Z Wawrzyńcem Kostrzewskim rozmawia Robert Mazurek

Długo był pan synem znanej mamy?

Dopiero po latach ktoś odkrył, że jestem synem Haliny Łabonarskiej, więc się nim stałem.

Łabonarskiej, tej pisowskiej aktorki z Radia Maryja?

Reklama
Tak ją zaklasyfikowano. I nikt już nie patrzy, na czym polega ta współpraca, że ona recytowała tam wiersze. Wystarczy, że tak napisali w Wikipedii.

Nie podejrzewam, by pańscy adwersarze słuchali Radia Maryja.

Nie sądzę, ale też nie jest to im do niczego potrzebne, tak samo jak wiedza, czy Łabonarska potrafi grać.

Pada pan ofiarą stereotypów?

Ona pada i ja padam. Z powodu poglądów matkę ominęło bardzo wiele, nie dostawała propozycji jakie powinna, od lat jest pomijana w filmie.

A pan?

A ja kolekcjonuję wykluczenia. Nikomu ze mną nie po drodze. Od lat jestem w absurdalnej sytuacji, bo nikt nie pozwala mi mieć moich własnych poglądów. Zostałem wzięty podstępem. Dopiero po czasie odkryłem, że jestem postrzegany jako syn Łabonarskiej, a ja chcę normalnie pracować, normalnie żyć, utrzymywać rodzinę, a nie być interpretowany jako domniemany prawicowiec.

Syn prawicowej aktorki musi być prawicowy?

W tym absurdalnym myśleniu jest logika, bo automatyczne przyporządkowywanie jest czymś naturalnym, już Wyspiański pisał „Niegodnych synowie – niegodni”. Ale też nie bardzo wiem, cóż miałbym z tym zrobić? Ostatnią rzeczą, na jaką miałbym ochotę, byłoby bieganie i tłumaczenie się: „Kochani, to nie tak! Kochajcie mnie, jestem inny niż myślicie”. Nie, dziękuję, to żałosne.

Cały wywiad z Wawrzyńcem Kostrzewskim przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP