Rozpoczynamy projekt budowy Muzeum Bitwy Warszawskiej! Dziś została wyłoniona koncepcja. Trzymajcie kciuki – termin sierpień 2020…” – napisał na Twitterze 14 sierpnia 2017 r. minister Michał Dworczyk. To już druga rocznica nieotwarcia wystawy stałej w Ossowie. Znamienne: w pierwszą prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę o odbudowie Pałacu Saskiego. Muzeum Bitwy Warszawskiej nie zostanie otwarte i w tym roku. I nic nie wskazuje na to, że zwiedzający przekroczą jego próg w przyszłym.
W 2002 r. Lech Kaczyński, wówczas prezydent Warszawy, obiecał wybudować Muzeum Powstania Warszawskiego, powierzając to zadanie Janowi Ołdakowskiemu, który nadal kieruje placówką. Prace budowlane ruszyły w kwietniu 2004 r. Ekspozycja została otwarta w przededniu 60. rocznicy Godziny W, a więc trzy miesiące później. Była to pierwsza wystawa narracyjna w Polsce, która zmieniła tym samym krajowe muzealnictwo. Dziś, kiedy 1 sierpnia o godz. 17 syreny wyją już nie tylko w Warszawie, 38,9 proc. Polaków zatrzymuje się na ulicy, a prawie 42 proc. śledzi przebieg obchodów w mediach (badanie IBRiS dla Muzeum Powstania Warszawskiego). Za sukces, a jednocześnie dziedzictwo Lecha Kaczyńskiego i zespołu, który skompletował, uznaję to, że powstanie znalazło się w kanonie wydarzeń historycznych ważnych nie tylko dla mieszkańców stolicy. Czy Zjednoczona Prawica zadaje sobie pytanie, co w obszarze pamięci zbiorowej będzie jej dziedzictwem? Praktyka pokazuje, że nie.
Istnieje wyraźna różnica między polityką historyczną pierwszego PiS a Zjednoczonej Prawicy. Opisują ją dwie mocno powiązane ze sobą zmienne. Pierwsza to – by posłużyć się określeniem ukutym przez samego Jarosława Kaczyńskiego – imposybilizm. Drugą jest dynamika wewnętrznej radykalizacji, pojęcie to pożyczam od prof. Dariusza Stoli.

Prędzej uderzy się o ścianę

Reklama
„To z niepodległościowego ruchu zrodzonego w końcu XIX i na początku XX w., z przykładu, jaki dała niepodległościowa walka rewolucji 1905 r. i lat 1914–1918, zrodził się system wartości przekazany kolejnemu pokoleniu II RP. Przekazany przez tych, którzy w Polskę zawsze wierzyli” – 31 lipca 2004 r. podczas otwarcia Muzeum Powstania Warszawskiego prezydent Lech Kaczyński mówił w ten sposób o tych, którzy kształtowali patriotyczną postawę pokolenia AK. 16 lat później czołowy polityk PiS Stanisław Karczewski nazwie na Twitterze przyjęcie przez Senat uchwały upamiętniającej rewolucję 1905 r. aktem „neobolszewizmu”. To tylko jeden z przykładów, za pomocą których można wyjaśnić, na czym polega owa dynamika wewnętrznej radykalizacji.
W marszu organizowanym przez środowiska narodowe 1 sierpnia udział deklaruje 1,8 proc. badanych. Abstrahując od tego, że uwaga, którą poświęcamy temu wydarzeniu, jest więc nieproporcjonalna, istotne jest to, że minister kultury Piotr Gliński dotuje dziś Roberta Bąkiewicza, a nie Muzeum Powstania Warszawskiego. Samo powstanie również nie zajmuje już tak istotnego miejsca w narracji: zostało politycznie skonsumowane – historyczne zaplecze PiS ponad uważaną za lewicową AK stawia NSZ, a „żołnierze wyklęci” stają się coraz pojemniejszym zbiorem, w którym mieści się już nawet rotmistrz Witold Pilecki. Zresztą przed Godziną W Instytut Pamięci Narodowej zapraszał właśnie do Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL.
Cały tekst przeczytasz w Dzienniku Gazecie Prawnej i na e-DGP