przy rosnącej inflacji i ogólnej niepewności działa odwrotny mechanizm - kupujemy coraz więcej produktów, których ceny rosną, bo boimy się, że w przyszłości urosną jeszcze bardziej. Ścigamy się więc z inflacją, chcemy ją wyprzedzić, a to ją potęguje.
Reklama
Inflacja to wzrost cen wszystkich - a nie pojedynczych - produktów. Teraz w Polsce obserwujemy to zjawisko w pełnej krasie - drożeją żywność, usługi, wakacje, hotele etc. I to w tempie daleko przekraczającym dopuszczalne. Dotyczy to nawet produktów, na które rosnące ceny paliw i energii wpływają w niewielkim stopniu.
Czy możemy zatem mówić o występowaniu w Polsce spirali marżowo-cenowej albo płacowo-cenowej?
Spirala płacowo-cenowa polega na tym, że pracownicy - spodziewając się inflacji - oczekują wyższych płac, a ponieważ je dostają, wzrastają też ceny produktów. To z kolei powoduje, że pracownicy znowu proszą o podwyżki i tak się ta spirala nakręca.
Spirala marżowo-cenowa opiera się na bardzo podobnym mechanizmie. Producenci - oczekując inflacji - podnoszą marże, to sprawia, że ceny rosną, więc - z powodu podwyżek cen używanych przez siebie komponentów - producenci znów podnoszą marże itd. itd.
Obie te spirale łączy kluczowy element - oczekiwanie inflacji w przyszłości. Uważam więc, że podział między tymi dwoma rodzajami spirali jest sztuczny. Tu nie ma konfliktu - to są dwie strony tego samego medalu. Obie strony rynku w optymalny dla siebie sposób reagują na to, że spodziewają się wyższej inflacji.
Czy możemy stwierdzić, że oba te zjawiska występują obecnie w Polsce?
Szczerze mówiąc, nie jestem fanem tych nazw, bo one nam bardzo zawężają obraz tego, co się dzieje. Odbieram je jako swoiste pójście na łatwiznę w poszukiwaniu źródła problemu, szukanie kozła ofiarnego. Albo winni są pracownicy, którzy żądają podwyżek, a gdyby nie żądali, to inflacja by spadła, albo - na ten samej zasadzie - winę ponoszą producenci podnoszący marże. To błędne podejście - mogę sobie wyobrazić, że przez najbliższy rok nikt w Polsce nie dostaje grosza podwyżki, a ceny i tak rosną.
Z marżami byłoby analogicznie?
Mówienie o spirali marżowo-cenowej sugeruje, że chytrzy przedsiębiorcy wykorzystują inflację, by w nieuczciwy sposób podnosić swoje marże. W tym ujęciu sposobem na zwalczenie inflacji mogłoby być np. uregulowanie marż, wyznaczenie cen maksymalnych etc. A to błędne podejście, które nie rozwiąże problemu inflacji.

Rozmawiała Sonia Sobczyk-Grygiel