Z Łukaszem Jankowskim rozmawiają Klara Klinger i Agata Szczepańska
Strajkują tylko po to, by dostać więcej pieniędzy - tak coraz częściej się myśli o lekarzach. Jak pan się czuje, zostając twarzą tego środowiska?
To prawda, że kolejne protesty kojarzą się społeczeństwu m.in z walką o wynagrodzenie. Nie da się temu zaprzeczyć, ale prawda jest taka, że po pierwsze, ostatnie protesty dotyczyły raczej sytuacji w ochronie zdrowia, a po drugie, my sami też jesteśmy zmęczeni ciągłym dopominaniem się o godną płacę. Wydawało się, że sprawę załatwi ustawa o minimalnym wynagrodzeniu w ochronie zdrowia, która pokaże ścieżkę dojścia do oczekiwanych stawek.
Mówi pan o ustawie, która traktuje środowisko medyczne jako odrębną grupę pracowników i w której jest zapisane, że minimalna płaca lekarza nie może być niższa niż 8,2 tys. zł brutto miesięcznie…
Reklama
Tak. Ale środowisko lekarskie od lat konsekwentnie domaga się trzech średnich krajowych dla specjalisty i dwóch dla lekarza bez specjalizacji. Zdawaliśmy sobie sprawę, że teraz nie ma pieniędzy na spełnienie tych postulatów, ale liczyliśmy, że w ustawie będzie rozłożona na lata droga dojścia.
Rok temu było 6,7 tys., teraz jest ponad 8 tys. minimum. Jest pan pewien, że jest granica wynagrodzenia, przy której środowisko lekarskie powie „OK, jesteśmy już usatysfakcjonowani i nie walczymy o kolejne podwyżki”?
Tak. Jestem pewien. I jestem przekonany, że gdyby ministerstwo pokazało drogę dojścia do tych dwóch, trzech średnich, to zamknęłoby temat wynagrodzeń.
Dlaczego tyle?
Bo to byłyby pieniądze proporcjonalne do tych, które zarabia się na Zachodzie. Można mówić o tym, ile sumarycznie wydaje się tam na ten cel i do tego odnosić polskie stawki, ale to nie byłoby dobre porównanie. Liczmy to, tak jak to mogłoby wyglądać w warunkach polskich. Dwie i trzy średnie pozwalają zachęcić lekarzy do pracy w Polsce, a przecież rynek pracy dla polskich lekarzy to dziś cała Europa.
Często się słyszy, że już teraz lekarze tyle zarabiają. A nawet więcej, 40 tys. zł miesięcznie.
Ale za jaką cenę? Choć trzeba powiedzieć, że poziom wynagrodzeń trochę się poprawił. Dlatego bardziej brakuje nam teraz tej drogi dojścia, rozłożonej na lata. Obecna ustawa o płacy minimalnej w ochronie zdrowia blokuje wzrost na poziomie 1,45 średniej krajowej. Dlatego uważam, że powinniśmy się skupić na tym, żeby ta płaca minimalna nie była płacą realną. I to nie jest materiałem na protest, tylko do pracy środowiskowej - w okręgowych izbach lekarskich, w szpitalach. Do przekonywania lekarzy do tego, by negocjowali lepsze warunki. System przy takim niedoborze pracowników jest rynkowy, a jednocześnie jest trudno, bo dyrektorzy twierdzą, że jeśli „dadzą” więcej lekarzom, to zabraknie na inne rzeczy.
Współpraca Anna Ochremiak