Do 15 stycznia liczba żołnierzy USA w Afganistanie zmniejszyć się ma z 4,5 tys. do 2,5 tys., a w Iraku z 3 tys. do 2,5 tys. Dojdzie do tego w ostatnim tygodniu prezydentury Trumpa.
Ogłaszając we wtorek w Pentagonie wykonanie nakazu prezydenta Miller stwierdził, że wcześniej tego dnia rozmawiał z "przywódcami Kongresu, a także naszymi sojusznikami i partnerami za granicą".
Decyzja Białego Domu spotyka się z krytyką części urzędników w amerykańskiej administracji. Następuje tydzień po zwolnieniu przez prezydenta USA dotychczasowego szefa Pentagonu Marka Espera.
"Cztery lata temu prezydent Trump złożył obietnicę, że zakończy niekończące się wojny Ameryki" - tłumaczył krok doradca przywódcy USA ds. bezpieczeństwa narodowego Robert O'Brien. "Prezydent dotrzymuje obietnicy złożonej narodowi amerykańskiemu" - dodał.
O'Brien przekazał, że Trump "ma nadzieję, że do maja wszyscy (żołnierze USA z Iraku i Afganistanu) wrócą bezpiecznie do domów". "Chcę powtórzyć, że ta polityka nie jest nowa. Taka była od czasu objęcia urzędu przez prezydenta" - zaznaczył. I zapewnił, że rozmawiał o sprawie z sekretarzem generalnym NATO Jensem Stoltenbergiem.
Wcześniej, przed oficjalnym potwierdzeniem decyzji Białego Domu, szef NATO ostrzegał przed "bardzo wysoką" ceną za zbyt szybkie opuszczenie Afganistanu przez siły amerykańskie i sojusznicze, ostrzegając, że region "może ponownie stać się dla międzynarodowych terrorystów platformą do planowania i organizowania ataków na nasze kraje".
"Stoimy teraz w obliczu trudnej decyzji. Jesteśmy w Afganistanie od prawie 20 lat i żaden sojusznik NATO nie chce tam zostać dłużej niż to konieczne. Ale jednocześnie cena zbyt wczesnego lub nieskoordynowanego wyjścia może być bardzo wysoka" - podkreślił w oświadczeniu Norweg.
NATO przewodzi międzynarodowej misji na rzecz bezpieczeństwa w Afganistanie, gdzie m.in. szkoli afgańskie siły bezpieczeństwa. Z ok. 12 tys. żołnierzy Sojuszu, którzy tworzą stacjonują w tym kraju ponad połowa jest spoza USA.
Krytycznie o szybkim ograniczeniu amerykańskiego kontyngentu w Afganistanie wypowiedział się w poniedziałek szef republikańskiej większości w Senacie Mitch McConnell. Przemawiając w izbie wyższej parlamentu USA, ostrzegł że tylko "niewielka mniejszość" w Kongresie poprze taki krok i ocenił, że "zaszkodzi to naszym sojusznikom i zachwyci tych, którzy chcą naszej krzywdy".
Styczniowa redukcja sił USA byłaby już kolejną od czasu podpisania porozumienia między Waszyngtonem i talibami w lutym. W chwili podpisywania umowy w Afganistanie znajdowało się ponad 13 tys. amerykańskich żołnierzy .
Porozumienie przewiduje wycofanie wszystkich wojsk do końca kwietnia 2021 r., choć prezydent USA Donald Trump pierwotnie planował zakończyć proces do końca obecnego roku. We wrześniu rozpoczęły się negocjacje pokojowe między afgańskim rządem i talibami, jednak proces utknął w impasie, a działania wojenne nie ustały.
Stany Zjednoczone mają swoje siły w Afganistanie od października 2001 roku. Na inwazję na to azjatyckie państwo zdecydowano się w ramach tzw. wojny z terroryzmem po zamachach z 11 września 2001 roku.
W Iraku żołnierze USA stacjonują od 2003 roku i II wojny w Zatoce Perskiej. Na atak militarny zdecydowano się w oparciu o dane wywiadowcze, głoszące że ówczesny prezydent Iraku Saddam Husajn posiadał broń masowego rażenia, która była zagrożeniem dla Stanów Zjednoczonych. Nie przedstawiono na to dowodów.