Czym jest "salary on demand"?

Do tej pory, jeśli dwudziestego zabrakło nam pieniędzy, to mogliśmy pożyczyć pieniądze od rodziny i znajomych, poprosić o zaliczkę w pracy (co w Polsce jest prawie niemożliwe, ze względu na narzuty podatkowo-zusowe ograniczające chęć udzielania takich zaliczek przez pracodawców), czy też skorzystać z pożyczki bankowej lub niebankowej np. chwilówki lub pójść do lombardu. Teraz wystarczy wziąć do ręki telefon z aplikacją i po chwili zarobione pieniądze wylądują na naszym koncie. Nie musimy zaprzątać sobie głowy rozliczeniem, gdyż operator „apki” rozliczy to, co wypłaciliśmy z naszego wynagrodzenia wspólnie pracodawcą i to w sposób praktycznie dla niego nieangażujący.

Tak w skrócie wygląda model działania fintechów dostarczających ten innowacyjny benefit pracowniczy o nazwie „salary on demand”, który do Polski dotarł z krajów anglosaskich. Na zachodzie trend jest tak mocny, że w USA powstały już pierwsze tzw. jednorożce, czyli spółki warte ponad 1 miliard dolarów, które obsługują ten segment finansów. Z modelu pensji na życzenie korzystają w Stanach np. sieci restauracji takie jak McDonald’s, KFC czy supermarkety Walmart. Dzięki tej usłudze pracownicy otrzymują np. powiadomienie na smartfonie na koniec dnia i mogą następnie zdecydować, czy chcą przelać część wypłaty (nigdy nie jest to więcej jak 50 proc. wynagrodzenia) na swoje konto już teraz, czy poczekać do końca miesiąca.

Reklama

Model „salary on demand” został zauważony również przez sektor bankowy czego przykładem jest niedawno zawarte partnerstwo DailyPay, największego gracza w tym sektorze, z Santander Bank w USA. Dzięki porozumieniu Santander wprowadza do oferty nowy produkt lokalizujący klienta korporacyjnego i jednocześnie otwiera się na nowych klientów detalicznych (pracownicy klienta), a DailyPay dostaje gotowy lejek sprzedażowy – czyli mamy do czynienia z sytuacją „win-win”.

Kto korzysta z wynagrodzenia na życzenie?

Wielu pracowników, zwłaszcza niższego i średniego szczebla w wieku 20-45 lat, chciałoby mieć dostęp do pensji częściej niż raz w miesiącu. Rynek pracy się zmienia, zmieniają się nasze przyzwyczajenia, bo chcemy mieć na żądanie dostęp do usług i produktów „tu i teraz”, jak np. Uber, czy Netflix. Nic więc dziwnego, że na światowym rynku pojawiły się aplikacje, które dawałaby natychmiastowy dostęp do naszych pieniędzy.

W Polsce potencjał rozwój modelu „salary on demand” jest ogromny, np. są u nas ponad 4 miliony osób, które pracują tymczasowo lub w niepełnym wymiarze godzin i mają one potrzebę szybszego dostępu do tego, co wypracowały. Jest ponad 16 mln osób zatrudnionych na umowie o pracę, z których – jak wynika z badań firmy GFK – aż 39 proc. pożycza przynajmniej raz w roku pieniądze przed wypłatą. W naszym kraju pracują również setki tysięcy obcokrajowców, którzy często rozpoczynają tutaj nowe życie, nie mając ze sobą żadnych oszczędności i wypłata na życzenie jest dla nich zbawienna. Dodatkowo – według badań firmy EY – 80 proc. pracowników w Europie jest zainteresowanych korzystaniem z wcześniejszej wypłaty.

Z raportu GFK dowiadujemy się innych ciekawych rzeczy. Wynika z nich, że proszenie o pożyczkę nawet drobnych sum jest dla znaczącej większości osób (76 proc. badanych) stresujące, nieprzyjemne i kłopotliwe. Pracownicy korzystający z zaliczki u pracodawcy, zgodnie deklarowali, że sam fakt proszenia o nią wywołuje zakłopotanie lub stres (80 proc.). Woleliby mieć możliwość wypłacenia swoich pieniędzy bez proszenia kogoś o pożyczkę i zaliczkę. Oznacza to, że model „salary on demand” jest dla nich rozwiązaniem, a pracodawcy coraz częściej będą w naszym kraju udostępniać taką możliwość, zwłaszcza że nic ich to nie kosztuje.

Autor: Andrzej Nowak, prezes Flexee