Co nas czeka w 2023 r.? Wielkie hamowanie w gospodarce?
Nowy rok powinien przynieść miękkie lądowanie po trzech latach szoków gospodarczych. Od rozpoczęcia pandemii wchodzimy z jednego kryzysu w kolejny - od recesji przez kryzys energetyczny, przerwane łańcuchy dostaw po wojnę i inflację. Pierwsze półrocze 2023 r. będzie zapewne trudne, bo inflacja będzie miała szczyt, a wzrost gospodarczy spowolni w okolice zera. Ale w drugim półroczu zobaczymy silne hamowanie dynamiki cen poniżej 10 proc., spodziewam się też ożywienia gospodarczego. Co kluczowe, rynek pracy będzie stabilny, czyli nie musimy obawiać się o silny skok bezrobocia. W pandemii mieliśmy szybkie odbicie gospodarki w kształcie litery V, a teraz poprawa koniunktury będzie stopniowa i ten cykl bardziej przypomina U. Jest szansa, że po czterech latach turbulencji kolejny rok, 2024, będzie pierwszym spokojnym, z powrotem na zrównoważoną ścieżkę wzrostu.
I nie szykują się do lotu kolejne czarne łabędzie? Była pandemia, teraz wojna.
Ryzyk w otoczeniu Polski nie brakuje, od napiętej sytuacji na Bliskim Wschodzie, pełzającego kryzysu zadłużenia krajów rozwijających się, napięcia w sektorze bankowym i energetycznym w Europie, po agresywne działania Rosji. Oczywiście duży wpływ na 2023 r. będzie miało rozstrzygnięcie w styczniu kwestii KPO. Zakończenie sporu o praworządność z UE wzmocniłoby nasze gospodarcze fundamenty, bo nie chodzi tylko o KPO. Pewność 770 mld zł unijnych środków z kolejnej perspektywy finansowej i z planu odbudowy oraz wzmocnienie wizerunku z perspektywy inwestycyjnej wzmocniłyby złotego i ustabilizowały deficyt handlowy, który powstał również w związku z tym, że kupujemy broń i - po wysokich cenach - surowce. Bylibyśmy też spokojni o wysoką dynamikę inwestycji na kolejne cztery lata.
Reklama
Brak porozumienia w sprawie KPO to destabilizacja polityczna, waluta pod presją osłabienia, droższy dług, a tempo inwestycji słabsze. Dlatego styczeń jest ważny dla scenariusza gospodarczego.
Zarządzany przez PFR system prefinansowania reform z KPO pieniędzmi z tarczy nie jest wystarczającym zabezpieczeniem w kontekście przyszłego roku?
Oczywiście, że KPO to nie jest być albo nie być polskiej gospodarki. Niemniej jest ono finansowane głównie przez kraje bogatsze, a premier Morawiecki uzyskał bardzo korzystne warunki dla Polski. KPO jest więc dla nas bardzo opłacalne. Prefinansowanie przez PFR zabezpiecza nas przed opóźnieniem i ryzykiem niewykorzystania tych środków, ponieważ trzeba je wydać do 2026 r., a wiele inwestycji wymaga trzech, czterech lat. Rozpoczęcie KPO po wyborach bez prefinansowania przez PFR oznaczałoby utratę nawet połowy ze 160 mld zł. Szybki start KPO to też pobudzanie koniunktury w momencie spowolnienia. Dodatkowo fundusze mają duże znaczenie z perspektywy waluty i rachunku obrotów bieżących, czyli finansowania powstałego w czasie wojny deficytu. To czynnik ryzyka ważniejszy niż sytuacja fiskalna. Bo ta jest pod kontrolą, wbrew twierdzeniom niektórych ekonomistów. To co bardziej niepokoi, to powstały od wybuchu wojny deficyt handlowy na poziomie 4 proc. PKB. Na szczęście napływają inwestycje bezpośrednie, ale brak KPO oznaczałby zmianę sposobu finansowania zewnętrznych potrzeb pożyczkowych Polski. Zapłacilibyśmy wtedy więcej za ryzyko, a w sytuacji turbulencji na rynkach finansowych waluta byłaby łatwiejszym celem ataków. To nie oznacza, że od razu wpadlibyśmy w kryzys, bo mamy solidne fundamenty, ale napływ środków z UE jest obecnie brakującą cegiełką do zbudowania naprawdę pozytywnych perspektyw rozwoju na kolejne lata.
Niektórzy ekonomiści biją na alarm. Dług nominalnie rośnie szybko, deficyt jest duży. Apokalipsa w finansach jest blisko?
To raczej apokaliptyczne kłamstwo. Dane są jednoznaczne. Dług całych finansów publicznych, z funduszami PFR i BGK, na koniec tego roku spadnie do ok. 50 proc. PKB i będzie istotnie niższy niż 54,2 proc. w 2016 r. - pomimo ponad 300 mld zł kosztów pandemii, wojny i kryzysu energetycznego. Deficyt finansów publicznych w latach 2021 i 2022. oscyluje wokół 3 proc. PKB, co daje nam jedne z lepszych parametrów fiskalnych w UE. W tym roku pojawiła się tzw. premia inflacyjna, ale rząd przeznaczył ją na działania osłonowe dla gospodarstw domowych i firm w związku z wysokimi cenami energii. Jeszcze przed pandemią dług spadł do zaledwie 45 proc., mieliśmy więc solidny bufor finansowy. To efekt uszczelnienia systemu podatkowego i redukcji luki VAT-owskiej, a także silnego wzrostu gospodarczego. Ostatnie trzy lata to dla wszystkich trudny czas, ale naprawdę udaje nam się skutecznie radzić z tymi wyzwaniami. Wzrost dochodów realnych Polaków mierzony PKB jest najwyższy względem IV kw. 2019 r. w całej UE, przy praktycznie braku bezrobocia i to w sytuacji przyjęcia miliona uchodźców. Takie są fakty, które powinny dawać nam poczucie bezpieczeństwa i nadzieję, że koszmar pandemii i wojny wkrótce minie, a my przejdziemy przez ten okres względnie suchą stopą. Nie mówię tego, kierując się urzędowym optymizmem, ale codziennie jesteśmy zalewani złymi i często nieprawdziwymi informacjami. A nie jest tak źle, jak się mówi, choć nie tak dobrze, jak byśmy chcieli. Warto z większym optymizmem zacząć nowy rok.
Ile środków z KPO napłynie w 2023 r., jeśli uda się osiągnąć porozumienie?
Przygotowujemy się na to, że wartość inwestycji z KPO w 2023 r. to ok. 20 mld zł, czyli 0,8 proc. PKB. Z kolei KPO i środki unijne w kolejnych trzech latach podniosą o 1,5 pkt proc. nasz wzrost gospodarczy. To także zdecyduje o tym, czy będziemy rosnąć w tempie 2,5 proc. czy 4 proc. PKB. Poza tym uważam, że w sytuacji, gdy wielu inwestorów myśli o skracaniu łańcuchów dostaw na świecie, decyduje, gdzie umiejscowić inwestycje, Polska może być jednym z większych beneficjentów tej ponownej reindustrializacji Europy. Ale musimy inwestować w konkurencyjność, bezpieczeństwo, transformację cyfrową i energetyczną oraz infrastrukturę. Zachód, w związku z wysokimi kosztami np. energii, szuka oszczędności. Dlatego takich firm jak Mercedes, inwestujących w Polsce, może być więcej.
A w ściąganiu tych inwestycji nie przeszkadza nam etykieta kraju przyfrontowego?
Już płacimy premię za ryzyko, widać to we wzroście oprocentowania długu. Dobrze to pokazuje CDS (instrument pochodny zabezpieczający przed ryzykiem niewypłacalności dłużnika - red.) - przed wojną wynosił około 40 pkt bazowych, teraz jest o 1,2 pkt proc. więcej. Ale dziś jesteśmy po właściwej stronie muru. Jesteśmy członkiem NATO i UE. Poza tym Korea Południowa od 50 lat jest krajem frontowym, a świetnie się rozwija. Co więcej, kiedy zakończy się wojna i Ukraina zacznie odbudowę, Polska stanie się naturalnym hubem dla tego procesu. A to zmieni układ gospodarczy w Europie, z korzyścią dla nas. Środki unijne, skracanie łańcuchów dostaw i zakończenie wojny - to trzy megatrendy, które mogą znacząco podnieść tempo naszego wzrostu w tej dekadzie. Kontynuując noworoczny optymizm: możliwe, że pomimo fatalnego początku lat 20. całą dekadę wygramy jako kraj bezpieczny i szybko się rozwijający. Już wiemy, że udało się skutecznie ochronić nasz potencjał ekonomiczny działaniami antykryzysowymi i nie grozi nam stracona dekada jak w krajach południa Europy. Pytanie, czy go teraz dobrze wykorzystamy. Część tej odpowiedzi poznamy w styczniu w kontekście KPO.
Trwałym trendem nie jest wzrost inflacji i stóp? Jakie mogą być tego efekty?
Zawsze jak USA podwyższają stopy, to świat odczuwa wstrząsy. A Amerykanie idą mocno ze stopami w górę, co powoduje odpływ kapitału z innych rynków i zmusza do płacenia więcej za dług. Szacuje się, że prawie50 krajów rozwijających się jest zagrożonych kryzysem niewypłacalności. Niestety kraje naszego regionu również, w pierwszej kolejności Węgry. Co istotne, aż 40 proc. długu tych krajów trzymają Chiny. Dość niepokojąco wygląda sytuacja południa Europy i Wielkiej Brytanii. Te pierwsze już borykają się z napięciami, bo są obciążone długiem i mają słaby wzrost gospodarczy. Z kolei rentowności obligacji Londynu przypominają poziom z czasu, gdy odchodziła Liz Truss. Problemy mają też banki europejskie. Przepraszam, ale jest takie powiedzenie na rynkach finansowych, że jak jest odpływ, to widać, kto pływał bez kąpielówek. Przekonamy się o tym w 2023 r. Polska przeżyła boleśnie odpływ kapitału na początku lat 80. i nadmierne kredyty zagraniczne epoki Gierka doprowadziły do bankructwa. Wtedy podobnie stało się w wielu krajach na świecie, głównie w Europie Centralnej i Ameryce Południowej. Teraz Polsce nie grozi taka sytuacja. Niemniej wiele krajów przechodzi poważne turbulencje. Zbankrutowały Sri Lanka oraz praktycznie Argentyna i Egipt. W bardzo trudnym położeniu są Turcja i Węgry oraz dziesiątki innych krajów. Niestety ten kryzys dotyka także kraje bogatsze, takie jak: Włochy, Japonia czy Francja, a nie Indie czy Chiny. To oznaka zmiany światowego ładu gospodarczego.
To, co się stało, wywołało też ruchy dotyczące polityki klimatycznej. W Polsce to kwestia atomu, Europa zmienia kierunki importu surowców i chce przestawiać się na źródła odnawialne.
Na szczęście czas działa na niekorzyść Putina. Coraz ciężej będzie mu destabilizować rynek, limity cenowe na gaz i ropę jednak działają - zmniejszają zyski. Bo Rosja, choć sprzedawała mniej, zarabiała więcej na wysokich cenach.
Obawiam się jeszcze trochę o sytuację żywnościową. Większość cen, np. surowców czy paliw, już wyraźnie spadła. Ale żywność nadal jest 30-40 proc. powyżej poziomów sprzed wojny. Pytanie więc, czy zobaczymy w 2023 r. dezinflację w tym obszarze.
Od czego to może zależeć?
Od zakończenia wojny i infrastrukturalnych zmian w branżach europejskich, np. nawozowej. Brakowało w tym roku nawozów z Białorusi, a to przełożyło się na ceny. Wojna zakłóciła też handel olejami i zbożami z Ukrainy. Ale i tak sądzę, że tak jak zaimportowaliśmy dwie trzecie inflacji, to w 2023 r. będziemy importować dezinflację przy zacieśnionej polityce pieniężnej NBP.
Ale nie przez podwyżki stóp?
Nie ma powodu podwyższania stóp tak długo, jak długo złoty jest stabilny. Nasza waluta, mimo turbulencji, jest na poziomie z początku 2022 r. Podaż pieniądza realnie spada, być może przydałoby się trochę poluzowanie 5 proc. buforu dla kredytów hipotecznych (przy liczeniu zdolności kredytowej banki muszą przyjmować bufor na zmianę wskaźnika WIBOR o minimum 5 proc., podczas gdy do końca marca 2022 r. mogło to być od 2,5 proc. do 3 proc. w zależności od banku - red.). Kryzysy najbardziej dotykają branżę budowlaną, zwłaszcza mieszkaniową. Z kolei wraz ze wzrostem inwestycji produkcja budowlana będzie miała perspektywy nowych, dużych kontraktów. Komisja wysłała już sygnał, że ten bufor będzie obniżać, co może przynieść ożywienie na rynku mieszkań w drugim półroczu. Za mieszkaniówką zawsze idą też takie branże jak AGD, która silnie odczuwa skutki spowolnienia.
Czy spodziewane orzeczenie TSUE w sprawie kredytów frankowych może mocno namieszać?
Gdyby zrealizował się skrajny scenariusz, tzn. orzeczenie mówi, że bankom nie należy się wynagrodzenie za kapitał, to byłyby straty dla sektora bankowego rzędu 100 mld zł. A to prowadziłoby do poważnego kryzysu bankowego, walutowego, fiskalnego. To byłby koszt nie do udźwignięcia i ultratrudna sytuacja z dnia na dzień. Zakładam, że do tego nie dojdzie, a nawet jeśli, to rząd i parlament podejmą jakąś interwencję regulacyjną. W marcu będziemy mieli opinię rzecznika generalnego TSUE i wówczas będzie widać, w którą stronę to zmierza. Natomiast rozwiązanie, by de facto kredyt frankowy był za darmo, jest skrajnie nieuczciwe, także w stosunku do kredytobiorców w złotym. Jeśli teraz jeszcze wszyscy podatnicy mieliby się składać na ratowanie banków, to tym bardziej taki wyrok nie miałby uzasadnienia.
Mamy wybory w tym roku, doświadczenia z kampanii pokazują, że władza zawsze daje wtedy „cukierki”. Jednocześnie mamy coraz większą skalę wydatków budżetowych na zbrojenie i coraz większą skalę finansowania pozabudżetowego.
Z ostatnich wypowiedzi premiera widać, że rząd ma świadomość, że sytuacja na rynkach jest trudna i że trzeba zwiększać dyscyplinę finansów publicznych. Rząd musiał podjąć trudną decyzję o dodatkowych cięciach wydatków na ok. 15 mld zł i o powrocie stawek VAT-owskich na prąd, gaz i paliwa, choć wynikało to również z oczekiwań Komisji Europejskiej. Myślę, że przy tej większej dyscyplinie i łagodnym spowolnieniu gospodarczym sytuacja fiskalna może zaskakiwać in plus. ©℗
Rozmawiali Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak