Około 150 stron maszynopisu znajduje się w kopercie, którą pod koniec 2017 r. przynosi na pocztę Wojciech Klicki z Instytutu Spraw Obywatelskich. Przesyłkę zaadresowano do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Zawiera ona skargę na Polskę – aktywiści Fundacji Panoptykon, Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka oraz adwokat Mikołaj Pietrzak chcą, by ETPC zajął się brakiem kontroli nad inwigilacją stosowaną przez służby.
Kilka tygodni później Klicki dostaje nieoficjalnymi kanałami dziwną wiadomość z trybunału. Przesyłka co prawda dotarła do adresata, ale w kopercie została tylko jedna strona – z nazwiskami skarżących. Co z resztą? Nie wiadomo.
Wojciech Klicki nie chce się dziś zastanawiać, co tak naprawdę zaszło. Ważne dla niego jest to, że dokumenty udało się uzupełnić, ETPC skargę (nr 72038/17 i 25237/18) rozpatrzył, w dodatku na otwartym posiedzeniu. Teraz czeka na wyrok, który – być może – będzie pierwszym poważnym znakiem ostrzegawczym dla przedstawicieli państwa, które coraz chętniej kładzie rękę na naszej prywatności.

Dla wygody agentów

Reklama
W czasie przesłuchania przed ETPC przedstawiciele polskiego rządu wydawali się zdumieni skargą aktywistów. Twierdzili, że skarżący nie udowodnili, że byli inwigilowani. – I o to właśnie chodzi! – oburza się Klicki. – Problem polega na tym, że przepisy regulujące działanie służb pozwalają im na zbieranie o nas bardzo wielu danych, m.in. na zakładanie podsłuchów. Nie ma przy tym obowiązku, by osobę dotkniętą inwigilacją poinformować, że przez jakiś czas była na celowniku. Tworzy to poczucie niepewności w politykach, prawnikach, aktywistach czy dziennikarzach, a także zwykłych obywatelach – mówi i tłumaczy, że już atmosfera takiej niepewności może być postrzegana jako zagrożenie dla praw człowieka. Wydaje się, że do takiej interpretacji przychyla się ETPC. W 2018 r. zapadł wyrok w połączonych sprawach dotyczących podobnych problemów. Członkowie organizacji Big Brother Watch i Bureau of Investigative Journalism zgłaszali (skargi nr 58170/13, 62322/14 i 24960/15), że rząd w bezprawny sposób przechwytywał i przetwarzał dane elektroniczne obywateli, a także zostawia służbom zbyt dużą swobodę działania. Trybunał wprawdzie orzekł, że nie ma dowodów, by brytyjski wywiad przekraczał uprawnienia, ale za to zwrócił uwagę, że w prawie nie ma dostatecznych mechanizmów kontroli jego działania. A to już poważny problem i naruszenie art. 8 Europejskiej konwencji praw człowieka.
W Polsce uprawnionych do pozyskiwania danych jest już 11 podmiotów, w tym policja, Straż Graniczna, Służba Ochrony Państwa, Centralne Biuro Antykorupcyjne czy Krajowa Administracja Skarbowa. Jak wyliczyła HFPC, liczba zakładanych w Polsce podsłuchów wzrosła w ciągu ostatnich pięciu lat o jedną czwartą, a z danych sejmowej komisji administracji i spraw wewnętrznych wynika, że tylko 14 proc. podsłuchów przynosi materiały przydatne w postępowaniu karnym. Służby chętnie sięgają też po billingi i dane dotyczące lokalizacji urządzeń. W 2021 r. było już 1,85 mln takich zapytań.
– Zupełnie mnie to nie dziwi. Weźmy policję. Jest kompletnie niedofinansowana. Brakuje wszystkiego: ludzi, sprzętu, szkoleń, kapitału, a jednocześnie wymagana jest od niej skuteczność. Kiedyś policjant poszedłby szukać złodzieja w teren, rozpytał o niego ludzi. Teraz prosi o informację, jakie urządzenia znajdowały się o tej godzinie w danym miejscu, i zagadka rozwiązana. A że przy okazji z głęboką ingerencją w prywatność przypadkowych osób? Taki koszt… – wzrusza ramionami osoba szkoląca policjantów w dziedzinie cyberbezpieczeństwa.
A przecież dane są zbierane nie tylko od telekomów. Służby mogą je pozyskiwać z rejestrów publicznych, np. z bazy ZUS, oraz prywatnych – a to już worek bez dna.