Z Wiesławem Kozielewiczem rozmawiają Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak
W Sądzie Najwyższym nie ma już Izby Dyscyplinarnej. Jest Izba Odpowiedzialności Zawodowej. To załatwia problem - w Polsce i w relacjach z UE?
Uchwalona 9 czerwca 2022 r. nowelizacja ustawy o SN zlikwidowała ID i utworzyła IOZ. Ustawa weszła w życie 15 lipca. Polski ustawodawca postąpił zgodnie z treścią wyroku TSUE z 15 lipca 2021 r. dotyczącego systemu odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów w Polsce. Dokonano również kilku innych zmian wskazanych w tym wyroku. Przykładowo w poprzednim stanie prawnym to prezes ID SN wskazywał sąd dyscyplinarny, który miał rozpoznawać sprawę dyscyplinarną sędziego sądu powszechnego. TSUE słusznie stwierdził, że organ administracji sądowej nie może wyznaczać sądu. W związku z tym w nowelizacji przyjęto jako zasadę, że dla sędziów sądów rejonowych właściwy z mocy ustawy jest sąd dyscyplinarny przy sądzie apelacyjnym - np. dla sędziego SR z Przemyśla będzie to sąd dyscyplinarny przy apelacji rzeszowskiej. Jeśli zaś chodzi o sędziów sądów apelacyjnych i okręgowych, to właściwym dla nich będzie sąd dyscyplinarny przy sądzie apelacyjnym wyznaczony przez SN orzekający w składzie jednego sędziego IOZ.
Opozycja i część środowiska sędziowskiego twierdzą, że IOZ to taki sam „niesąd” jak zlikwidowana izba.
Warto przypomnieć, że taki sposób wyboru składu IOZ to realizacja pomysłu byłej I prezes SN prof. Małgorzaty Gersdorf, która w listopadzie 2017 r. przygotowała projekt nowelizacji ustawy o SN przewidujący utworzenie w SN Izby Dyscyplinarnej, składającej się z sędziów wskazywanych w takim trybie, co ci wybrani do IOZ - a więc losuje się 33 sędziów SN, a następnie prezydent wskazuje 11 z nich. Tak więc to nie pomysł Kancelarii Prezydenta czy I prezes SN dr hab. Małgorzaty Manowskiej, tylko powrót do propozycji sprzed pięciu lat. Nieboszczka izba - jak można określić ID SN - działała przez nieco ponad cztery lata. W wielu płaszczyznach krytyka jej ustawowej konstrukcji była słuszna. W zamierzeniu prawników, którzy ją zaprojektowali w 2017 r., miał to być rzeczywiście swoisty sąd w sądzie. Tylko, przykładowo, tamta izba miała odrębny budżet, niezależny od budżetu SN, odrębny dział kadr, odrębne biuro organizacyjne, a sędziowie ID dostawali o wiele wyższe wynagrodzenie niż pozostali sędziowie SN. Orzekali wyłącznie w sprawach dyscyplinarnych, a I prezes SN nie miał nad izbą żadnej administracyjnej władzy. Tak wielka, określona ustawą autonomia skutkowała tym, że ID SN zaczęła być postrzegana jako „sąd wyjątkowy”. Na tej podstawie formułowano zarzuty, że to specjalne rozwiązanie zostało stworzone po to, by dyscyplinować niepokornych sędziów. Teraz dla kontrastu: wyznaczeni do orzekania w IOZ sędziowie SN nie dostają za orzekanie w niej żadnej dodatkowej gratyfikacji finansowej ani grosza dodatku; dalej orzekamy w naszych macierzystych izbach, ja nadal będę orzekał w Izbie Karnej, niejako równolegle do orzekania w IOZ, w zmniejszonym o 25 proc. obciążeniu. O takim obniżeniu pensum orzeczniczego w macierzystych izbach sędziów IOZ zdecydowała I prezes SN. Jeśli chodzi o finanse, kadry i kwestie organizacyjne, IOZ ma taki sam status jak pozostałe izby SN. Nie ma śladu ustawowego „uprzywilejowania”, które cechowało ID.
W SN przez cały czas widoczny jest konflikt między „nowymi” i „starymi” sędziami?
Taka sytuacja istnieje od podjęcia przez SN uchwały trzech izb z 23 stycznia 2020 r. Byłem w grupie sędziów SN, którzy złożyli zdania odrębne do tej uchwały. Potem doszły inne okoliczności prawne. Otóż Trybunał Konstytucyjny, w wyroku z 20 kwietnia 2020 r. (U 2/20), przyjął, że uchwała jest aktem prawa wewnętrznego podlegającym kognicji TK i stwierdził jej niezgodność z Konstytucją RP. Przypomnę, że TK orzekał wówczas w składzie 14 sędziów, kwestionowano status dwóch z nich. Czterech sędziów TK złożyło zdania odrębne, w tej grupie byli obaj wspomniani sędziowie (tak na marginesie, jeden zaakceptował rozstrzygnięcie TK, a drugi uznał, że wydanie wyroku było niedopuszczalne). Jeżeli zatem respektuje się treść art. 190 ust. 1 Konstytucji RP, to sytuacja wydaje się klarowna. Z tego punktu widzenia uchwała SN z 23 stycznia 2020 r. nie wiąże sędziów SN jako zasada prawna. Natomiast treści w niej zawarte mogą być wykorzystywane przez sądy dokonujące wykładni przepisów wymienionych w tej uchwale, tak jak każdy inny pogląd prawny funkcjonujący w przestrzeni publicznej. Tak postąpiono w przeszłości z poglądami zawartymi w tzw. wytycznych wymiaru sprawiedliwości i praktyki sądowej, które istniały w okresie PRL, były uchwalane w specjalnym trybie przez SN. Za rządu premiera Tadeusza Mazowieckiego, w innej rzeczywistości ustrojowej, zostały - słusznie - usunięte. Dla mnie wątpliwe zaś jest, z uwagi na treść art. 178 ust. 1 Konstytucji RP, samo istnienie instytucji uchwał mających moc zasad prawnych przyjmowanych przez SN. Patrząc na ukształtowany w ustawie o SN tryb podejmowania uchwał mających moc zasad prawnych, to czterech sędziów tworzących większość w składzie siedmioosobowym może przegłosować określoną zasadę prawną i tym rozstrzygnięciem „związać” wszystkich pozostałych sędziów. Uważam, że moc zasad prawnych powinny uzyskiwać jedynie uchwały pełnego składu SN, czyli uchwały, w których podjęciu mogli uczestniczyć wszyscy sędziowie SN. Po upływie roku i pięciu miesięcy od wydania przez TK wyroku U 2/20 SN w Izbie Karnej wydał postanowienie, w którym przyjął, że ten wyrok TK nie jest objęty skutkiem, o jakim mowa w art. 190 ust 1 Konstytucji RP. Tak rozstrzygając, SN w istocie posłużył się konstrukcją tzw. wyroku nieistniejącego. Część sędziów SN podziela tę koncepcję, zatem przyjmują, iż nadal wiąże ich uchwała SN z 23 stycznia 2020 r. Ja oczywiście dopuszczam stosowanie konstrukcji orzeczeń nieistniejących. Wyraziłem i uzasadniłem to stanowisko w postanowieniu SN z 3 listopada 2021 r. (IV KO86/21), które zostało wydane w składzie jednoosobowym. Chociaż sama nazwa „orzeczenie nieistniejące” zawiera wewnętrzną sprzeczność, gdyż przecież chodzi o orzeczenia, które w rzeczywistości zostały przecież sporządzone. Uogólniając, można przyjąć, iż orzeczenie sądu prawnie nie istnieje, gdy orzeczeniu brak jest tego rodzaju elementów czy warunków, które według ustawy procesowej nadają mu charakter i skutki orzeczenia sądowego.
Czyli pana zdaniem wyrok TK z 20 kwietnia 2020 r. nie jest orzeczeniem nieistniejącym?
Uważam, że ten wyrok nie może zostać uznany za orzeczenie nieistniejące. Ta wyjątkowa, jak ją określam, „osobliwa” konstrukcja prawna, jaką jest orzeczenie nieistniejące, musi być stosowana z bardzo dużą rozwagą. Jej nieroztropne stosowanie może totalnie zdestabilizować funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości. Orzeczenie TK zapadło zdecydowaną większością głosów, a stanowiska dwóch sędziów TK, których wybór jest kwestionowany, nie mogły mieć istotnego wpływu na treść wyroku. W świecie prawniczym trwa spór wokół tych kwestii - widoczny w praktyce wyłączania sędziów SN od orzekania w konkretnych sprawach w związku z tym, że zostali powołani przez Prezydenta RP na wniosek KRS ukształtowanej ustawą z 8 grudnia 2017 r. Mieliśmy ciekawą sytuację - kolega, powołany na sędziego SN przed 2018 r., ma syna, który jest asesorem powołanym na to stanowisko na wniosek KRS ukształtowanej przepisami ustawy z 8 grudnia 2017 r. Została mu przydzielona do rozpoznania kasacja, w której obrońca podniósł zarzut wadliwości składu, gdyż w sprawie orzekał asesor powołany na to stanowisko na wniosek nowej KRS. Kolega złożył więc wniosek o wyłączenie go ze składu orzekającego. Uznał, że jeśli uwzględniłby kasację i uchylił orzeczenie, to syn mógłby go zapytać: „Tato, czy ty nie uznajesz mnie za sędziego?”. Gdyby zaś kasację oddalił, to mogłyby się pojawić przypuszczenia, że nie uwzględnił zarzutu, gdyż ma syna w takim samym położeniu prawnym.
Sześciu na jedenastu członków IOZ to sędziowie wskazani przez nową KRS. To nie jest problem?
Gdy byłem na trzecim roku prawa, postanowiłem studiować dodatkowo filozofię. Zdałem egzamin wstępny na UMCS, a rektor KUL przyjął mnie jako wolnego słuchacza na filozofię teoretyczną. Na tych dwóch lubelskich uczelniach, oddalonych od siebie o ok. 200 m, słyszałem skrajnie odmienne wykłady o Platonie, Arystotelesie, Tomaszu z Akwinu, Marksie. Niby te same dzieła, znane od setek lat, ale ich interpretacje okazały się wyjątkowo rozbieżne. Podobnie jest teraz w SN. Podam przykład. Orzekam w IOZ, obrońca sędziego, podnosząc m.in. to, że do IOZ zostali wskazani sędziowie SN powołani na stanowiska sędziowskie na wniosek KRS ukształtowanej przepisami ustawy z 8 grudnia 2017 r., wnioskuje o przekazanie sprawy do Izby Karnej SN. Dzień wcześniej IK SN przekazała do IOZ dwie sprawy dyscyplinarne. A przecież w obu tych izbach orzekają sędziowie powołani na stanowiska sędziowskie na wniosek KRS wybranej w 2018 r. Tak jest zresztą we wszystkich izbach SN. Problem byłby wtedy, gdyby np. ustawy wprowadzały zasadę, że wszystkie sprawy dyscyplinarne rozstrzyga skład trzech sędziów, a do IOZ prezydent wskazałby ich tylko trzech. To oznaczałoby, że w każdej sprawie dyscyplinarnej głowa państwa indywidualnie ustaliła skład orzekający. Tymczasem w IOZ składy, jak to wynika z obowiązującego w tym zakresie ustawodawstwa, są różne, niektóre sprawy są rozstrzygane jednoosobowo, innym razem w składzie dwóch sędziów SN i jednego ławnika albo trzech sędziów SN i dwóch ławników, bądź też w składzie trzech sędziów SN. O przydziale spraw decydują lista alfabetyczna sędziów i data wpływu sprawy.
Jaki jest spadek po ID? Iloma sprawami zajmuje się teraz IOZ?
Zostały nam przydzielone sprawy nierozpoznane przez ID oraz te, które wpłynęły do IOZ między datą likwidacji ID a datą wyznaczenia przez prezydenta sędziów do IOZ. Łącznie to 453 sprawy, w tym 384 to spadek po ID. Sędzia IOZ ma w referacie średnio ok. 40 spraw.
Ile potrwa ich rozpatrzenie?
Orzekanie w sprawach dyscyplinarnych znacząco spowalnia instytucja badania zachowania przez sędziego SN wymogów niezawisłości i bezstronności, czyli tzw. test bezstronności, a także korzystanie przez strony z możliwości składania wniosków o wyłączenie sędziego w trybie przepisów procedury karnej. Gdy skład orzekający w sprawie zostanie już wyznaczony, to sekretariat przesyła taką informację stronom, które mają tydzień na ewentualne zgłoszenie wniosku o test bezstronności. To znacząco odsuwa podjęcie decyzji o wyznaczeniu terminu posiedzenia czy rozprawy, bo strony mogą złożyć wniosek pod koniec przysługującego im okresu. Do tego często dochodzą problemy z doręczeniami. Tak więc postępowanie na tym etapie wstępnym trwa minimum około czterech tygodni.
I to tak bardzo spowalnia procedurę?
W tzw. tymczasowym IOZ przede wszystkim rozpoznawaliśmy sprawy z zakresu kontroli sądowej decyzji prezesów sądów bądź ministra sprawiedliwości o zarządzeniu natychmiastowej przerwy w czynnościach służbowych sędziego, wnioski rzeczników dyscyplinarnych o zawieszenie sędziego w czynnościach służbowych oraz zażalenia na postanowienia ID o zawieszeniu sędziego w czynnościach służbowych. Rozstrzygnięto też dwie sprawy z wniosków prokuratorów o zezwolenie na pociągnięcie sędziego do odpowiedzialności karnej, czyli uchylenie immunitetu. Duże zainteresowanie wywoływały rozstrzygnięcia IOZ w sprawach zarządzeń o natychmiastowej przerwie w czynnościach służbowych sędziego. Można powiedzieć, że w tych sprawach powstaje linia orzecznicza, iż instytucja zarządzenia natychmiastowej przerwy w czynnościach służbowych nie może być reakcją administracji sądowej na wydane przez sędziego orzeczenie, a także że 30-dniowy termin tej przerwy jest terminem stanowczym. Od niektórych orzeczeń IOZ złożono środki odwoławcze. Wpłynęło 10 wniosków o zbadanie zachowania przez sędziego SN wymogów niezawisłości i bezstronności. Oprócz tego są składane wnioski o wyłączenie sędziego SN w trybie przepisów k.p.k. Między innymi wobec mnie został złożony taki wniosek. Obrońca podtrzymał go na posiedzeniu, zatem posiedzenie w tej sprawie zostało odroczone. Wniosek o wyłączenie mnie od udziału w sprawie został następnie zarejestrowany w odpowiednim repertorium i przydzielony do referatu kolejnemu z listy sędziemu IOZ. Jeżeli zostanie uwzględniony, na moje miejsce do składu wejdzie inny sędzia SN.
A jakie są powody tego wniosku?
Jednym z nich jest to, że zgłosiłem zdanie odrębne do uchwały trzech izb SN z 23 stycznia 2020 r. To pewien paradoks, bo z jednej strony mamy oburzenie sędziów, że ich poglądy prawne, którym dają wyraz w orzeczeniach, stały się powodem dla administracji sądowej do odsuwania ich od orzekania poprzez zarządzanie przerw w czynnościach służbowych, z drugiej strony przynajmniej akceptuje się takie oto stanowisko, że wyznaczony sędzia, który ma rozstrzygnąć moją sprawę, powinien interpretować przepisy prawa, tak jak robi to strona postępowania.
Jest pan przeciwnikiem dawania sędziom prawa do kwestionowania statusu innego sędziego?
Oczywiście. Obowiązujące w Polsce rozwiązania prawne dają stronom szerokie możliwości działania, jeśli chodzi o takie ukształtowanie składu orzekającego, aby zapewniał on standard niezawisłości i bezstronności. W zasięgu stron są co najmniej trzy przewidziane prawem instytucje: wnioski o wyłączenie sędziego, o zbadanie spełnienia przez sędziego wymogów niezawisłości i bezstronności, a także aktualnie zamrożone przez postanowienie TSUE badanie zarzutu braku niezależności sądu lub braku niezawisłości sędziego. Teoretycznie są dla stron dostępne jeszcze kolejne dwa sposoby, ale nie będę podpowiadał.
A nie boi się pan uruchomienia kaskadowego kwestionowania sędziów?
Podejrzewam, że sami twórcy testu nie wiedzieli, dokąd zaprowadzi to rozwiązanie. Dziś jest tak: gdy wpływa wniosek o przeprowadzenie testu bezstronności, to po sprawdzeniu spełnienia przez ten wniosek wymogów formalnych do jego rozpoznania losuje się pięciu sędziów SN do składu i dwóch rezerwowych. Ponieważ akurat w przypadku wylosowanych sędziów nie można składać wniosków o test, pojawiają się wnioski o ich wyłączenie. W jednej ze spraw złożono je wobec trzech spośród pięciu wylosowanych sędziów. Te wnioski o wyłączenie muszą zostać rozpatrzone i dopiero potem będzie wiadomo, co dalej ze sprawą testu niezawisłości. Gdyby np. trzech sędziów zostało wyłączonych, to trzeba będzie dolosować kolejnych trzech. A nawet jeśli skład wyłoniony z pierwszej piątki wyda orzeczenie, to przysługuje od niego odwołanie, które rozpatrzy wylosowany skład siedmiu sędziów SN i wobec każdego z nich można złożyć wniosek o zbadanie wymogów niezawisłości i bezstronności. Jeżeli taki wniosek zostałby złożony i spełniał warunki formalne, to znowu losujemy skład pięciu sędziów SN do jego rozpoznania i powtarzamy kolejny raz to postępowanie.
Wprowadzenie testu to potencjalne źródło jeszcze większych problemów w wymiarze sprawiedliwości?
Na pewno komplikuje sytuację, ale na szczęście tych wniosków jest niewiele. Na przykład w II wydziale Izby Karnej SN do tej pory było ich sześć, z czego cztery odrzucono na etapie wstępnym. W wydziałach III i V zarejestrowano po osiem takich wniosków. Z kolei w Izbie Cywilnej mamy pięć spraw, w których wylosowano już składy do rozpoznania wniosków o zbadanie spełniania przez sędziego SN wymogów niezawisłości i bezstronności.
Kiedy się uporacie ze schedą ID?
Jeśli postępowania będą toczyły się sprawnie, a tu wiele zależy także od zachowań procesowych stron, to powinniśmy wyjść na prostą za jakieś osiem, dziewięć miesięcy. Natomiast jeśli będzie dużo wniosków o wyłączenie sędziów czy też o zbadanie spełnienia wymogów niezawisłości i bezstronności, to niewątpliwie okres ten się wydłuży. Mogę powiedzieć, że kiedy IOZ działała w składzie pięciu tymczasowo wyznaczonych sędziów, zakończyliśmy dziewięć spraw, a nie udało się zakończyć ośmiu, bo były wnioski o wyłączenie sędziów lub o poddanie ich testowi niezawisłości i bezstronności. Zwracam uwagę, że w poprzednim modelu SN jako sądu dyscyplinarnego, czyli od 1 października 2001 r. do 1 lipca 2018 r., usunięto z zawodu 35 sędziów, czyli przeciętnie dwóch rocznie. Powołanie ID uzasadniano m.in. tym, że sądownictwo dyscyplinarne jest zbyt łagodne. Pamiętają panowie ogólnopolską kampanię billboardową o sędziach. ID miała wyplenić zło ze środowiska sędziowskiego, a teraz, po czterech latach, tej izby nie bronią nawet jej twórcy.
Nie ma pan problemu z tym, że pod decyzją prezydenta w sprawie IOZ widnieje kontrasygnata premiera?
Jak mówiłem, powstanie IOZ w takim kształcie to w praktyce realizacja pomysłu prof. Małgorzaty Gersdorf. Ani w roku 2017, ani w ostatnich pięciu latach nie podnoszono takiego zarzutu, a przecież ten pomysł był wielokrotnie prezentowany publicznie. Miałbym poważne zastrzeżenia do przyjętego rozwiązania, gdyby prezydent swoją decyzją wyznaczył w istocie skład orzekający w każdej sprawie dyscyplinarnej. Jeśli wyznaczona do orzekania w IOZ jest większa grupa sędziów, to nie można przyjąć, że dochodzi do nieakceptowalnej ingerencji władzy wykonawczej w istotę władzy sądowniczej.
Czy pana zdaniem problem karania sędziów za orzeczenia zostanie definitywnie rozwiązany?
Dyskusja o tym, czy sędzia może być karany za treść wydanego orzeczenia, czy też jedynym skutkiem wadliwego orzeczenia jest jego uchylenie i wytknięcie błędu przez sąd wyższej instancji, toczy się w świecie prawniczym od dziesięcioleci. W SN jako sądzie dyscyplinarnym, czyli do 1 lipca 2018 r., wypracowaliśmy linię orzeczniczą, że sędzia może odpowiadać dyscyplinarnie za treść wydanego orzeczenia zupełnie wyjątkowo - jedynie wtedy, gdy popełnił rażący błąd prawny łatwy do wychwycenia nawet przez osobę bez wykształcenia prawniczego. Na przykład gdy czyn jest zagrożony wyłącznie karą grzywny, a sędzia wymierzył karę pozbawienia wolności. Nie mogą tu wchodzić w grę różnice w interpretacji czy wykładni przepisów. Rozstrzygałem np. kasację od wyroku, w którym wobec kominiarza za prowadzenie samochodu w stanie nietrzeźwości sąd m.in. orzekł zakaz prowadzenia motocykli. Nie zakaz prowadzenia samochodu, bo podsądny argumentował, że bez auta nie będzie mógł wykonywać swojego zawodu. Uchyliłem to orzeczenie, wyrażając pogląd, że zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych powinien co najmniej obejmować utratę uprawnień do kierowania pojazdem, który sprawca prowadził w stanie nietrzeźwości. Za wydanie takiego orzeczenia nie można jednak pociągać sędziego do odpowiedzialności dyscyplinarnej. Jest to dopuszczalna różnica w wykładni przepisu, a wówczas brzmiał on tak, że można było dokonać takiej interpretacji, choć nie była ona racjonalna. Zresztą w orzeczeniu TSUE z 15 lipca 2021 r. stwierdza się, że tylko w wyjątkowych wypadkach - za ciężkie, rażące i umyślne naruszenia prawa - sędzia może odpowiadać dyscyplinarnie. Dopiero po wydaniu przez TSUE tego orzeczenia prawodawca wprowadził w nowelizacji ustawy o SN z 9 czerwca 2022 r. kontratyp wyłączający, co do zasady, odpowiedzialność dyscyplinarną sędziego za błędy w zakresie wykładni i stosowania prawa lub w zakresie ustalenia stanu faktycznego, oceny dowodów.
A nie ma tu sprzeczności z regulacjami ustawy „kagańcowej” o odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów za kwestionowanie skuteczności powołania sędziego oraz za „działalność publiczną niedającą się pogodzić z zasadami niezależności sądów i niezawisłości sędziów”?
Uważam, że w zdecydowanej większości stanów faktycznych dojdzie do zastosowania kontratypu. Oczywiście, jak napisałem w jednym z uzasadnień orzeczeń IOZ, sędziowie są zwykłymi ludźmi, a nie „zupełnie nadzwyczajną kastą ludzi” (jak kiedyś powiedziano publicznie), mają więc prawo do błędu. Od naprawiania błędów popełnionych podczas orzekania są rozbudowane procedury odwoławcze, a nie postępowanie dyscyplinarne.
Z tej rozmowy wynika, że w wymiarze sprawiedliwości mamy do czynienia z kroczącym chaosem... Ma pan na to jakąś receptę?
Mają panowie rację. Jeśli jedna i druga grupa prawników mówi w zasadzie do siebie i nie ma pomiędzy nimi komunikacji na płaszczyźnie wymiany argumentów ze spornego przecież obszaru wykładni i stosowania przepisów prawa, to pozostając w swoich „bańkach interpretacyjnych”, tocząc „zimną wojnę”, eskalują spór, niczego nie rozwiązując. Później się dziwimy, że w sprawie, w której strony nie miały uwag do składu orzekającego, mimo iż był w nim sędzia powołany na wniosek KRS ukształtowanej ustawą z 8 grudnia 2017 r., sąd odwoławczy z urzędu z tego właśnie powodu uchyla orzeczenie, a proces, który toczył się już kilka lat, trzeba będzie prowadzić od początku. Przecież obywatel, przychodząc do sądu ze swoją sprawą, oczekuje sprawnego postępowania i sprawiedliwego wyroku. Ja oceniam, że w tym niszczącym wymiar sprawiedliwości sporze o interpretację prawa jesteśmy na razie - na skali dziewięciostopniowej - gdzieś na poziomie pomiędzy dwójką a trójką, ale jeśli dojdziemy do końca skali, to jedyną receptą będzie zmiana rozdziału VIII konstytucji dotyczącego sądów i trybunałów, gdy się okaże, że zapętlenie interpretacji i wykładni spowoduje zupełny paraliż trzeciej władzy. Mam nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby, że po obu stronach prawniczego sporu nastąpi moment refleksji, cofnięcie się o pół kroku, żeby stworzyć przestrzeń do dialogu i rozwiązania w duchu roztropności. ©℗