Rosyjskie drony nad Polską. To nie był przypadek
Nocny atak dalekosiężnych dronów na Polskę z 9 na 10 września, który rząd nazwał "bezprecedensowym naruszeniem przestrzeni powietrznej" i "poważną prowokacją", wpisuje się w dłuższą sekwencję działań Kremla. Wszystko wskazuje, że przygotowania do takich uderzeń trwały od miesięcy.
Jeszcze latem pojawiły się pierwsze sygnały: wśród fragmentów rosyjskich maszyn rozbitych w Ukrainie odnajdowano urządzenia łączności mobilnej z kartami polskich operatorów. Informację tę ujawnił publicysta Marek Budzisz, powołując się na raport (najpewniej ukraiński) z 2 lipca, zawierający szczegółowe dane – m.in. lokalizacje, w których drony zostały zestrzelone.
Dlaczego w dronach znajdują się karty SIM?
Wykorzystanie kart SIM w bezzałogowcach ma kluczowe znaczenie dla rosyjskiej armii. Dzięki nim dron może:
- przekazywać dane w czasie rzeczywistym – np. obraz z kamer, nagrania czy dane o położeniu,
- zmieniać kurs – operatorzy mogą przeprowadzać jego korektę w oparciu o aktualne dane,
- zbierać informacje wywiadowcze – w zależności od dodatkowego wyposażenia drony mogą analizować działanie systemów obrony przeciwlotniczej i elektronicznych systemów zakłócających, czyli sprawdzać, jak reagują radary i systemy obrony.
W praktyce oznacza to, że dron nie jest tylko "latającą bombą", ale również mobilnym narzędziem rozpoznania.
Polskie i litewskie karty SIM. Rosja od dawna planowała prowokację
Raport, na który powoływał się Budzisz, wskazywał jednoznacznie: obecność polskich i litewskich kart SIM w rosyjskich dronach dowodzi, że Moskwa planowała nie tylko przeloty nad Ukrainą, ale także testy nad terytorium państw NATO. Chodziło o sprawdzenie, czy drony mogą korzystać z lokalnych sieci komórkowych, aby zachować łączność i przesyłać dane.
Dokument zalecał poinformowanie partnerów w Polsce i na Litwie o tym zagrożeniu. Najwyraźniej tak się stało, bo już tydzień później raport trafił w ręce polskiego publicysty.
Pierwsze ostrzeżenia zlekceważone
Mimo powagi ustaleń, jak zaznacza Defence Express, sprawa przeszła w Polsce niemal bez echa. Tymczasem rosyjskie drony coraz częściej naruszały polską przestrzeń powietrzną. 20 sierpnia doszło nawet do eksplozji jednego z nich w pobliżu miejscowości Osiny w województwie lubelskim – zaledwie 40 kilometrów od bazy NATO, gdzie stacjonuje sojuszniczy patrol powietrzny.
Rosjanie testują naszą obronę powietrzną
Czy drony, które 10 września wtargnęły w polską przestrzeń powietrzną, miały na pokładzie karty SIM? Tego na razie nie wiadomo. Eksperci nie mają jednak wątpliwości, że jednym z celów tego ataku mogło być właśnie rozpoznanie polskiej obrony przeciwlotniczej – sprawdzenie, jak reagują radary, jakie procedury uruchamia wojsko i gdzie rozmieszczone są systemy obrony.
Szczególnie wymowne jest to, że prowokacja nastąpiła tuż przed rozpoczęciem dużych rosyjsko-białoruskich manewrów "Zapad-2025", które startują 12 września na Białorusi.