Uchwalenie ustawy o speckomisji do badania wpływów rosyjskich można potraktować jako ważną cezurę w historii rządów Prawa i Sprawiedliwości. Formacja ta ma już wprawdzie na koncie co najmniej kilka posunięć wywołujących nie tylko oburzenie u jej zdeklarowanych przeciwników, lecz także opór i niechęć sporej części własnych wyborców (wspomnijmy choćby antyaborcyjne orzeczenie podporządkowanego partii Trybunału Konstytucyjnego, niesławną nowelę do ustawy o IPN czy wybory kopertowe).

Po raz pierwszy jednak obóz Zjednoczonej Prawicy tak otwarcie porzucił pozory, wprowadzając do porządku prawnego rozwiązania jawnie sprzeczne z istotą zarówno demokracji, jak i państwa prawa. Po raz pierwszy też w zasadzie przyznał wprost, że bez takich rozwiązań nie jest w stanie rządzić i realizować podstawowych celów państwa. Jeśli bowiem komisja o tak nadzwyczajnych uprawnieniach jest konieczna, by ograniczyć rosyjskie wpływy w Polsce, znaczy to ni mniej, ni więcej, że wszystkie powołane do dbania o bezpieczeństwo Polaków organy – policja, prokuratura, służby specjalne i sądy – całkowicie zawiodły. Za stan tych instytucji i efektywność ich funkcjonowania odpowiada zaś nie kto inny, jak rządząca od ośmiu lat partia. Jest to gorzkie podsumowanie drogi przebytej przez PiS, biorąc pod uwagę, że wzmocnienie sprawczości państwa i przełamanie tego, co Jarosław Kaczyński nazywa „imposybilizmem”, stanowiło jeden z najważniejszych punktów jego programu od powstania formacji. A była to droga długa i nieoczywista.

Treść całego artykułu można przeczytać w piątkowym weekendowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej oraz w eDGP.