Zacznę, jak zawsze, od (nomen omen) suchych danych.

Dane 1. Pojazdy PTS-M, czyli (od rosyjskiego skrótu) średnie transportery pływające w wersji M (zmodernizowanej), można w Polsce spotkać w:

  • Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu
  • Muzeum Militariów ATENA w Skwierzynie (na terenie firmy Pomoc Drogowa Gorzów Wlkp.)
  • Muzeum Techniki Militarnej w Tarnowskich Górach
  • Muzeum Techniki i Uzbrojenia Wojskowego w Kaliszu
  • w polskich miejscowościach zaatakowanych przez powódź. Tak było w 1982 r.,1997 r., w 2010 r. i tak jest w 2024 r.

Dane 2. Jak wynika ze statystyk opublikowanych przez PAP, długość wybudowanych i zmodernizowanych wałów przeciwpowodziowych w ostatnich 16 latach przedstawia się następująco (w km):

Reklama
  • 2008 – 248,1
  • 2009 – 59,9
  • 2010 – 109,7
  • 2011 – 305,2
  • 2012 – 305,3
  • 2013 – 156,2
  • 2014 – 307,7
  • 2015 – 239,6
  • 2016 – 27,3
  • 2017 – 24,2
  • 2018 – 43,3
  • 2019 – 25,4
  • 2020 – 69,4
  • 2021 – 63,7
  • 2022 – 49,5

Co łączy dane 1. I 2.?

Powódź 2024: PTS-M, czyli posowiecka nadzieja polskich powodzian

Zacznijmy od PTS. Pławajuszczij Transportior Sriednij powstał na początku lat 60. minionego wieku w sowieckiej Ukrainie, w Kriukowskiej Fabryce Wagonów. Był teoretycznie całkiem nową konstrukcją, zastępującą wysłużonego K-61, ale - mówiąc szczerze – garściami korzystał z podzespołów starszych braci, m.in. czołgu T-54 (produkowanego przez Sowietów od 1946 r.) i gąsienicowego średniego ciągnika artyleryjskiego ATS-59 (z lat 50.). Układem konstrukcji jako żywo przypominał poprzednika. Słowem: mamy tu do czynienia z produktem pochodzącym z samego epicentrum zimnej wojny między sowiecką Rosją a Zachodem, a z korzeniami sięgającymi II wojny światowej.

W polskich muzeach i na wałach przeciwpowodziowych można spotkać jego zmodernizowaną, blisko 18-tonową, wersję, czyli PTS-M - o lekko zwiększonej powierzchni ładunkowej (ponad 20 m kw.) i ogrzewanej kabinie, z noktowizorem i ulepszoną łącznością, a przede wszystkim o bardzo dobrych jak na owe czasy walorach użytkowych; w przeciwieństwie do poprzednika, umie pływać po morzu. Dwuosobowa załoga może wziąć na pokład nawet 10 ton albo 50 dorosłych osób.

W połowie lat 90., już w wolnej Polsce, pojawiły się plany zezłomowania wszystkich posowieckich transporterów i zastąpienia ich nowszą konstrukcją. Ale wtedy nadeszła… powódź 1997 roku, podczas której wysłużone amfibie (nasze wojsko miało ich wtedy prawie 500, w tym wiele 30-letniuch) okazały się sprzętem niezwykle przydatnym, a w wielu przypadkach wręcz o strategicznym znaczeniu. Potem były kolejne powodzie i kolejne akcje ratujące życie oraz dobytek z walnym udziałem PTS-M. W ten oto sposób wkroczyliśmy w wiek XXI (a wcześniej – do NATO).

W czasie pierwszych rządów PO-PSL najstarsze egzemplarze sowieckiej amfibii, przeszło 40-letnie, trafiały na złom i do muzeów. Rząd PiS zapowiadał w obszarze wyposażenia polskiej armii radykalne przyspieszenie – z wypowiedzi polityków wyłaniał się obraz armii uzbrojonej w najnowocześniejsze czołgi, samoloty i śmigłowce oraz okręty, łodzie i amfibie. Można sobie było wyobrażać, że takie wojsko przejdzie nie tylko próbę ognia w konfliktach i wojnach, ale i próbę wody, niosąc niezawodną pomoc ofiarom katastrof naturalnych, w tym powodzi .

Słowa padły wielkie, także o poprzednikach-nieudacznikach. A jakie mamy efekty?

Kilka dni przed nadejściem tegorocznej katastrofalnej powodzi Dowództwo Generalne poinformowało w serwisie Elona Muska (X) o mobilizacji WOT oraz Inżynieryjnych Grup Zadaniowych, ilustrując wpis zdjęciami… PTS-M. Czyli wciąż podstawowego sprzętu naszej natowskiej armii służącego do ewakuacji powodzian i ich dobytku oraz transportu żołnierzy (ratowników) i sprzętu w pustoszone lub zagrożone przez żywioł okolice.

Z iloma posowieckimi amfibiami wkroczyliśmy w lata 20. XXI wieku? Nieco światła na to zagadnienie rzuciła odpowiedź na interpelację (nr 24711) skierowaną w 2021 r. do szefa MON przez posła Pawła Bejdę z opozycyjnego wówczas PSL. Wiceminister obrony Wojciech Skurkiewicz poinformował, że w kompaniach, batalionach i pułkach saperów, inżynieryjnych oraz drogowo-mostowych wchodzących w skład Wojsk Inżynieryjnych oraz batalionach saperów Marynarki Wojennej wykorzystuje się w sumie 282 amfibie PTS-M, z czego 21 zostało zmodernizowanych pod kątem udziału w działaniach ratowniczych. Siły Zbroje RP mają ponadto w magazynach 27 amfibii będących rezerwuarem części zamiennych dla wozów w służbie czynnej. Pikanterii sytuacji przydaje fakt, że posowieckie PTS-M wożą dziś nie tylko ratowników i powodzian, ale – jak trzeba – również… pojazdy US Army.

Minister Skurkiewicz zapowiadał trzy lata temu, że nowa amfibia dla polskiej armii – w liczbie 212 egz. - zostanie zakupiona w ramach programu JODŁA-GTI ("Zwiększenie zdolności wojsk inżynieryjnych do realizacji specjalistycznych zadań — Gąsienicowy Transporter Inżynieryjny"), zastrzegając wszakże, że „realizacja tego zadania jest uzależniona od realizacji wymagań operacyjnych kr. BORSUK – „Pozyskanie Bojowych Wozów Piechoty w oparciu o UMPG (uniwersalna modułowa platforma gąsienicowa)”.

Minęły kolejne trzy lata, mamy wrzesień 2024 roku, a dowództwo armii znów uspokaja Polki i Polaków zdjęciami PTS-M. Wbrew narracji PiS i tzw. prawicowych mediów, Tusk nie wyjął tych maszyn ze swojej zdradzieckiej germańsko-sowieckiej szafy, tylko odziedziczył z całym inwentarzem armii po rządzących przez osiem lat poprzednikach. Czyli PiS.

Powódź 2024: Pomoc z nieba, czyli „Hip” hip Mi-8!

Problem z wojskami inżynieryjnymi w Polsce – a to one niosą pomoc ofiarom klęsk żywiołowych (powodzi, pożarów, huraganów…) – jest taki, że na liście jednostek do wyposażenia i doposażenia są raczej na końcu i jeśli załapują się na jakiś nowy sprzęt, to głównie przy okazji. PTS-M jest tego znakomitym symbolem. Ale nie jedynym. Podczas tegorocznej mobilizacji wojska w odwodach armii znalazły się inne bohaterskie sprzęty poprzednich powodzi (z 1997 r. i następnych), m.in. PP-64 Wstęga – przeznaczony do urządzania dużych przepraw mostowych park pontonowy polskiej produkcji wzorowany na radzieckim PMP, rówieśniku PTS-M; warszawiacy i przyjezdni mogli zobaczyć go w akcji m.in. po awarii kolektorów doprowadzających ścieki do oczyszczalni Czajka - PP-64 użyto wtedy do zbudowania mostu, po którym poprowadzono po Wiśle tymczasowy rurociąg, dzięki czemu ścieki z lewobrzeżnej części Warszawy nie trafiły do rzeki podczas naprawy.

Wszystkie Wstęgi mają trafić do muzeów dopiero za kilka lat - od 2026 r. będą zastępowane przez nowoczesne konstrukcje z Francji zakontraktowane w 2022 r.

W ratowaniu ofiar klęsk żywiołowych kluczową rolę wszędzie odgrywają nowoczesne helikoptery. A przynajmniej – powinny. Gdyby ktoś uwierzył w efektowne zapowiedzi Antoniego Macierewicza, ministra obrony w latach 2015-2018, winien wypatrywać na polskim niebie przynajmniej tylu superśmigłowców, co Amerykanie, Brytyjczycy, Niemcy, Francuzi… Ale na dzień dobry tenże Macierewicz unieważnił zamówienie na 50 francuskich Caracali, w efekcie czego nie trafiły one do Polski (jak pierwotnie planowano) w 2022 r. A bardzo by się przydały. W zamian za to rząd PiS zamówił 44 inne maszyny, w większości mniejsze od Caracali, z czego do Polski dotarło dotąd ledwie 12…

Z tego też powodu ofiary żywiołów w naszym kraju winny wypatrywać ratunku z nieba od tego samego sprzętu, co zawsze, czyli przede wszystkim nieśmiertelnych sowieckich konstrukcji z biura zmarłego w 1970 r. Michaiła Leontjewicza Mila. Nota bene – samego Mi-8, w różnych odmianach (w tym Mi-17) wyprodukowano dotąd 12 tys. egz. Latają w 40 krajach. W NATO mają kryptonim „Hip”.

Donald Tusk podczas ustępującej powodzi chwalił się natomiast wysłaniem do akcji Black Hawka. Jednego.

Stwierdzenie, że przeszliśmy tę próbę wody – jako państwo – wydaje się zatem mocno wątpliwe. Nie tylko dlatego, że mimo tak wielu szumnych zapowiedzi nie dysponujemy wciąż nowoczesnym sprzętem i w zasadzie wszystko opiera się na bezprzykładnej ofiarności ludzi (chwała ratownikom, strażakom, żołnierzom, policjantom i tysiącom wolontariuszy!), ale też z tego powodu, że na przelewających się i zagrożonych wałach powinniśmy stanowić monolit. Rząd, opozycja – jeden naród zjednoczony w walce z wrogiem.

Ale tak się nie stało. Wedle przekonań przywódców PiS i wiary ich zwolenników, katastrofy naturalne w Polsce nie są powodowane przez „rzekome ocieplenie klimatu”, lecz przez największy kataklizm w dziejach, czyli TUSKA. Właśnie na tym skupił się prezes, a wraz z nim – oczywiście – tzw. prawicowe media. To się tam nazywa: patriotyzm.

Powódź 2024: Wały i przewały

Tu wracamy do danych z początku tekstu. Danych nr 2. Zamiast poświęcić się w pełni ratowaniu współbraci i współsióstr z tonących rejonów Polski, zamiast dołączyć do niesamowitej akcji wsparcia powodzian, w której po raz kolejny objawiła się fantastyczna polska solidarność, szokująco liczni politycy zajęli się tym, co kochają najbardziej – czyli sobą. PiS zorganizował marsz i wiec, a kiedy się zorientował, że ludzie - dosłownie – toną, zaczął krzyczeć, że to „wina Tuska”. Epatował przy tym zbiornikiem w Raciborzu – pokazywanym jako dzieło PiS, które w tym roku uratuje Polskę przed powtórką z tragicznego 1997 r.

Przeciwnicy odpowiedzieli wspomnianymi danymi, z których wynika, że za pierwszego rządu Tuska (2008-11) postawiono i zmodernizowano w sumie 722,9 km wałów, a za drugiego (oraz Kopacz – 2012-15) – 1 008,8 km. Za pierwszego rządu PiS (2016-19) postawiono i zmodernizowano w sumie 120,2 km wałów, zaś za drugiego (2019 do 2022, bez 2023) - 208 km. Ergo: „przez osiem ostatnich lat” rząd PiS (poprzez podległe mu instytucje) zbudował i zmodernizował łącznie tyle, ile w czasach PO-PSL budowało się i modernizowało w rok z lekkim hakiem. Regres między ostatnim rokiem PO-PSL (prawie 240 km) a pierwszym rokiem PiS (nieco ponad 27 km) jest aż nadto widoczny.

To są dane. Fakty. Ale każdy wyciąga sobie z nich skrajnie odmienne wnioski.

A ja się – jak wielu obywateli naszego pięknego i wbrew politykom solidarnego kraju – modlę o brak deszczu (choć dwa tygodnie temu, w obliczu największej w dziejach suszy, łaknęliśmy go jak kania). I cieszę, że woda w mojej okolicy opada – do powtórki z 1997 r. brakowało naprawdę niewiele. A pod wodą…

Cóż… Polska nie przetrwałaby nawet tygodnia. Po upadku PRL w 1989 r. mieliśmy na stanie wyłącznie posowieckie okręty podwodne. Dwa potwornie przestarzałe foxtroty zostały wycofane z czynnej służby niespełna rok przed wejściem Polski do Unii (w 2003 r.). Odtąd służy nam – trzeci w historii - ORP „Orzeł”, zaprojektowany w sowieckim biurze konstrukcyjnym CKB-18, zbudowany w stoczni Krasnoje Sormowo w Gorki, ochrzczony w Gdyni w czerwcu 1986 roku. Dokładnie trzy lata przed pamiętnymi wyborami 1989 r., w wyniku których (podobno) obaliliśmy komunę.

To jeden z najstarszych pozostających w służbie okrętów tego typu na świecie i jedyny okręt podwodny polskiej Marynarki Wojennej. Reszta jest już na złomie lub w muzeach.