W piątek pojawiła się informacja, że CBA przeprowadziło przeszukanie w mieszkaniu pani sędzi w związku z zarzutami, jakie zamierza pani postawić Prokuratura Krajowa. Co tak naprawdę się wydarzyło?
Beata Morawiec, sędzia Sądu Okręgowego w Krakowie, prezes Stowarzyszenia Sędziów „Themis”, członek Krajowej Rady Sądownictwa w latach 2002–2010: O godz. 6.30 zjawili się u mnie funkcjonariusze CBA oraz prokurator, który specjalnie pofatygował się z Warszawy. Okazano mi postanowienie nakazujące wydanie wszystkich nośników elektronicznych, na których miałaby być zapisana wykonana przeze mnie na rzecz Sądu Apelacyjnego w Krakowie analiza na temat windykacji należności sądowych w aspekcie wydziału karnego (PK twierdzi, że umowa o wykonanie tego opracowania miała charakter fikcyjny i służyła jedynie ukryciu wyprowadzenia środków Skarbu Państwa – przyp. red.).
Czy pani zdaniem działania funkcjonariuszy miały podstawy prawne?
Moim zdaniem dopóki sędziemu nie uchyli się immunitetu, przeprowadzanie takich czynności jest niedopuszczalne. To sprzeczne z konstytucją.
Reklama
Wydała pani nośniki?
Po długiej wymianie zdań z funkcjonariuszami, którym przedstawiłam moje stanowisko, usłyszałam, że jeżeli nie wydam nośników, będzie przeprowadzone przeszukanie. Wydałam więc laptopa, zastrzegając przy tym, że może to prowadzić do naruszenia tajemnicy narady sędziowskiej. Na laptopie mam bowiem zapisane projekty przyszłych rozstrzygnięć, projekty uzasadnień itp. Są tam też dane wrażliwe objęte RODO. Mimo to funkcjonariusze zabrali sprzęt.
Co teraz zamierza pani zrobić?
W trybie natychmiastowym będę składać zażalenie na postanowienie o wydaniu nośników. Nie zmienia to jednak tego, że funkcjonariusze są już w posiadaniu informacji na temat prowadzonych przeze mnie postępowań sądowych, co nigdy nie powinno mieć miejsca.
Czy to pierwszy tego typu przypadek?
Ależ skąd! Zdarzały się już tego typu przypadki. Znane są mi przynajmniej dwa. Jeden to głośna sprawa z zeszłego roku, kiedy to agenci CBA na polecenie PK weszli do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa. Chcieli skopiować dyski twarde z komputera i laptopa jednego z sędziów. Miało to mieć związek z prowadzonym postępowaniem karnym wobec sędzi, która miała przekroczyć uprawnienia. Akcja jednak spaliła na panewce, gdyż na drodze agentom stanął wiceprezes sądu ds. karnych, który prawnie i fizycznie uniemożliwił skopiowanie dysków. Drugi przypadek nie miał tak szczęśliwego zakończenia – agenci CBA przyszli do mieszkania sędzi pod jej nieobecność i zażądali od jej syna wydania laptopa, co ten uczynił.
Przywłaszczenie środków publicznych, działanie na szkodę interesu publicznego w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, nadużycie uprawnień i przyjęcie korzyści majątkowej – takie zarzuty zamierza pani postawić prokuratura. I są to poważne zarzuty.
Oczywiście że poważne, ale pod warunkiem, że opierają się na rzetelnym materiale dowodowym i są zasadne. Jeżeli jednak są pomówieniem albo efektem braku właściwego prowadzenia postępowania, to one takimi zarzutami nie są. Są po prostu pomówieniami niszczącymi dobre imię osoby oskarżanej.
Na razie jednak nie widziała pani materiału dowodowego zgromadzonego w pani sprawie przez PK.
To prawda, dowiedziałam się o całej sprawie z mediów. Byłam bardzo zaskoczona tą informacją. Nikt z prokuratury ze mną nie rozmawiał nawet „na notatkę”, nikt mnie nie przesłuchiwał, nikt nigdy w jakiejkolwiek formie nie rozmawiał ze mną na temat tej sprawy. Tak więc jeżeli chodzi o treść zarzutów, to byłam bardzo zaskoczona.
A jeżeli chodzi o sam wniosek o uchylenie immunitetu?
Szczerze powiedziawszy spodziewałam się tego od dłuższego czasu. W podobny sposób są traktowani wszyscy sędziowie, którzy nie patrzą biernie na to, co politycy robią z wymiarem sprawiedliwości. Wystarczy wspomnieć takich sędziów jak Waldemar Żurek, Igor Tuleya, Paweł Juszczyszyn czy Krystian Markiewicz. Wszyscy oni mają albo zarzuty dyscyplinarne, albo próbowano postawić im zarzuty karne. Atak na mnie był więc przewidywalny. Prędzej czy później musiało spotkać to także i mnie. Jednak szczerze powiem, że skala tego ataku jest szokująca.
Przyznała pani, że nie widziała żadnych materiałów, którymi dysponuje PK. I mimo to jest w stanie już dziś stwierdzić, że są to bezpodstawne zarzuty? Jest pani w 100 proc. pewna?
Tak, choć przyznam, że do dziś nie udało mi się ustalić, kto to jest Marek B. (prokuratura twierdzi, że wręczył on Beacie Morawiec telefon komórkowy w zamian za wydanie korzystnego wyroku w jego sprawie – przyp. red.). Póki co wiadomo jedynie, że nie byłam referentem w sprawie dotyczącej takiego człowieka, bo bym to zapamiętała. Nie przypominam sobie żadnej takiej osoby, a tym bardziej nie przypominam sobie, żebym miała z nią kiedykolwiek rozmawiać. A na pewno wiem, że nigdy od nikogo żadnego telefonu nie dostałam. Nikt nawet mi takiej propozycji nie śmiał składać. A nie cierpię ani na zanik pamięci, ani nie mam alzheimera.
I naprawdę nie kojarzy pani żadnej sprawy, w której przewodniczyła pani składowi orzekającemu, który wydał wyrok umarzający postępowanie w sprawie Marka B.?
Naprawdę. I nie ma w tym nic dziwnego. Nie mogę tego wykluczyć, że zasiadałam w składzie, który rozpoznawał taką sprawę, ale sobie tego nie przypominam. Jeżeli wyrok zapada w składzie trzyosobowym, to tak naprawdę najlepiej akta sprawy zna sędzia sprawozdawca, czyli ten sędzia, w którego referacie sprawa jest. To on, przed rozpoczęciem rozprawy, w trakcie narady sędziowskiej referuje pozostałym członkom składu orzekającego całą sprawę. I jeżeli pozostali sędziowie nie mają wątpliwości, jeżeli ocena materiału dowodowego dokonana przez sprawozdawcę jest zgodna z ich oceną, to przychylają się do zaproponowanego sposobu rozstrzygnięcia sprawy. Takich spraw są tysiące, niemożliwością jest spamiętanie każdej. Inaczej, gdy sprawa budzi jakieś wątpliwości, gdy sędzia np. składa zdanie odrębne. Takie sprawy to i owszem zapadają w pamięć. Ale to się też dzieje bardzo rzadko.
Część zarzutów, które mają zostać pani postawione, jest związana z prowadzonym przez prokuraturę głośnym śledztwem w sprawie afery korupcyjnej w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie. Pani wygrała już w I instancji z ministrem sprawiedliwości sprawę o ochronę dóbr osobistych, gdzie sąd uznał, że nie można było, a tak właśnie zrobił MS, łączyć odwołania pani ze stanowiska prezesa Sądu Okręgowego w Krakowie z tą właśnie aferą. Minister odwołał się od tego wyroku i sprawa czeka na rozpoznanie przez sąd apelacyjny. Czy ta koincydencja czasowa jest przypadkowa?
Uważam, że moment, w którym te zarzuty się pojawiają, a więc zaraz po tym, jak sąd okręgowy wreszcie, bo po ponad roku, przekazał akta tej sprawy do sądu apelacyjnego, z całą pewnością nie jest przypadkowy. Po postawieniu mi zarzutów zapewne sąd apelacyjny zawiesi to postępowanie. Może dojść do wniosku, że wyrok sądu w sprawie karnej może mieć wpływ na treść orzeczenia sądu cywilnego. Jeżeli bowiem sąd karny stwierdzi, że brałam udział w tym, co się działo w krakowskim sądzie apelacyjnym, to rację miał minister Ziobro, łącząc moją osobę z zatrzymaniami dyrektorów sądów.
Podkreśla pani, że nic nie wiedziała o zamiarze postawienia pani zarzutów przez PK. Ale czy to nie jest standardowa procedura – najpierw uchylenie sędziemu immunitetu i dopiero potem postawienie zarzutów, a co za tym idzie udostępnienie mu materiałów zgromadzonych przez śledczych?
To prawda, sędziowie przed uchyleniem im immunitetu nie mają dostępu do akt postępowania. Ale zdecydowanie tu nie chodzi o dostęp do akt, lecz o to, żeby materiał dowodowy, na podstawie którego stawia się sędziemu zarzuty, był rzetelny. W przeciwnym wypadku prokuratorzy zaczną żądać uchylenia immunitetów sędziom na podstawie każdego pomówienia podsądnego, nie weryfikując wcześniej wersji przedstawionej przez oskarżającego. A przecież taka weryfikacja to nic trudnego. Wystarczy skonfrontować stanowiska stron, które, mówiąc kolokwialnie, są w sporze. Wystarczyło porozmawiać ze mną chociażby „na notatkę”. Przecież, jeżeli chce się strzelać do kogoś z armaty, to należy najpierw sprawdzić, czy ładunek, który jest w środku, nie jest przypadkiem niewypałem.
Już drugi raz używa pani sformułowania „na notatkę”. Co to oznacza?
Jest to rozmowa, z której nie sporządza się protokołu, a właśnie notatkę służbową. Prokuratorzy nie lubią takich czynności, gdyż takie notatki nie mogą być później wykorzystane jako materiał dowodowy w postępowaniu. Sąd orzekający nie może się oprzeć na treści takiej notatki. Nie może się też oprzeć na zeznaniach oskarżonego, które ten składa na wcześniejszym etapie postępowania jeszcze w roli świadka. A to z prostego powodu, że składając zeznania, świadek czyni to, będąc pouczonym o odpowiedzialności karnej, natomiast będąc już oskarżonym, może bezkarnie kłamać. Prokuratorzy generalnie nie chcą takich czynności przeprowadzać, gdyż pod kątem procesowym są one dla nich bezużyteczne. Jeżeli jednak mają być rzetelni i chcą postawić sędziemu zarzuty takiego kalibru jak mnie, to powinni chociaż zapytać sędziego, co ma do powiedzenia w danej sprawie. Uważam, że podanie do publicznej wiadomości informacji o tak poważnych zarzutach wobec sędziego, bez jakiejkolwiek próby ich weryfikacji, wskazuje na to, że na tym etapie postępowania jego rzeczywistym celem jest dokonanie linczu medialnego.
Odnosząc się do zarzutów, jakie chce pani postawić prokuratura, używa pani słowa „pomówienia”. Czy należy to traktować jako zapowiedź podjęcia przez panią kroków prawnych?
Wszystko się okaże w momencie, gdy zobaczę, co przedstawi prokurator. Ale już dziś mogę powiedzieć, że raczej nie będzie to tylko pozew o ochronę dóbr osobistych, ale również zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez prokuratora z art. 231 i 235 kodeksu karnego (nadużycie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego oraz tworzenie fałszywych dowodów dla podjęcia ścigania o przestępstwo – przyp. red.). Kierując akt oskarżenia bez podstawy prawnej, prokurator bowiem naruszył w mojej ocenie swoje obowiązki.
Jednak przed postawieniem zarzutów musi zostać pani uchylony immunitet.
I nie wyobrażam sobie, żeby Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego nie uwzględniła wniosku ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Bo przecież choć to nie on formalnie składa ten wniosek, to chyba nikt nie ma wątpliwości, że to on tak naprawdę stoi za całą tą sprawą. Już nie wspominam o tym, że ID SN nie powinna orzekać w tej sprawie ze względu na zabezpieczenie, jakiego udzielił Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Nie wierzy pani w uczciwe rozstrzygnięcie w pani sprawie, jednak zdarza się przecież, że ID SN orzeka w inny sposób, niż wszyscy się tego spodziewali. Wystarczy wspomnieć sprawę sędziego Tulei, gdzie ID nie zgodziła się na uchylenie mu immunitetu.
Tyle że to wyjątek i to jeszcze nieprawomocny, gdyż trwa postępowanie odwoławcze. Tymczasem spraw, w których ID uchyla sędziom immunitety, jest coraz więcej. I nie są to sprawy z pierwszy stron gazet. Wystarczy zobaczyć, co się dzieje w moim sądzie. Otóż w Sądzie Okręgowym w Krakowie w ostatnim miesiącu uchylono immunitety aż trzem sędziom.
Jakie zarzuty chce im postawić prokuratura?
Dwóm sędziom postawiono zarzuty, które ewentualnie można by było postawić w postępowaniu dyscyplinarnym. I to są czyny, których w żadnym wypadku nie da się zakwalifikować jako przestępstwa. Trzeciemu sędziemu postawiono zaś zarzut niewykazania w oświadczeniu majątkowym dochodu, jaki osiągał z tytułu pełnienia funkcji członka komisji egzaminacyjnej ds. aplikacji. Te zarzuty obejmują lata 2011–2017. Tymczasem sędziowie, zgodnie z wolą ustawodawcy, do 2017 r. składali oświadczenia majątkowe pod groźbą odpowiedzialności dyscyplinarnej. Natomiast dopiero od 2017 r. składamy te oświadczenia pod groźbą odpowiedzialności karnej. Prokuratura zarzuca temu sędziemu, że swym czynem naruszył tzw. ustawę kominową, a przecież sędziowie kwestie te mają uregulowane w ustawie o ustroju sądów powszechnych. I pomimo że te zarzuty są oczywistymi bzdurami, ID SN uchyliła sędziemu immunitet.
Rozmawiała Małgorzata Kryszkiewicz