Doniesienia o tym, że za masowe wymieranie ryb w Odrze może odpowiadać rtęć, u wielu wywołały przerażenie. Takie reakcje zdziwiłyby naszych przodków, przekonanych o jej właściwościach leczniczych. „Przez setki lat rtęci używali powszechnie ludzie ze wszystkich warstw społecznych, i dotyczyło to owego pierwiastka zarówno w jego formie ciekłej (zwanej żywym srebrem), jak i w postaci rozmaitych soli” – piszą w książce „Szarlatani. Najgorsze pomysły w dziejach medycyny” Lydia Kang i Nate Pedersen.
Rtęć występuje w przyrodzie głównie w związku chemicznym z siarką, tworząc rudy cynobru czerwonego lub czarnego. Tabliczki pozostawione przez Sumerów 5 tys. lat temu wskazują, że siarczku rtęci używano do leczenia zębów. Starożytni medycy docenili zaś jego bakteriobójcze działanie. Grek Pedanios Dioskurydes, nadworny lekarz Nerona i Wespazjana, dezynfekował cynobrem rany imperatorów i oczyszczał im skórę z wrzodów.
Medycy lubili z nim eksperymentować. Jeden z nich – kronikarze nie odnotowali jego imienia – wpadł na pomysł, by sproszkowany cynober umieścić w naczyniu i podgrzać. Ulatniające się opary skroplił następnie w osobnym zbiorniku, a z uzyskanej cieczy usunął zanieczyszczenia (przez dodanie do niej sody lub wapna). W ten sposób udało mu się wyodrębnić arszenik i ołów. Na końcu pozostał czysty srebrzący się płyn, samorzutnie dzielący się na drobniutkie kuleczki. Tak ludzkość poznała czystą rtęć, nazywaną „żywym srebrem”. To metal równie ciężki jak ołów, topi się w temperaturze minus 38 st. C. Gdy przejdzie w stan płynny, nie utonie w nim żaden inny metal poza złotem. Nie powinno więc zaskakiwać, że starożytni doszukiwali się w rtęci ukrytej magii. Znajdowali też dla niej kolejne praktyczne zastosowania – np. do pozłacania. W żywym srebrze rozpuszcza się bowiem większość metali (poza żelazem, platyną, wolframem i molibdenem), tworząc stop. Tak właśnie zrobiono ze złotem. Uzyskanym amalgamatem powlekano powierzchnię przedmiotu. Po jego podgrzaniu rtęć się ulatniała, a zostawała tylko ściśle przylegająca złota powłoka.
Kiedy w Imperium Rzymskim eksperymentowano z technikami złotniczymi, na Dalekim Wschodzie taoistyczni alchemicy szukali sposobów, jak za pomocą rtęci stworzyć eliksir nieśmiertelności. Było to wielkie marzenie cesarzy chińskich. „Jedną z takich osób był Qin Shi Huang, pierwszy cesarz z dynastii Qin (246–221 p.n.e.). Opanowany obsesją nieśmiertelności władca wysłał swoich ludzi na poszukiwanie rozwiązania zagadki wiecznego życia. Misja była z góry skazana na niepowodzenie. W sukurs zdesperowanemu cesarzowi przyszli jego nadworni alchemicy, sporządzając mikstury na bazie rtęci, przekonani, że lśniący płyn jest kluczem do wiecznego życia” – opisują Lydia Kang i Nate Pedersen. Sukcesu nie odnieśli. „Qin zmarł w stosunkowo młodym wieku czterdziestu dziewięciu lat z powodu zatrucia rtęcią” – dodają autorzy książki „Szarlatani”. Podobny los spotkał czterech chińskich cesarzy z dynastii Tang około 800 lat później, którzy tak pragnęli nieśmiertelności, że poddali się eksperymentom z użyciem rtęci.
Reklama