Dający do myślenia autentyk z kończącego się tygodnia: proszę licealistów z paru miasteczek w tzw. Polsce powiatowej, żeby powiedzieli, co im się podobało w wydarzeniu społeczno-gospodarczym, w którym uczestniczyli jako wolontariusze. Po chwili namysłu mówią: - Były tylko trzy rodzaje mleka do kawy. Zabrakło owsianego i to trzeba koniecznie poprawić.
Nie wyśmiewam, nie ironizuję – po prostu opisuję, co widziałem i usłyszałem. Także w kuluarach, gdzie nastoletni chłopcy mówili między sobą, że „Polska jest krajem bez perspektyw” i że „Trzeba to wszystko rozpieprzyć”.
To samo prawili na głos - wracający ze mną pociągiem z warszawskiego marszu – dwudziesto- i trzydziestolatkowie z biało-czerwonymi flagami na ramionach i mieczykami Chrobrego w klapach. Po czym przeszli płynnie do rozważań, „które BMW jest lepsze: X7 czy M8”. Serio? Serio!
W ramach Unii Europejskiej Polska przegoniła gospodarczo i pod względem poziomu życia nie tylko Węgry i Chorwację, ale też Portugalię i Grecję, a teraz jesteśmy o włos od Hiszpanii (56 tys.). W naszym zasięgu są Włochy. Biegniemy szybciej od nich wykorzystując możliwości wspólnego rynku – towarów, usług, pracy.
Tuż przed wejściem do Unii PKB (PPP) na głowę Polski stanowił ok. 40 proc. niemieckiego, brytyjskiego i francuskiego. Dziś stanowi 87 proc. brytyjskiego, 84 proc. francuskiego, 76 proc. niemieckiego. Naszą ścieżką w ramach UE podążają Rumunia i Bułgaria. Im bardziej, tym więcej tam grasuje wściekłych ruskich agentów i trolli, bo wraz z postępem cywilizacyjnym Moskwa traci swoje wpływy. Czy u nas za to zyska?
Czy Trump zechce umrzeć za Rzeszów
Rozumiem młodzieńczy bunt – w liceum i na studiach grałem w kapeli punkrockowej. Nadal na wiele rzeczy w Polsce się nie zgadzam i piszę o nich krytycznie, często wręcz punkowo. O naprawie Rzeczypospolitej można napisać furę traktatów. Ale jednocześnie mam świadomość, że kiedy ci młodzi Polacy oburzają się na brak mleka owsianego (oraz niezadowalający gatunek sojowego), zaś nieco starsi omawiają silniki w beemkach, ich odpowiednicy w sąsiedniej Białorusi stoją w warzywniakach w kolejce po ziemniaki. Bo bandycka Rosja, próbująca podbić Ukrainę, wykupiła kartofle białoruskie i dla Białorusinów nie starczyło. Ceny sięgają… 10 zł za kilo.
A trzeba wiedzieć, że średnia pensja na Białorusi to 2 614 BYN, czyli niecałe 3 tys. zł – trzy razy mniej niż w Polsce. Płaca minimalna na Białorusi od 1 stycznia 2025 wynosi 726 BYN miesięcznie. To jest 827 zł. Czyli 5,6 razy mniej niż w Polsce. Minimalna stawka godzinowa to 4,54 BYN, czyli 5,18 zł. Na kilo ekskluzywnych ziemniaków Białorusin pracuje dziś zatem prawie 2 godziny. Przeciętna emerytura, po tegorocznej podwyżce o blisko 15 proc., dobiła do rekordowej kwoty – 930 BYN. To jest 1 060 zł, prawie dwa razy mniej od polskiej emerytury MINIMALNEJ i cztery razy mniej od średniej.
Po upadku komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej Białoruś i Ukraina były bogatsze od Polski. Dziś są kilka razy biedniejsze. I nie jest to żaden przypadek, tylko efekt wyboru: Polska dołączyła do wspólnoty Zachodu, a 21 lat temu, po prawie 10 latach dostosowania do struktur i wymogów (oraz wykorzystaniu wielu środków przedakcesyjnych) stała się częścią Unii Europejskiej. Dzięki temu zwiększyła ponad dwukrotnie realny dochód na głowę (dokładne dane na końcu tekstu) prześcigając po drodze kolejne kraje, w tym te zamożniejsze „od zawsze”. Z danych i analiz Międzynarodowego Funduszu Walutowego jasno wynika, że pod względem PKB na głowę (PPP) jesteśmy bliscy wyprzedzenia Japonii, szybko gonimy Włochy, Francję, Wielką Brytanię. Hiszpanię prześcigniemy już pod koniec 2025 r.
Białoruś i w pewnym momencie także Ukraina wybrały los chaty z kraja – ku uciesze Rosji, a za jej podszeptem i przy bardzo aktywnym udziale jej agentów i trolli. My w Polsce doskonale znamy te podszepty i działania. Są dokładnie takie, jak w Białorusi. A w treści całkowicie zbieżne z kluczowymi hasłami polskiej „niepodległościowej” prawicy. Dałem „niepodległość” w cudzysłów z oczywistych względów: w Białorusi nie chodzi przecież tylko o brak ziemniaków, ale i brak realnej suwerenności. Wybór, zwłaszcza w naszej części Europy, jest zatem oczywisty: albo jesteś silną częścią zachodniej cywilizacji, albo ruską ziemią – przystawką i marionetką Moskwy.
Znajomi prawicowcy odpowiadają mi na to, że jest przecież trzecia droga: Polska poza Unią, ale w NATO, silna potęgą Stanów Zjednoczonych. Ja im wtedy – na serio – odpowiadam: ale potęgą z którego tłita Donalda Trumpa – tego z dziewiątej rano, czy może tego z jedenastej. Bo jeden jest o niebie, a drugi o piekle, a my nie mamy na to żadnego wpływu. Nikt nie ma. A przekaz ulubionej przez Trumpa i Republikanów TV Fox jest taki, że nie ma sensu umierać na Vancouver, to co dopiero za Rzeszów.
Gotowość do poświęceń DLA NAS, „za wolność waszą i naszą”, deklarują za to nasi przyjaciele z Europy – od Lizbony po Kijów. Ba, oni się już dziś wszyscy – choć w różnym stopniu – poświęcają. Europa wobec wojny w Ukrainie wykazała zdumiewającą solidarność – nie tylko z Ukrainą, ale też z Polską i bratnimi krajami nadbałtyckimi. Przerażająco wielu wyborców w Polsce nie chce tego dostrzec. Twierdzę nawet, że większość z nich nie kojarzy faktów, przyczyn i skutków kluczowych zjawisk. Np. tego, że ich poziom i jakość życia są w mniejszym stopniu zasługą ich samych, a w większym – tego, że nasza wspólna ojczyzna jest częścią europejskiej wspólnoty Zachodu.
The Economist: Poland, Poland, Poland…
Chyba wszyscy już widzieli słynną okładkę „The Economist” z „Remarkable rise of… Poland, Poland, Poland”… W minionym tygodniu wielu z nas pękało z dumy, ze czołowy magazyn gospodarczy pisze o nas w ten sposób. Uruchomiono nawet akcję większych zakupów tego wydania i rozdawania wpływowym osobom na Zachodzie. Sęk w tym, że nie trzeba nic rozdawać. Zachód wszystko wie, wpływowe osoby na Zachodzie wiedzą. To u nas, w Polsce, jest z tą wiedzą największy problem. Odrzuca ją część tzw. elit politycznych, w tym jeden z kandydatów i wielomilionowe grono jego wyborców tęskniących najwyraźniej (świadomie?) za „naszą chatą z kraja”. Poza Europą.
W okładkowym teście „The Economist” nie ma ani słowa o tym, czy któryś z kandydatów coś wciągał, czy nie wciągał, nie ma o „pozyskanym” mieszkaniu, o kibolskich ustawkach i rzekomej sutenerce. To jest tekst czysto ekonomiczny – objaśniający, jak przyjęcie standardów i wartości Zachodu wpływa na rozwój gospodarczy i CYWILIZACYJNY. Ale jest to również, a może przede wszystkim, tekst o miejscu i roli Polski. Nie tylko w Europie – ale także w świecie.
Jeżdżę po globalnych wydarzeniach, od Davos i Brukseli po Hongkong, Singapur i Osakę, i wszędzie słyszę, że wszyscy liczą dziś na Polskę. Że ma ona do odegrania ważną rolę. Słyszę nie od Polaków – tylko od obcych. W tym Niemców, Francuzów, Brytyjczyków. Amerykanów nietrumpistów oraz Ukraińców. Pisałem tu wielokrotnie, że Polska – chcąc nadal awansować w globalnym łańcuchu wartości – ma do odrobienia wiele ważnych lekcji w obszarze innowacyjności, cyfryzacji, inwestowania w nowe technologie, w robotyzację i automatyzację… Musimy uwolnić potencjał we wszystkich tych dziedzinach i ciężko, naprawdę ciężko, pracować nad wydłużeniem „złotego wieku”. Ale równie ważne jak sam posiadany przez ciebie potencjał, jest to, jak cię piszą. Bo tak cię widzą.
Nas widzą dokładnie tak, jak pokazano na okładce „The Economist” – jako wznoszący się coraz wyżej kraj mogący odegrać w tych niespokojnych i niepewnych czasach niebagatelną rolę w układaniu na nowo Europy i świata.
Polski wybór: złoty róg czy ino sznur
Tak skomentowali okładkę i artykuł „The Economist” zagraniczni menedżerowie:
Marta Steer (European Business Support Centre): Jako osoba kierująca operacjami w Polsce dla globalnej firmy, każdego dnia obserwuję transformację tego kraju – pod względem talentów, ambicji i odporności. Tygodnik "The Economist" z tego tygodnia dobrze oddaje tę dynamikę: Polska rośnie, a to dopiero początek.
Pascal Ruhland (CFO mBank): Polska w centrum uwagi! Cieszę się, że The Economist ostatnio skupiła się na historii gospodarczej Polski. Mając okazję pracować tutaj po raz drugi – a teraz spędzając ostatnie 2,5 roku jako dyrektor finansowy – mogę z przekonaniem powiedzieć: ten kraj jest dynamiczny, prężny i pełen potencjału. Od innowacji finansowych po siłę swoich instytucji, Polska nadal ewoluuje w sposób, który czyni ją ekscytującym miejscem do przewodzenia i rozwoju.
Joao Bras Jorge (Bank Millennium): Polska jest niesamowita! W tym tygodniu okładka The Economist: "Niezwykły wzrost znaczenia Polski" (…) główny przekaz jest jasny i mocny: "Polska przekształciła się w najbardziej niedocenianą potęgę militarną i gospodarczą Europy... Od 1995 r. dochód na osobę wzrósł ponad trzykrotnie. Od czasu przystąpienia do UE w 2004 r. Polska prawie nigdy nie doświadczyła recesji. Jej średni roczny wzrost w ciągu dwóch dekad: prawie 4 proc.". Ten sukces jest widoczny wszędzie – od dynamiki wielkich miast po transformację wsi, od rosnącego standardu życia po solidną infrastrukturę, innowacje i przedsiębiorczość. Historia przemian w Polsce jest naprawdę niezwykła. Polacy powinni czuć się niezwykle dumni. A niektórzy obcokrajowcy – tacy jak ja – którzy mieszkają i pracują tu od wielu lat, mają przywilej bycia świadkami tego na własne oczy.
Polscy specjaliści od grafiki oraz PR i marketingu zgodnie zwracają uwagę na inny aspekt słynnej okładki: jeśli wymażemy z niej hasło o „niezwykłym wzroście”, to jako odbiorcy zaczynamy się zastanawiać, jaki proces został tu zobrazowany - wzlotu czy też możliwego upadku i rozpłynięcia się we mgle. Redaktor naczelny pisma pisze wprost, że ten kierunek bardziej niż kiedykolwiek zależy dziś od samych Polek i Polaków: czy chcemy nadal wzmacniać swą pozycję w Europie i poprzez 450-milionową Unię Europejską mieć wpływ na politykę i gospodarkę w skali globalnej, a więc i na własny los, czy też odwrócimy się od Europy zanurzając po uszy w narodowych mitach, które naprawdę nikogo w świecie nie obchodzą i zmierzając wprost do deficytu buraków w kraju buraków.
Tak postawiony wybór wydaje się bardzo prosty: Europa i złoty róg czy chata z kraja i ino sznur. Moskwa już wybrała za nas tę drugą opcję. Teraz czas na nas.
Co mówią liczby: PKB na głowę (PPP) w dolarach międzynarodowych
W 1991 roku wyglądało to tak.
Poza UE:
- W Polsce – 5 900 (w 1991 spadło, w 1992 i 1993 wzrosło, ale nieznacznie)
- W Czechach – 11 655
- Na Węgrzech – 8 325
- W Rosji – 8 027
- W Ukrainie – 7 613
- W Bułgarii – 7 551
- Na Białorusi – 6 026
- W Szwajcarii – 28 682
W UE:
- W Portugalii – 11 780
- W Grecji – 13 312
- W Irlandii – 13 743
- W UK – 17 091
- We Francji – 17 710
- We Włoszech – 18 638
- W Niemczech – 19 463
- W Szwecji – 20 425
W 2004 roku, tuż przed wejściem Polski do Unii Europejskiej:
Poza UE:
- W Polsce – 13 353 (po 10-letnim procesie przedakcesyjnym, w którym korzystaliśmy ze środków i innego wsparcia UE)
- W Czechach – 20 932
- Na Węgrzech – 16 268
- W Rosji – 10 226
- W Ukrainie – 6 736
- W Rumunii – 8 990
- Na Białorusi – 8 491
- W Szwajcarii – 40 145
W UE:
- W Portugalii – 21 477
- W Grecji – 25 460
- W Irlandii – 38 733
- W UK – 32 073
- We Francji – 29 055
- We Włoszech – 29 554
- W Niemczech– 31 334
- W Szwecji – 33 858
W 2025 r. (wedle analiz Międzynarodowego Funduszu Walutowego) jest tak:
W UE:
- W Polsce – 55 185
- W Czechach – 59 300
- Na Węgrzech – 48 600
- W Bułgarii – 41 900
- W Rumunii – 49 200
- W Portugalii – 50 037
- W Grecji – 45 005
- We Francji – 65 600
- We Włoszech – 63 .865
- W Niemczech – 72 500
- W Szwecji – 74 900
Poza UE:
- W Szwajcarii – 97 500
- W UK – 63 660
- W Rosji – 49 300
- Na Białorusi – 34 300
- W Ukrainie – 21 000
W ramach Unii Polska przegoniła nie tylko Węgry i Chorwację, ale też Portugalię i Grecję, a teraz jesteśmy o włos od Hiszpanii (56 tys.). W naszym zasięgu są Włochy. Biegniemy szybciej od nich wykorzystując możliwości wspólnego rynku – towarów, usług, pracy.
Tuż przed wejściem do Unii PKB (PPP) na głowę Polski stanowiło ok. 40 proc. niemieckiego, brytyjskiego i francuskiego. Dziś stanowi 87 proc. brytyjskiego, 84 proc. francuskiego, 76 proc. niemieckiego. Naszą ścieżką w ramach UE podążają Rumunia i Bułgaria. Im bardziej, tym więcej tam grasuje wściekłych ruskich agentów i trolli, bo wraz z postępem cywilizacyjnym Moskwa traci swoje wpływy.