Od chwili wybuchu wojny na Ukrainie, zachodni politycy cały czas nawołują do zbrojenia się, rozbudowywania armii i ciągłego szkolenia, a wszystko po to, aby być gotowym, gdy Rosjanom zamarzy się ziemia kolejnego z państw, tym razem należącego do NATO. Przygotowania te postanowił sprawdzić na swym terenie jeden z najnowszych członków Sojuszu – Finlandia.
Wojska NATO walczyły nie z Rosją, a z mrozem
W listopadzie to właśnie między innymi Finowie zaprosili armie państw NATO na ćwiczenia artyleryjskie Lightning Strike’24, ale tym razem pole zmagań militarnych w niczym nie przypominało tych, do których zachodnie armie są przyzwyczajone. Nie było luksusów, doskonałych dróg i przyjemnego klimatu, ale gęste lasy i twarda oraz mroźna rzeczywistość koła podbiegunowego. Wojskowi z 28 krajów szkolili się w prowadzeniu artyleryjskiego ognia dalekiego zasięgu, a jak się szybko okazało, to nie potencjalny wróg i trafianie w cel okazało się największym problemem, ale temperatura, która niekiedy spadała poniżej -30 stopni Celsjusza. A w tych realiach wojskowi niektórych zachodnich państw z uwagą musieli słuchać Finów i by przeżyć, sięgać po rozwiązania, których nie wyobrażali sobie w XXI wieku.
„Wiedza przekazywana przez Finów obejmowała zarówno podstawowe umiejętności, takie jak wkładanie gazet pod skarpety i buty żołnierzy, aby pozbyć się wilgoci, jak i bardziej złożone elementy, takie jak prowadzenie wielotonowych pojazdów opancerzonych po śliskich drogach i utrzymywanie haubic w ruchu w temperaturach spadających do -30 stopni Celsjusza” – przytacza relację z zimowego szkolenia portal Defense News.
W tak niskich temperaturach problemy mieli nie tylko ludzie, ale również sprzęt. Konstruowany niekiedy do walki w bardziej sprzyjających warunkach, gdy zrobiło się naprawdę zimno, zacinał się i zamarzał. I tu znów z pomocą musieli przyjść Finowie, dzieląc się swymi doświadczeniami.
- W pogodzie, jaką tu widzimy, często decydujemy się trzymać broń zamrożoną, zostawiając ją na zewnątrz namiotu. Jeśli wniesiesz ją do wewnątrz, cały śnieg i lód dostaną się do środka, a jeśli wyjdziesz na zewnątrz, to zamarznie całkowicie. Trzymaj ją całkowicie na zewnątrz lub w namiocie – mówi porucznik Olli Taskinen, członek Brygady Jaeger, ćwiczącej w mroźnej Arktyce.
Wojsko w koszmarnym mrozie. Wszystko wina sprzętu
Nowe doświadczenia zdobywali też operatorzy południowokoreańskich haubic K9, których coraz więcej zasila europejskie armie. Żołnierze, chcąc uruchomić swój sprzęt i stanąć do walki, musieli ze znacznym wyprzedzeniem odpalać silniki, by te zdążyły odpowiednio rozgrzać maszynę. Ale to nie koniec. Jak poinformował portal Defense News jeden z żołnierzy, aż 4 z 8 wysłanych na ćwiczenia haubic K9 miało zepsute grzejniki, w wyniku czego żołnierze w środku maszyn musieli borykać się z temperaturami niewiele wyższymi od tych na zewnątrz. Pewnym problemem była też łączność pomiędzy jednostkami, a aby zapobiec jej utracie, musiano jednocześnie wykorzystywać kilka jej rodzajów.
- Robimy to po to, aby w przypadku gdy nasza preferowana opcja nie działa, móc skorzystać z drugiej lub trzeciej opcji, dzięki czemu komunikacja zawsze będzie mogła się odbyć – powiedział brygadier Rob Alston, szef ognia łączonego i wpływów w Korpusie Szybkiego Reagowania NATO.
Z polskiego punktu widzenia w oczy szczególnie rzucają się problemy z armatohaubicami K9 i ich systemem ogrzewania, bowiem właśnie tej broni zamówiliśmy aż 212 sztuk. Liczne transporty już przybyły i wojsko będzie musiało teraz wyciągnąć wnioski z doświadczeń fińskich ćwiczeń, aby w razie czego nie cierpieć podobnie, jak ich NATO-wscy koledzy w trakcie arktycznych ćwiczeń.