Jest środek wakacji, ale nie w świecie bankowości centralnej – nawet u nas, choć sierpień to tradycyjnie miesiąc bez decyzyjnego posiedzenia Rady Polityki Pieniężnej. W Narodowym Banku Polskim z jednej strony trwają przygotowania do obniżek stóp procentowych, z drugiej strony ci, którzy obniżek nie chcą, okopują się na swoich pozycjach. Raczej prędzej niż później będzie jednak musiało do nich dojść. Na świecie trend już się zaczyna.

Najnowsza odsłona przygotowań do obniżek: nowy baner na centrali NBP. Jeszcze niedawno bank centralny za pomocą gigantycznej płachty uświadamiał Polaków, że przyspieszenie inflacji, z jakim nie mieliśmy do czynienia od ćwierćwiecza, to konsekwencja pandemii i rosyjskiej agresji na Ukrainę, czyli skoku cen żywności i paliw, na które polityka pieniężna wpływu nie ma. A kto by twierdził inaczej, ten powtarzałby narrację Kremla. Teraz wykorzystano fakt, że od maja do lipca ceny nie wzrosły w porównaniu z miesiącem poprzednim, a w ostatnim nawet się lekko obniżyły. Do tej pory wśród ekonomistów panowało przekonanie, że letnia deflacja zdarza się co roku i że wpływają na nią taniejące warzywa i owoce sezonowe. Teraz dowiadujemy się, że „dzięki NBP Polska jest na dobrej drodze, już od 4 miesięcy ceny prawie się nie zmieniły!”.

Prezes NBP Adam Glapiński na początku lipca zapowiedział, że gdy roczna inflacja zjedzie poniżej 10 proc. i będą widoki na dalszy spadek, to możliwa jest pierwsza obniżka stóp. Ten moment zbliża się wielkimi krokami. W lipcu inflacja wynosiła 10,8 proc. Jeśli w sierpniu letnia deflacja się utrzyma (być może wystarczy nawet, że ceny w porównaniu z lipcem się nie zmienią), to już wtedy inflacja może być „jednocyfrowa', co otwierałoby pole do cięcia stóp już na wrześniowym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej.

Reklama
ikona lupy />
Główne stopy banków centralnych i inflacja / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe