Mamy różne rodzaje reporterskich podróży. Są takie – wiemy o tym, bo jest ich sporo – przedsięwzięte na odwal się albo rozsiewające wyłącznie celebrycki blichtr. Są te napisane temperamentem ciekawskiego encyklopedysty, z dobrze odrobioną lekcją, ale nieodmiennie nudnawe. Są takie, które uwodzą nas perspektywą uważnego, empatycznego obieżyświata. Bądź wręcz przeciwnie – takie, co pociągają czytelnika outsiderstwem i mizantropią. Bywają takie, które emanują skrajną obcością z trudem poznawanego świata. A także te skupione do tego stopnia na samym podróżniku, że dekoracje, w jakich podróżnik aktualnie przebywa, mają charakter drugorzędny.
Wyliczam (mam świadomość, że w sposób niepełny) owe liczne rodzaje, bo wydaje mi się, że pisarka i poetka Kapka Kassabova proponuje w szerokim, dość nieostro zdefiniowanym gatunku reportażu literackiego coś unikatowego – pełne zanurzenie. Nie skok na główkę, ale powolne zejście pod wodę: pod wodą świat niby istnieje tak samo, ale jednak odrobinę inaczej. W odmiennym stanie skupienia materii zmieniamy nie tylko geometrię ruchów ciała, zmieniamy też sposób myślenia; zanika dystans między nami a rzeczywistością.

Czyja pani jest?

Kassabova (rocznik 1973) pisze po angielsku, ale pochodzi z rodziny bułgarskich emigrantów, która w 1992 r. wyjechała z ojczystego kraju najdalej, jak się da, bo do Nowej Zelandii. Pisarka po kilkunastu latach wróciła do Europy i osiadła w Szkocji. Zaczęła też eksplorować krainę dzieciństwa oraz wczesnej młodości – nie mamy wprawdzie po polsku (szkoda) książki wspomnieniowej o życiu w Bułgarii w czasach schyłkowego komunizmu („Street without a Name”, 2008), ale mamy wybitną „Granicę. Na krawędzi Europy” (oryg. wyd. 2017, wyd. pol. Czarne 2019, przeł. Maciej Kositorny). Teraz dociera do nas w przekładzie najnowszy reportaż – wcale nie jestem pewien, czy to właściwe słowo – Kassabovej, „W stronę Ochrydy. Podróż przez wojnę i pokój” (oryg. wyd. 2020).
Reklama
Kapka Kassabova, „W stronę Ochrydy. Podróż przez wojnę i pokój”, przeł. Krzysztof Środa, Czarne 2021