Chociaż te liczby kreślą dla nas bardzo złą perspektywę, jestem daleka od fatalizmu. Dlaczego? Podobnie jak reszta członków rządu kocham mój kraj, wierzę w niego i uważam, że mamy niesamowity potencjał do osiągania wielkich rzeczy. Musimy tylko powiedzieć sobie jasno, że jeśli Polska ma zajmować miejsce w czołówce krajów najbogatszych i najlepszych do życia, to musi skończyć z marnowaniem naszego najcenniejszego zasobu: ludzi.

W dobie kurczenia się tego naturalnego dobra nie stać nas na zostawianie uczniów z tyłu. Musimy zadbać o to, aby każdy, kto opuszcza polską szkołę, był gotów do pracy w gospodarce opartej na wiedzy. Nie tylko dla dobrobytu państwa, lecz także – nie wstydźmy się tego – własnego. Tymczasem najnowsze wyniki badania PISA pokazują, że dziś to właściwie utopia. Co czwarty 15-latek jest niemal funkcjonalnym analfabetą. Nie umie czytać ze zrozumieniem i dodawać, nie rozumie otaczających go zjawisk przyrody. Mamy wskaźniki znacznie gorsze niż w 2018 r. – również w porównaniu z wieloma innymi krajami OECD. Przyczyna? Chaos w szkolnictwie, nieudane reformy, ale przede wszystkim pandemia COVID-19. Byliśmy kompletnie nieprzygotowani do wyzwań, jakie postawiła przed dziećmi społeczna izolacja.