Regularnie wyświetlam filmiki, których jest główną bohaterką – nie te z jej superszybkimi bekhendami, lecz te pokazujące, co robi przed meczem. Lubię oglądać, jak w założonych słuchawkach biega, żongluje piłeczkami, przekłada stopą patyczki między puszkami napojów energetycznych. W tle przepływają ludzie, ale dla tenisistki wydają się oni nie istnieć. Jest całkowicie skoncentrowana na celu, nie na otoczeniu.
Przypominam sobie te sceny, kiedy sama potrzebuję takiego skupienia. Na przykład teraz – wystukuję dla Państwa ten tekst, a w międzyczasie zalewają mnie powiadomienia z social mediów (akurat jeden z moich tweettów zaczął docierać do szerokiej publiczności), telefon dzwoni co kilka minut, a dzieci przychodzą zaprezentować swoje dokonania plastyczne. Wydaje się, że nie mam szans wygrać tego meczu.
A jednak się udaje. Po pierwsze, robię to, co Świątek – czyli zakładam słuchawki. Od lat w pracy towarzyszy mi jedna melodia, na którą uwarunkowałam się tak bardzo, że kiedy tylko ją słyszę, z automatu skupiam się na pisaniu. Wyłączam też dźwięk w telefonie i odsuwam z pola widzenia. Robię tak od czasu, kiedy Maciej Jakubowski, ekspert w dziedzinie badań edukacyjnych, wyjaśnił mi kilka lat temu w wywiadzie, że nawet jeśli telefon leży na stole ekranem do blatu, nasze możliwości poznawcze spadają o kilkanaście procent. „Cały czas myślimy o tym urządzeniu” – mówił.
Jakubowski odnosił się do eksperymentu przeprowadzonego na 40-osobowej grupie studentów Uniwersytetu Hokkaido w Japonii. Ich zadanie polegało na wyszukiwaniu informacji na monitorze komputera. Połowa miała na biurku smartfon. Druga połowa – notatnik. Jak łatwo się domyślić, ci z drugiej grupy dali radę wykonać zadania szybciej. Podobny eksperyment – tylko na większej próbie – zrealizowano później na uniwersytecie w Chicago. Wyniki były identyczne.
Aby ograniczyć nadmiar bodźców z samego komputera, używam sprytnej funkcji dodanej do zegara w Windowsie – kontroli sesji skupienia. Można ustawić w niej cel, np. pół godziny, i odciąć przychodzące w tym czasie powiadomienia. Patrzenie na zegarek przywołuje mnie do porządku, ale też wyznacza punkt, w którym będę mogła siebie nagrodzić. Choćby zajrzeć do wspomnianej już dyskusji na Twitterze, by uwolnić szybko nieco dopaminy, a potem znów zanurzyć się w pracy.
CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM MAGAZYNIE DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ ORAZ NA E-DGP