Z Izabelą J. Barry rozmawia Magdalena Rigamont

Ile lat jest pani poza Polską?

W Nowym Jorku 20, wcześniej w Kanadzie. Zaczęło się od Grecji w 1988 r.

Ponad 30…

Hm. Długo. Więcej niż połowa życia.

Powinna pani stracić prawo głosu w Polsce.

Konstytucja gwarantuje pani prawo do głosowania, bo jest pani polską obywatelką. I mnie też gwarantuje, bo jestem polską obywatelką.

Ale pani nie mieszka w Polsce.

Często słyszę ten argument. Inni przedstawiciele Polonii też. Nie mieszkamy w Polsce, ale jesteśmy Polakami i w każdej chwili możemy wrócić.

Jak wrócicie, to będziecie głosować, decydować o kształcie Rzeczypospolitej.

Rozumiem, że pani mnie prowokuje. Nie jesteśmy XIX-wiecznymi emigrantami, uchodźcami siedzącymi na paryskim bruku, którzy nie mają dokąd wracać. Jeździmy do Polski, wiele naszych dzieci i wnuków studiowało bądź studiuje w Polsce, niektórzy młodzi tam zostali, żyją, pracują, głosują. A ja myślę o tym, żeby wrócić na emeryturę. Mamy więc żywotne interesy w tym, żeby decydować o kształcie Rzeczpospolitej. Rozumiem te wszystkie obiekcje, ale nie można wykluczać Polaków tylko z tego powodu, że nie mieszkają w Polsce. Myślenie: twoje obywatelstwo jest lepsze niż moje, mój głos jest gorszy od twojego, doprowadzi nas tylko do jeszcze większych podziałów.

Polonia amerykańska to głównie zwolennicy PiS-u.

Zdaje pani sobie sprawę, że to mit, prawda?