Konkretnie, uważa on, że „obniżka stóp na jesieni byłaby błędem i politycznym ruchem interpretowanym jako polityczny wkład prezesa w kampanię wyborczą siły politycznej, z którą sympatyzuje”.
Otóż Prezes NBP jest tylko jednym z dziesięciu członków RPP. Decyzje RPP wymagają poparcia minimum czterech (poza Prezesem) członków Rady. W praktyce aż sześciu jej członków zdawało się dotychczas podzielać merytoryczne racje przedstawiane przez Prezesa. Tak też może się zdarzyć jesienią. Sądzę, że członkowi RPP raczej nie przystoi sugerowanie, że wszyscy oni będą reprezentować racje polityczne, a nie merytoryczne. Tym bardziej że racje reprezentowane medialnie przez mgr. Koteckiego nie są – moim zdaniem – oparte na całkowicie przekonujących przesłankach merytorycznych.
Cieszy oczywiście to, że – jak się wydaje – p. Kotecki jest teraz mniej radykalny niż jeszcze niedawno. (Aż do maja 2023 r. głosował za podwyżkami stóp procentowych NBP. O tym, jak głosował na czerwcowym i lipcowym posiedzeniach RPP, dowiemy się w stosownym terminie). Teraz akceptuje już postawę „wait and see”, zdając się doceniać racjonalność taktyki wyczekiwania na rozwój wypadków przed podjęciem decyzji. Poprzednio nie miał jednak żadnych oporów przed natychmiastowym zaostrzaniem polityki pieniężnej – nawet w obliczu zjawisk widocznych gołym okiem: spadającej inflacji, pogłębiającej się recesji produkcji przemysłowej, spadku sprzedaży detalicznej i kurczenia się realnych dochodów i zasobów pieniężnych sektora gospodarstw domowych.
Co sprawiło zmianę tonu? P. Kotecki przyznaje, że „sytuacja makroekonomiczna wygląda obecnie inaczej, niż przewidywaliśmy jeszcze półtora miesiąca temu”… „oczekiwane ożywienie [produkcji] nie nadeszło”… „to dużo gorsza perspektywa na ten rok i gorszy punkt startowy w roku przyszłym…”
Użycie liczby mnogiej w powyższych stwierdzeniach jest swego rodzaju nieścisłością. Przy malejącej inflacji i stałych nominalnych stopach procentowych (NBP i rynkowych) mamy de facto i tak do czynienia z nieustannym zaostrzaniem polityki pieniężnej. Niepostrzeżenie rosną bowiem realnestopy procentowe (różnice pomiędzy nominalnymi stopami procentowymi a stopami inflacji). W tej sytuacji nawet bez podwyżek stóp nominalnych ewentualna presja na obniżkę inflacji i tak powinna się wzmagać. Nawet bez podwyżek stóp trzeba było spodziewać się kontynuacji presji stagnacyjnej. Ta istotnie dała o sobie znać. RPP doceniała ryzyko pogłębionej recesji – konsekwentnie odrzucając wnioski mniejszości (firmowane m.in. przez p. Koteckiego) domagającej się dodatkowego zaostrzenia polityki pieniężnej. Dla owej mniejszości pogarszanie się sytuacji nie powinno więc być żadnym zaskoczeniem. Wbrew ubolewaniom nad stanem gospodarki, pogarszania sytuacji mniejszość ta pożądała aktywnie (ponieważ „polityce pieniężnej służy słabszy wzrost gospodarczy…”) To, że z góry odrzuca się już teraz możliwość (i celowość) obniżki nominalnych stóp procentowych na jesieni 2023 r., dowodzi, że obecna zmiana tonu nie jest jeszcze wyrazem głębszej rewizji wyobrażeń o naturze obecnej inflacji (oraz o racjonalnym trybie podejmowania decyzji).
Krótko mówiąc, mniejszość RPP (w tym pan Kotecki) konsekwentnie optował/optuje za jeszcze głębszą recesją, rzekomo służącą szybszej dezinflacji. Ale w moim przekonaniu dodatkowe pogłębienie recesji wcale nie przyspieszyłoby dezinflacji, ani nie przybliżyłoby perspektywy (wciąż dość nieokreślonej) dojścia do celu inflacyjnego. Obserwujemy już bardzo wiele zjawisk dowodzących, że inflacja obecna w coraz mniejszym stopniu może być oceniana jako popytowa. Dalsze „przykręcanie śruby” nie służyłoby niczemu dobremu – zarówno jeśli idzie o gospodarkę realną, jak i inflację. Uwzględnienie „wniosku mniejszości” byłoby poważnym błędem merytorycznym. Przy tym prowokowanie pogłębiania recesji mogłoby być też interpretowane jako polityczny wkład w kampanię wyborczą siły politycznej, z którą niektórzy członkowie RPP zdają się sympatyzować.