Z Tadeuszem Cymańskim rozmawia Magdalena Rigamonti
Panie pośle...
Ostatnio jestem taki trochę wycofany.
Wycofał się pan, bo choroba, nowotwór?
Reklama
Lekarze mówią, że nowotwór na razie pokonany.
No to jaki powód?
Ta nienawiść zjadliwa.
W pana obozie?
Wszędzie. Zwłaszcza wojna mnie przytłoczyła.
W Ukrainie czy polsko-polska?
Mówi się, że wojna dobrych ludzi czyni lepszymi, a złych gorszymi. Ale przecież to są bardzo poważne zagrożenia dla nas wszystkich. W takim momencie instynkt powinien skłaniać do dialogu, powinno się nawet zrobić zawieszenie broni.
Pan teraz mówi do swojego partyjnego szefa Zbigniewa Ziobro, do Janusza Kowalskiego, do kogo?
Najgorsza jest wojno polsko-polska.
Pan uczestniczy w niej od co najmniej sześciu lat.
Żaba się błota nie wyrzeka. Może napijmy się kawy. Podwójne espresso?
Cappuccino.
Poseł Cymański podśpiewuje.
Capu, capu, capuccino. Proszę bardzo.
Jakoś pan inaczej wygląda, inne kolory, coś innego jest w panu.
Przyjechałem z domu, z Malborka, i okazało się, że tu, w Warszawie, mam tylko ciemne koszule. Mam niebieskie oczy i lepiej mi w jaśniejszych. Wyszedłem z tych różnych opałów zdrowotnych i we wszystkim, co robię i co mówię, używam trybu warunkowego. Nie mam tak silnej wiary, jakbym chciał, ale wiem, że przyszłość jest nie w moich rękach. Jeśli dożyję i będę w zdrowiu, w kondycji, to... Właśnie tak mówię i tak myślę.
Teraz jest pan w zdrowiu, nowotworu nie ma, dobrze rozumiem?
Dobrze. Ktoś z bliskich znajomych powiedział celnie: „Tadziu, ten Pan Bóg się z tobą cacka, jakie ty masz chody”. Nowotwór został szybko wykryty, dzięki badaniu na wszelki wypadek. I szanse na przerzuty są tylko od 3 proc. do 5 proc.
Płacz był?
Kiedy byłem małym dzieckiem, to chodziłem z mamą do kościoła, ale również na pogrzeby. Pamiętam te płacze, nawet krzyki, czasami ktoś się rzucił na trumnę. Potem, już w dorosłości, zdarzyło mi się mieć epizod grabarski i też widziałem wielkie emocje, łzy, różne rzeczy. Teraz kiedy jestem na pogrzebach, wszystko jest bardziej techniczne, w zasadzie nie ma łez, nie ma emocji, po prostu przyjmujemy do wiadomości, że znowu ktoś odszedł. Myślę, że dziś śmierć, starość, choroby są rugowane z naszego życia, z codzienności, jakby ich nie było, jakby nas nie dotyczyły. Jechałem pociągiem. Razem ze mną w przedziale pani. Elegancka, wykształcona. Okazało się, że wracała z pogrzebu swojej babci. Rozmawialiśmy i ona w pewnej chwili mówi: „Co oni z tą moją babcią zrobili. Wyglądała, jak Barbie, tak ją po śmierci wymalowali do trumny”. I wniosek z tego taki, że jak już się śmierć pokazuje, to musi być piękna, musi pachnieć.
To są refleksje, które ma pan po tym, kiedy się dowiedział o raku?
Chodzi o skłonność do wzruszania się.
Pan ma tę skłonność, czy pan nie ma?
To się zmieniło. Teraz mam mniejszą niż kiedyś. Ale zastanawiam się nad sobą.
Zapłakał pan nad sobą czy nie?
Nad sobą - nie. Przestraszyłem się. Mój szwagier palił papierosy i mówił: co ma być, to będzie. I nie ma go już z nami. A życie płynie dalej. Czasami mam wrażenie, że jest filmem. Jak pani wie, wiodę bardzo aktywne życie, przez cały czas mnie coś ciekawi, coś zajmuje. Kiedyś miałem bardzo chłonny umysł, nie tak chłonny, jak np. śp. Ludwik Dorn, ale jednak przyswajałem i zapamiętywałem bardzo dużo informacji. Kiedyś nawet powiedziałem Ludwikowi: „Gdybym ja miał twoją głowę, tobym tu karty rozdawał”. Jego komentarze, poczucie humoru - u niego szło wszystko z rękawa. Brakuje go. Łapię się na tym, że coś czytam, patrzę, a tu jest coś o koralowcach i już jestem cały w koralowcach. A ja chciałbym umieć robić selekcję i robić postanowienia, ba, pilnować się tych postanowień, że np. czytam tylko to, co dotyczy finansów publicznych. Wiem, że to nie jest porywające, że trzeba mieć do tego łeb jak sklep, a do tego umiejętność absolutnego skupiania się i wiedzę ekonomiczną.
Pan ma, a Polski Ład pan przepuścił.
Tak jak przepuściłem kiedyś OFE, co największym wstydem mnie ogarnia. Byłem wtedy w AWS.
Wiedziałam, że ja będę pana pytać o Polski Ład, a pan: „a przez osiem ostatnich lat...”
Jeśli szybko coś idzie, szybko się załatwia, to są błędy.
Pan i pana koleżanki i koledzy z obozu rządzącego wszystko szybko, po nocach, załatwiacie.
Za szybko. Nie tylko ja byłem zaskoczony, że w tym Polskim Ładzie były błędy. I to błędy ogromne.
Podstawowe.
Pani tak je może nazywać. Były przeprosiny, była pierwsza próba naprawy, jest druga.
I co z tego?
Nazywają mnie często socjalistą, a poza tym uważam, że on jeszcze ostatniego słowa nie powiedział.
Kto?
Socjalizm. Taki np. Adrian Zandberg, wróg numer jeden dla mnie, ale w sprawach społecznych socjalnych, społecznych z przyjemnością go słucham.
Panie pośle, pan wie, dokąd prowadzą skrajności, przeżył pan socjalizm, komunizm właściwie, widzi pan też w swoim ugrupowaniu skrajne postawy.
Ludziom na spotkaniach mówię: „Nie wierzcie im, nie wierzcie nam, nie wierzcie politykom, tylko sprawdzajcie, co robią, co robimy”. Oczywiście w polityce skala zaniedbań, skandali jest spora. Płacimy za nie i może nawet przez nie przegramy wybory.
A który pana zdaniem jest największym skandalem?
Nie użyłem słowa „skandal”.
Użył pan.
Jako przytomny człowiek nie będę wskazywał. Niech inni to robią, niech krytykują. W różnych programach prominentni socjologowie i dziennikarze stawiają pytanie - jak to jest możliwe, żeby ciągle tyle różnych spraw było w PiS, w Zjednoczonej Prawicy, a oni ciągle notują ponad 30-proc. poparcie. Dlaczego tak jest? I najlepiej odpowiedział prof. Zdzisław Krasnodębski. Mówił, że ludzie nie mają takiej wiedzy, nie wchodzą głębiej w sprawy, myślą w bardzo prosty sposób.
Właśnie, nie mają wiedzy, a telewizja rządowa im jej nie daje.
Marek Biernacki, bardzo fajny gość, mój człowiek, komuś w PO rozum odebrało, że takiego faceta wysiudano. Jeździłem z nim przez wiele lat pociągami i rozmawiałem. I on dał mi książkę „Mózg polityczny” o amerykańskich wyborach. Al Gore w powszechnym odczuciu był lepszy, a przegrał z George’em Bushem. Tam jest opisana scena z mityngu wyborczego. Podeszła do niego jakaś Amerykanka i powiedziała: „Pan jest najlepszy, pan będzie prezydentem”. I dodała: „Każdy trzeźwo myślący Amerykanin zagłosuje na pana”. Al Gore się uśmiechnął, podziękował i powiedział: „To mnie nie wystarczy, ja muszę mieć większość”.
Zdaje pan sobie sprawę, co pan teraz mówi? Że trzeźwo myślący nie głosują na pana, na Zjednoczoną Prawicę.
I odwrotnie.
To Zjednoczona Prawica ma większość.
To jest dramat demokracji. Leszek Miller to ujął najtrafniej: „My mamy rację, a oni mają większość”.
Pan, chrześcijanin, facet, który przeżył graniczną sytuację, powtarza de facto „ciemny lud wszystko kupi”.
Historia pokazuje, że propaganda wiele razy w Polsce święciła triumfy. A ja się trzymam faktów, konkretów i kalkulatora. I to mówię też ludziom. Moje dzieciństwo, moje życie mnie ukształtowało. I wiem, że miarą demokracji jest troska o najsłabszych. I w tej sprawie mamy rachunki na naszą korzyść, można to sprawdzić kalkulatorem.