Wczoraj uczniowie klas I–III szkół podstawowych rozpoczęli naukę w tradycyjnej formie. Eksperci przygotowujący modele matematyczne analizujące rozwój epidemii nie spodziewają się, by spowodowało to znaczny wzrost zachorowań na koronawirusa, tak jak to miało miejsce we wrześniu.
– Wówczas poszły do szkoły wszystkie roczniki i mieliśmy jednocześnie otwarte restauracje, bary, całą gospodarkę. Dziś obostrzenia nadal działają, a powrót do szkół ma ograniczony charakter – podkreśla dr Franciszek Rakowski, współautor modelu epidemii z Uniwersytetu Warszawskiego.

Z przygotowanej przez jego zespół prognozy uwzględniającej powrót najmłodszych do szkół wynika, że pod koniec stycznia będzie wykrywanych ok. 2,5 tys. przypadków COVID-19 dziennie. W ostatnich dniach ta liczba spadła do 7 tys. Zagrożeniem może się jednak okazać brytyjska odmiana wirusa, która przez większą zaraźliwość stwarza ryzyko ponownego zwiększenia fali zachorowań.

W nadchodzących dwóch tygodniach rząd zmniejszy liczbę szczepionych osób z personelu medycznego do 120–140 tys. tygodniowo, zamiast planowanych 330 tys. To efekt zmniejszenia dostaw od firmy Pfizer – do połowy lutego będzie o 360 tys. dawek mniej, niż deklarowano.

Reklama

Organizacje pacjentów apelują do Ministerstwa Zdrowia, by włączono ich podopiecznych do priorytetowych szczepień. Miałyby one dotyczyć głównie osób wentylowanych mechanicznie czy przebywających w opiece długoterminowej pielęgniarskiej w domach, a także ich opiekunów.

Nie lepiej szczepić tych, którzy chcą i kiedyś i tak dostaliby swoje dawki? Naprawdę lepiej wyrzucać szczepionki do „kosza”? – mówi w wywiadzie dla DGP dr Ewa Trzepla, odwołana na początku roku przez Radę Nadzorczą spółki Centrum Medyczne WUM ze stanowiska prezes zarządu.

Więcej na temat pandemii można przeczytać we wtorkowym wydaniu DGP oraz eDGP.