Straszno i śmieszno, że twórcy tego czegoś pójdą teraz na czele marszu w obronie krzywdy, którą nam wszystkim wyrządzili. Ale mnie to niespecjalnie dziwi: rządy PiS były przecież ciągiem niezliczonych paradoksów. W kluczowych dla obróbki i mobilizacji elektoratu kanałach propagandy - politycy tej partii stworzyli Radę Mediów Narodowych, by móc osobiście zatrudniać właściwych ludzi budujących odpowiedni, czyli stuprocentowo pisowski, przekaz. Ci ludzie w publicznym (z nazwy) radiu i telewizji kreowali i prowadzili programy informacyjne i publicystyczne (znowu: tylko z nazwy) darzone przez Polki i Polaków NAJMNIEJSZYM ZAUFANIEM.

Jakie są fakty o TVPiS?

Wedle dorocznego globalnego raportu Reuters Institute, przedstawiającego dane o realnych zasięgach mediów oraz zaufaniu do nich w 46. krajach świata, zaufanie obywateli do mediów w Polsce obniżyło się z 56 proc. w roku 2015 do 42 proc. w 2023. Stało się tak przede wszystkim za sprawą spektakularnego tąpnięcia zaufania do mediów publicznych:

Reklama
  • Programom informacyjnym TVP ufało w 2023 r. zaledwie 28 proc. Polek i Polaków, ponad dwukrotnie mniej niż przed zainstalowaniem w publicznej telewizji fachowców z PiS. Informacje rodem z TVP miały niższe zaufanie niż tabloidy!
  • Dla porównania – programom informacyjnym TVN ufało w 2023 r. 47 proc. Polek i Polaków, newsom Polsatu – 51 proc., a serwisom RMF FM - 55 proc.
  • Informacyjne i publicystyczne programy TVP znalazły się NA SZCZYCIE RANKINGU BRAKU ZAUFANIA (47 proc.), dystansując wyraźnie Fakt (37 proc.), Superexpress (36 proc.) i Gazetę Polską (35 proc.).

Z powodu totalnego kryzysu wiarygodności mediów publicznych oraz prób uciszenia lub podboju przez PiS mediów prywatnych (przejęcie Polska Press przez Orlen, blokowanie koncesji dla TVN i próby wykupienia tej stacji, podejście do popularnych portali, m.in. Onetu) Polska stoczyła się w osiem lat z 18. na 64. miejsce w światowym zestawieniu wolności prasy (Press Freedom Index) publikowanym corocznie od 2002 przez organizację Reporterzy bez Granic (RSF).

Trzeba do tego dodać, że WSZYSTKIE kanały publicznego radia i publicznej telewizji straciły odbiorców, często w sposób wręcz szokujący (jak radiowa Trójka), a przeważnie w drodze permanentnej erozji. Wedle przywołanych tu przeze mnie niedawno badań Nielsena, u schyłku TVPiS udział programów informacyjnych i publicystycznych tej telewizji w młodszych grupach wiekowych nie przekraczał 1 proc., w populacji 20-24 zszedł poniżej 1,2 proc., a w grupie 25-29 wyniósł nieco ponad 2,5 proc. Ponad 60 proc. widowni „Wiadomości” stanowili emeryci; w TVP Info ponad 70 proc. Dla porównania, we wszystkich stacjach telewizyjnych w Polsce udział emerytów wynosił w 2023 roku średnio 43 proc.

W końcówce rządów pana Michała „Półtora Miliona” Adamczyka wśród widzów „Wiadomości” mocno nadreprezentowani byli mieszkańcy wsi, którzy w skali kraju są mniejszością. Głównym wyróżnikiem tej widowni było jednak wykształcenie - sztandarowy program TVP najchętniej oglądały osoby po podstawówce. W pierwszej połowie 2023 roku ich udział w widowni przekroczył 50 procent. Gdy w całym społeczeństwie nie przekracza 5.

Pojawiają się tutaj dwa pytania: za co twórcy tego – obiektywnie rzecz ujmując – upadku pobierali tak wysokie apanaże (a trzeba tu wiedzieć, że zyski czerpali nie tylko z etatów i umów cywilnoprawnych w TVP, ale też zleceń z lokalnych i regionalnych ośrodków publicznego radia i telewizji) oraz kto im – realnie – płacił?

Deficyt w wysokości 3 mld zł nie wskazuje na wybitne zdolności menedżerskie. Katastrofalny poziom zaufania oraz utrata widzów (zwłaszcza w najlepszych z komercyjnego punktu widzenia grupach wiekowych) przypomina raczej fuszerkę i sabotaż niż sukces godzien gwiazdorskich apanaży. Na wolnym rynku można bez problemu pozyskać dziennikarzy i menedżerów o zdecydowanie lepszych kompetencjach merytorycznych oraz bogatszym doświadczeniu i warsztacie – i to za dużo mniejsze pieniądze. Dlaczego zatem pan Adamczyk zarobił w dwa lata więcej niż przeciętny dziennikarz TVP zarobi przez całe życie, a w rok – tyle, ile reporter mediów regionalnych w dwie dekady?

Miliony za twarz

Już jesienią zeszłego roku zwracałem uwagę, że struktura społeczna widowni sztandarowych programów informacyjnych i publicystycznych TVP pokrywa się ze strukturą społeczną wyborców PiS (emeryci, mieszkańcy wsi, ludzie słabo wykształceni) i że przytłaczająca większość tej widowni zwolniona jest z abonamentu telewizyjnego lub z innych powodów go nie płaci. Owi codzienni odbiorcy TVP i Polskiego Radia mieli również niewielki udział w finansowaniu mediów publicznych z podatków.

3 miliardy złotych na rzekomą „misję” wyłożyli zatem w 2023 roku głównie ci, którzy nie korzystali z wytworów TVP i PR. Wielu (większość?) z nich obdarzało informacyjne i publicystyczne programy TVP i PR ZEROWYM ZAUFANIEM, potężna grupa w ogóle wykasowywała ze swych telewizorów i dekoderów rzeczone kanały, z TVP Info na czele. Nie mogli znieść codziennej „pracy” pana Adamczyka i jemu podobnych. „Praca” ta obrażała nie tylko inteligencję, ale i elementarne poczucie przyzwoitości. O fundamentalnych zasadach dziennikarstwa w ogóle nie było tam mowy.

Kiedy byłem szefem oddziału dużej regionalnej gazety, a potem kierowałem jej działem reportażu, to obok dobrego pióra, trzymania ręki na pulsie wydarzeń, inwencji i polotu - oczekiwałem od dziennikarzy rzetelności, wiarygodności (zasada sprawdzania informacji u przynajmniej dwóch niezależnych źródeł) oraz – równie istotnej - niezależności od jakichkolwiek polityków czy lobbystów. Nasza gazeta była patronem medialnym bardzo wielu lokalnych wydarzeń, w tym dni miast i gmin. Jako szef mogłem siąść obok wójta czy burmistrza w loży, a nawet zagrać z nim mecz - Samorządowcy kontra Dziennikarze. Ale ten wójt i burmistrz wiedział (bo mówiłem to jemu/jej prosto w oczy na pierwszym spotkaniu), że takie miłe świętowanie w żaden sposób nie osłabia społecznej kontroli, jaką – za pośrednictwem niezależnych mediów, czyli nas – sprawuje nad władzą opinia publiczna.

Każda nieprawidłowość, każda kontrowersja, nie mówiąc o skandalach i aferach – trafiały na nasze łamy. Nie wszyscy politycy to rozumieli. Z wieloma wchodziliśmy w spory, także prawne. Tak, mieliśmy wiele procesów – mój pierwszy naczelny słusznie mawiał, że jeśli władza jest z pracy redakcji w pełni zadowolona, to to jest d…, a nie redakcja. Staraliśmy się więc codziennie patrzyć władzy na ręce. Niektórzy politycy próbowali nas eliminować, deprecjonować, wykluczać z debaty publicznej. Moi reporterzy zostali nawet kiedyś uznani (uchwałą radnych) za „persony non grata na terenie całej gminy”. Nazajutrz pojechałem z nimi do tej gminy – żeby opisać, jak działa takie lokalne „prawo”. Towarzyszyły nam wszystkie lokalne i regionalne media. Dziennikarze okazali się bardzo solidarni w tej absolutnie fundamentalnej sprawie, jaką jest wolność słowa, w tym możliwość rzetelnego krytykowania władzy oraz zadawania jej dowolnych, w tym niewygodnych pytań.

Serwisy „informacyjne” i „publicystyczne” TVPiS były całkowitym zaprzeczeniem wszystkich zasad i wartości, jakich uczono mnie na studiach dziennikarskich i stażach (warsztatach) w mediach w Polsce i na świecie, i jakie starałem się wpajać swoim reporterom oraz licznym studentom. Była to nachalna i haniebna propaganda forsująca nienawistną, populistyczną, ksenofobiczną i z gruntu antyzachodnią wizję świata - obcą większości Polek i Polaków.

Coś podobnego uprawia w Stanach Fox News, która wyniosła do władzy Trumpa. „Gwiazdorzy” i „gwiazdorki” TVP wyraźnie zapatrzyli się w czołowych reporterów i publicystów amerykańskiej stacji. Sęk w tym, że Fox to jest telewizja prywatna. Amerykański podatnik nie dokłada do niej ani centa. Reporterom i publicystom płacą wyłącznie ci, którzy chcą ich oglądać oraz ci, którzy chcą się przy nich reklamować. Można rzec, że dochodzi w ten sposób do rynkowej wyceny pracy dziennikarzy, czy też, jak kto woli, populistycznych showmanów Fox News, którzy – choć mają swe oczywiste ideowe i polityczne sympatie – pozostają wobec polityków, w tym władzy, mocno autonomiczni (takiej samej wycenie poddawani są w Polsce reporterzy i redaktorzy w TVN, Polsacie i innych prywatnych mediach).

W TVP wycena „gwiazdorów” i „gwiazdorek” czyniona była de facto przez rządzących polityków – za pieniądze abonentów i podatników, i to w większości niechętnych propagandzie. A kiedy cennik usług dziennikarza zależy wprost od polityków, to figuruje w nim właściwie tylko jedna pozycja: twarz.

To ją się sprzedaje, a nie żadne tam kompetencje czy tajniki zawodowego warsztatu, które wyceniane są przez rynek między 4,3 tys. zł a ok. 7 tys. zł (wedle serwisu Wynagrodzenia.pl prowadzonego przez Sedlak&Sedlak - w tych widełkach mieszczą się zarobki ponad 80 proc. dziennikarzy w Polsce).

To, że Nowogrodzka wyceniła twarze Adamczyka, Holeckiej, Olechowskiego, Pereiry itd. wielokrotnie ponad rynkowe stawki może sugerować – wbrew obecnym „prowolnościowym” protestom i marszowym narracjom w obronie TVPiS - że nikt nie chce taniej chlastać Polek i Polaków partyjnymi paskami i czytanymi na głos pisowskimi przekazami dnia. Nikt nie chce za mniej niż półtora miliona rocznie zapraszać tylko tych polityków, którzy mają być zaproszeni i zadawać im pytań, które mają być zadane (np. „Co zrobić, by to pan wygrał, Panie Prezydencie”). Nikt nie zamierza sączyć „ciemnemu ludowi” idei dla idei lub na słabo wynagradzanym etacie „dziennikarza wyklętego”. Dziennikarze wyklęci dość się już nagłodowali, pisząc dla paru tysięcy biednych i starych wyznawców, którzy chcieliby wszystko za darmo. W ostatnich latach postanowili nieco przytyć, bo im się to po prostu należało. Nawet optycznie widać, że niektórzy odnieśli na tym polu niemały sukces.

Problem w tym, że – mimo wielu okazji i w zasadzie nieprzebranych zasobów – nie udało im się za rządów PiS stworzyć niczego, co choć w minimalnym stopniu przypominałoby Fox News lub prawicowo-spiskowe amerykańskie serwisy internetowe. A to z trzech powodów: braku kompetencji, braku znaczących sponsorów innych niż spółki skarbu państwa (czytaj: rządzący politycy) i braku znaczącego rządu dusz.

Na PiS zagłosowało wprawdzie ponad 7,6 mln wyborców, ale w partii jest teraz obawa, a nawet panika, że bez TVPiS ten elektorat może błyskawicznie stopnieć nawet o połowę. Ktoś mógłby naiwnie zasugerować, że skoro suwerenowi tak podobała się codzienna robota pana Adamczyka i równie cennej pani Holeckiej, to może się przenieść w całości do TV Republika, co niechybnie przyciągnie sponsorów – zapewniając gwiazdom nowe źródło apanaży. Problem w tym, że to tak nie działa. Wielu, jeśli nie większość ludzi oglądało programy „informacyjne” i „publicystyczne” TVPiS nie dla jakości czy formy, lecz z czystego przyzwyczajenia: bo dany kanał jest tam, gdzie jest. Dotyczy to zwłaszcza osób starszych. Z tego powodu zresztą politycy PiS chcieli narzucić układ kanałów telewizjom kablowym i satelitarnym: TVP1 i TVPInfo miały być wszędzie na początku, aby liczba takich „przyzwyczajonych”, a więc i manipulowanych propagandą, zasadniczo wzrosła.

Teraz nadeszła chwila prawdy, czyli policzenia realnej liczby widzów, słuchaczy, czytelników – i potencjalnych wyborców. I to przed dwiema kolejnymi elekcjami.

Kto zatrudni menedżera z PiS

Wielu znanych mi polityków PiS (choć nie z rozgorączkowanej obecnie wierchuszki) mówi, że przeraża ich, iż w całej tej sytuacji „prezes Kaczyński idzie na ostro”, czyli na totalną konfrontację z całą rządzącą koalicją oraz – co gorsza - wszystkimi mediami niezależnymi od PiS. Tłumaczy mi znany działacz z Małopolski: „Wspierające nas media są wierne i pewne, ale nie wystarczą. Potrzebujemy mainstreamowych, by wygrać jeszcze jakieś wybory, choćby lokalnie i regionalnie – i dysponować pewną pulą zasobów oraz stanowisk do obsadzenia. Inaczej wszystko się rozleci”.

Przyznaje, że w regionach – dysponujących największymi (bo unijnymi) środkami - „zrobiło się nerwowo”, bo liczba spadochroniarzy z ministerstw, spółek skarbu państwa i publicznych instytucji, którym trzeba znaleźć intratne posady, „przerasta możliwości marszałków i ich agend”. A ostatnie wewnętrzne badania sugerują, że PiS nie powtórzy w województwach wyniku sprzed pięciu lat, zwłaszcza jeśli antypisowska koalicja zorganizuje się w większe bloki. Zadziała wtedy brutalny d’Hondt: zwycięzca weźmie wszystko. Niektórymi regionami PiS rządzi do dziś tylko dlatego, że pięć lat temu opozycja była zbytnio rozlazła i skłócona; zjednoczonej prawicy wystarczyło 35 proc. wszystkich głosów, by wygrać. Teraz może być podobnie – ale na niekorzyść PiS.

Dlatego prezes tak walczy o TVP, która odgrywa ważną rolę w mobilizowaniu elektoratu do wyborów regionalnych. W gminnych elekcjach większy wpływ wywierają media lokalne i regionalne. Dotąd brylowały te należące do Polska Press. Ale pod rządami PiS mocno osłabły, a poza tym zapewne i je nowa władza niebawem „odzyska dla Polek i Polaków” – ku zgubie PiS.

„W TVP jest, moim zdaniem, pozamiatane, a w Orlenmedia niebawem będzie to samo. Republika z Holecką i Adamczykiem nas nie pociągnie” – mówi mi wyraźnie poszarzały działacz ze Śląska. A jeszcze niespełna dwa lata temu, gdy rozmawialiśmy podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach, promieniał. Ale PiS miał wtedy władzę w państwie – i województwie.

Tę w regionie uzyskał za sprawą Wojciecha Kałuży, który wszedł do Sejmiku z ramienia KO, a ściślej – Nowoczesnej, ale tuż przed sesją inauguracyjną przeszedł do PiS – w zamian za stanowisko w zarządzie województwa. Pod koniec 2022 r. ten układ władzy się rozpadł, ale nie za sprawą Kałuży, tylko innych działaczy, którzy nie chcieli już dalej firmować tego, co PiS robi na poziomie kraju. Kałuża opuścił stanowisko w zarządzie, na którym wyciągał ok. 186 tys. zł rocznie, by zostać… wiceprezesem ds. rozwoju kontrolowanej przez rząd PiS Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Spółka ogłosiła wówczas w komunikacie, że "posiada on doświadczenie zarówno w administracji publicznej i samorządowej, jak również bogate doświadczenie menadżerskie w przedsiębiorstwach komercyjnych". Pokonał dwóch kontrkandydatów, choć jako jedyny nie miał doświadczenia w górnictwie, ani nie znał choćby średnio żadnego języka obcego.

Zarobki na stanowisku członka zarządu JSW oscylowały w 2022 r. między 900 tys. zł a milionem zł rocznie. W 2023 r. były zapewne podobne lub wyższe. Jak wynika ze "Sprawozdania o wynagrodzeniach członków zarządu i rady nadzorczej Jastrzębskiej Spółki Węglowej S.A. za rok obrotowy zakończony 31 grudnia 2022 r." jedynie od 15 do 31 grudnia 2022 r. (16 dni, w tym kilka świątecznych), Kałuża zarobił ponad 28,3 tys. zł, czyli więcej niż przez miesiąc w zarządzie województwa.

Ale teraz Tuskowa miotła dotarła i do JSW – i 3 stycznia Kałuża musiał się pożegnać z posadą. To problem nie tylko dla niego, ale i dla partii, która przez ostatnie lata przyzwyczaiła wszystkich, iż „nie zostawia towarzyszy”. Kałuży trzeba będzie znaleźć jakąś posadę w „swoich” województwach, ewentualnie – powiatach lub gminach. Wielu działaczy martwi się, że po złotym wieku czeka ich teraz „masowa pauperyzacja i deprecjacja”: „Pewnie będzie trzeba wrócić do przeróżnych rad gminnych wodociągów, ZUK-ów itp. Zobaczymy jeszcze, co tam nasz rząd przygotował zawczasu w instytutach i fundacjach” – mówi mi wspomniany działacz ze Śląska.

Wiara w to, że pisowskich specjalistów i menedżerów, wycenionych przez partyjnych kolegów z Nowogrodzkiej baaaaaaardzo wysoko, rynek zechce zatrudnić za zbliżone pieniądze, jest w nim nikła.

Symptomatyczne, że w najnowszym rankingu SEC Newgate „Wycena prezesów #TOP30 polskiej giełdy” (siódma edycja), w którym brani są uwagę prezesi spółek wchodzących w skład WIG20 i mWIG40, w najbardziej prestiżowym zestawieniu „Ocena kompetencji menedżerskich” w pierwszej dziesiątce nie ma ani jednego prezesa spółki skarbu państwa... W opinii ekspertów, największą szanse na znalezienie dobrej alternatywnej pracy (w razie utraty obecnej) mają szefowie banków, zwłaszcza największych (PKO Bank Polski i Bank Pekao), bo bronią ich wyniki. A reszta?

Moi rozmówcy są bardziej niż pewni, że nie tylko Kałuża nie znajdzie nigdzie roboty za milion. Takich jak on są i będą dziesiątki tysięcy. Przytłaczająca większość da sobie spokój z rynkiem i będzie chciała coś znaleźć – jak zawsze – „po linii partyjnej”. W regionach, powiatach, gminach i zaprzyjaźnionych firmach/instytucjach. No, chyba że Tusk upadnie. Wtedy oni wrócą. Adamczyk, Holecka, Kałuża. I znów zapanuje złoty wiek. Komu to przeszkadzało?