O sprawie dla witryny „Nature” pisze Bianca Nogrady.

Telefony z pogróżkami i nie tylko

Sąd w Nowej Zelandii orzekł, że Uniwersytet w Auckland naruszył swoje obowiązki w zakresie ochrony mikrobiolożki Siouxsie Wiles przed szykanami, które dosięgły ją, kiedy głośno wypowiadała się w kwestii konieczności podejmowania radykalnych środków ochrony w trakcie pandemii koronawirusa. Jednocześnie sąd uznał, że uczelnia nie ograniczyła wolności akademickiej Wiles, radząc jej, aby w związku z szykanami unikała publicznych wystąpień w tym temacie.

Ataki na badaczkę rozpoczęły się w marcu 2020 roku. Ktoś upublicznił jej dane w internecie, otrzymywała maile i telefony z pogróżkami, a w końcu nawet zniszczono jej dom. Mimo licznych próśb kierowanych przez Wiles do uczelni o zapewnienie jej ochrony, Uniwersytet w Auckland nie podjął wystarczająco radykalnych działań, aby ustrzec ją przed szykanami. Badaczka zarzuca instytucji, że uprawiana przez nią polityka i praktyki były nieadekwatne do skali problemu.

Czy publiczne wypowiedzi mikrobiolożki to część jej pracy akademickiej?

Sędzia Joanna Holden swój wyrok uzasadniła faktem, że uniwersytet naruszył swoje umowne zobowiązania wobec Wiles, mające gwarantować jej ochronę zdrowia i bezpieczeństwa. Przyznała jednak, że pandemia COVID-19 to był wyjątkowo trudny i bezprecedensowy okres, a uczelnia nie zlekceważyła w zupełności swojej misji w takich okolicznościach. W rezultacie Holden zasądziła odszkodowanie dla Wiles o wysokości 20 000 dolarów nowozelandzkich, czyli ok. 12 000 dolarów amerykańskich.

Główny spór pomiędzy Siouxsie Wiles a Uniwersytetem w Auckland toczył się o to, czy publiczne wypowiedzi mikrobiolożki na temat pandemii można uznać za część jej pracy. Uczelnia stała na stanowisku, że były to działania spoza ram zatrudnienia, sąd jednak uznał inaczej. Przychylił się do opinii wygłoszonej przez Wiles, że „dostarczanie społeczeństwu komentarza eksperckiego na temat zaistniałej sytuacji to część pracy akademickiej”.