Międzynarodowy podatek korporacyjny na poziomie 15 proc. wciąż jest blokowany przez Węgry, które sprzeciwiły się jego przyjęciu na finiszu francuskiej prezydencji. W kuluarach mówiło się wówczas o próbach przyjęcia podatku z pominięciem węgierskiego weta, które sondowało m.in. niemieckie ministerstwo finansów. Dziś Berlin i Paryż przechodzą od słów do czynów i rozpoczynają dyskusję na temat alternatywnego mechanizmu, który pozwoliłby przyjąć podatek pomimo weta i nie łamał unijnego prawa. Choć nasze źródło w prezydencji czeskiej ocenia pomysł jako mało realny, bo - jak podkreśla - takie rozwiązanie musiałoby zaakceptować pozostałe 26 państw, to najwięksi unijni gracze nie składają broni.
Unijny podatek w wysokości 15 proc. to drugi filar wypracowanego w ramach OECD mechanizmu pomagającego przeciwdziałać unikaniu opodatkowania przez wielkie koncerny, zwłaszcza technologiczne. Pierwszy filar opiera się na powiązaniu opodatkowania danej firmy nie z miejscem rejestracji czy siedziby, lecz krajem, w którym osiąga ona zyski. Uzupełnieniem strategii miał być zablokowany przez Węgry jednolity podatek na terenie UE. W związku z fiaskiem toczących się od wielu miesięcy rozmów część państw wprowadza własne (zazwyczaj dużo niższe) stawki podatkowe. Żeby przeciąć węgierskie weto, Martin Kreienbaum z niemieckiego resortu finansów zaproponował, aby państwa, które chcą przyjąć podatek korporacyjny, zrobiły to nie na podstawie dyrektywy (wymagana jednomyślność), lecz opisanego w art. 20 unijnego traktatu mechanizmu wzmocnionej współpracy, który wymaga zgody jedynie dziewięciu państw.
Następnie pozostałe 17 państw mogłoby dołączyć do porozumienia. Jego propozycję powtórzył minister finansów Francji Bruno Le Maire, który podczas francuskiej prezydencji walczył o przyjęcie podatku przez całą Wspólnotę. Dziś - jak deklaruje Le Maire - Paryż i Berlin współpracują z unijnym komisarzem gospodarki Paolo Gentilonim nad wyjściem z pata, choć oficjalnie Bruksela odcina się od takiego pomysłu i zapewnia, że zamierza doprowadzić do jednomyślności. Państwa UE mogłyby też - jak twierdzi były wiceszef MSZ Artur Nowak-Far - zawrzeć odrębny układ między sobą, który korzystałby z unijnej infrastruktury prawa wspólnotowego, ale sam nie byłby jego częścią. To rodzaj specjalnej umowy na wypadek jednostkowej propozycji legislacyjnej. - Oba rozwiązania tworzą de facto Europę wielu prędkości, w której proces integracji staje się sfragmentaryzowany, czyli nie będzie obejmował w każdej dziedzinie wszystkich państw UE - ocenia Nowak-Far.
W przeszłości zdarzało się już, że Unia wyciągała niektóre kwestie z agendy wspólnotowej i przechodziła na międzyrządową metodę ich przyjmowania. Tak było chociażby z konwencją z Prüm dotyczącą współpracy transgranicznej i zwalczania terroryzmu czy paktem fiskalnym, którego w 2012 r. nie podpisały Czechy i Wielka Brytania. W Brukseli, jak pisaliśmy w ubiegłym tygodniu, narasta frustracja z powodu hamowania procesu decyzyjnego przez pojedyncze państwa. Nieoficjalne komentarze, jakoby budapesztańskie weto miało związek wyłącznie z blokowaniem przez Komisję węgierskiego Krajowego Planu Odbudowy, obecnie już wprost wyrażają europejscy politycy. Szef francuskiego resortu finansów w ubiegłym tygodniu stwierdził, że weto rządu Viktora Orbána nie ma nic wspólnego z meritum wetowanej propozycji. - Europa nie może już być zakładnikiem złej woli niektórych jej członków - powiedział Le Maire.
Reklama
Sęk w tym, że aby doszło do zmian w sprawie jednomyślności w podejmowaniu decyzji, należałoby zmienić traktaty, a tu wymagana jest zgoda całej „27”. Zastosowanie mechanizmu wzmocnionej współpracy byłoby możliwe doraźnie, aby przyjąć pilne rozwiązania, ale w dłuższej perspektywie - jak twierdzi jeden z dyplomatów, z którym rozmawialiśmy - powodowałoby prawny chaos, dlatego obecna propozycja jest - według naszego rozmówcy - rodzajem straszaka na Węgry. Tę intuicję podziela Nowak-Far, według którego propozycja Berlina i Paryża ma wpłynąć głównie na rząd Orbána.
- Budapeszt po napaści Rosji na Ukrainę jest tak bardzo izolowany, że musi uciekać się do jedynej już możliwej strategii weta, żeby zrealizować jakieś własne interesy. Teraz złożył ofertę w postaci weta, ale spotkał się z chyba nie do końca spodziewaną reakcją - wykluczeniem z procesu decyzyjnego w tym zakresie - mówi nasz rozmówca. Najbliższa okazja do przekonania się, na ile Berlin, Paryż i Bruksela realnie myślą o wspomnianym rozwiązaniu, a na ile próbują tylko wywrzeć presję na Budapeszt, pojawi się w przyszły wtorek. Ministrowie finansów „27” podejmą wówczas kolejną próbę przyjęcia podatku, który - w teorii - został uzgodniony przez światowych liderów w ramach OECD jeszcze w ubiegłym roku. ©℗