Bo Polska dojechała do ściany. Przez lata obowiązywała zasada, której symbolem stał się prezydent Bronisław Komorowski: Nie masz dachu nad głową? To „zmień pracę, weź kredyt”. Ale tak się już dalej nie da. Olbrzymia część młodych ludzi, którzy ciężko pracują, nie ma zdolności kredytowej. Ceny mieszkań ciągle idą w górę, w górę poszły też stopy procentowe. Polityka mieszkaniowa pod hasłem „Polaku, poradź sobie sam” nie działa. Coraz brutalniej uderza to w ludzi, którzy nie odziedziczyli mieszkania po cioci czy babci.
To już było i nie zadziała. Ćwiczyliśmy dopłaty do kredytów za poprzedniego PiS-u, potem za PO. Efekty były nędzne. I podobnie będzie teraz. Bo problem nie leży po stronie popytu, tylko podaży. Mieszkania to nie są kajzerki. Nie wystarczy włożyć więcej ciasta do pieca, aby po chwili wyjąć gotowe bułki. Naprawdę nie trzeba być geniuszem, żeby przewidzieć, jak zadziałają te kredyty. Pieniądze z budżetu państwa, poprzez banki i ich klientów, płyną do firm deweloperskich. Na rynku pojawia się więcej pieniędzy, ale mieszkań jest ciągle tyle samo. Co robi w takiej sytuacji deweloper? Oczywiście podnosi ceny. To nie jest teoria, to doświadczenie. Rząd znów ładuje środki w narzędzie, które nie działa.
Kredyt proponowany przez PO niczym nie różni się od kredytu oferowanego przez PiS. To też jest droga donikąd. Dopłaty dla banków i deweloperów – bo do tego to się sprowadza – podtrzymują tylko patologiczną strukturę. A koniec tej historii będzie taki, że rodziny, która nie mogła pozwolić sobie na zakup mieszkania przed programem dopłat, nadal na to mieszkanie nie stać. I jesteśmy w punkcie wyjścia, tylko po drodze spalimy miliardy złotych.
Pieniądze trzeba wydawać z głową. Lewica nie będzie palić pieniędzmi z budżetu w piecu. Dlatego głosowaliśmy przeciwko tej ustawie.
CAŁY WYWIAD WE WTORKOWYM WYDANIU DGP I NA E-DGP