„Polski obóz koncentracyjny”, „polski obóz śmierci”, „polscy naziści”, „polskie zbrodnie przeciwko ludzkości”, „nazistowska Polska” czy „polskie Gestapo” – na takie hasła wyczulone są nasze służby dyplomatyczne. Monitorują media zagraniczne i gdy tylko któreś z tych sformułowań zakłamujących naszą historię pojawi się w obiegu za granicą, nasi urzędnicy starają się momentalnie reagować. Jak wynika ze wstępnych danych, w 2017 r. odnotowano 233 interwencje naszych placówek. Liczba ta jest porównywalna z rokiem 2016, gdy interwencji było 241. „Ostateczne podsumowanie działań MSZ w temacie wadliwych kodów pamięci w 2017 r. jest w trakcie opracowania, stąd dane traktować należy jako wstępne szacunki” – zastrzega Ministerstwo Spraw Zagranicznych (MSZ).

Resort informuje nas, że już od 2004 r. prowadzi politykę reagowania i przeciwdziałania przypadkom pojawiania się w mediach fałszywych sformułowań odnoszących się do naszej historii. Licząc od 2008 r., strona polska interweniowała w tych sprawach już prawie 1,4 tys. razy.

W ubiegłym roku najwięcej pracy miały nasze placówki w Wielkiej Brytanii (43 interwencje), Stanach Zjednoczonych (42) i Niemczech (32). Zdarzały się też pojedyncze przypadki, gdy hasła monitorowane przez polską dyplomację pojawiały się w mediach w Nowej Zelandii, Republice Korei, Katarze, Kolumbii czy Algierii.
Jak dane te wyglądały za czasów koalicji PO-PSL? Przykładowo w latach 2009-2010 podobnych interwencji było 103. Z kolei w okresie 2010-2011 liczba ta spadła do 73. Ale w pewnym momencie poprzedni rząd zaktywizował się na tym polu. O ile w 2013 r. interwencji było 106, w 2015 r. ich liczba wzrosła do 277. Wynik ten można przypisać jeszcze koalicji PO-PSL, bo rząd Beaty Szydło został zaprzysiężony dopiero 16 listopada 2015 r. Co więcej, hasło „wadliwe kody pamięci” zostało sformułowane w 2013 r., co nie spotkało się z przychylnym odbiorem części prawicowych komentatorów zarzucających mu zbyt eufemistyczny wydźwięk. Jak widać, dalej jest używane.

Nagły wzrost liczby interwencji podejmowanych przez poprzedni rząd to zasługa ministra Radosława Sikorskiego. – W okolicach 2013–2014 r. nałożył na urzędników dodatkowy obowiązek reakcji na przekłamania historyczne, zwłaszcza w prasie angielskojęzycznej – mówi Andrzej Halicki z PO. Jego zdaniem „PiS nie odkrywa Ameryki”, informując o działaniach, które są prowadzone od lat. – Zamiast tworzyć z tego propagandę na użytek wewnętrzny, trzeba prowadzić skuteczną politykę. A co do tej efektywności w wykonaniu PiS mam pewne wątpliwości. Niemniej w tym zakresie musimy działać razem, bez względu na dzielące nas różnice – mówi Andrzej Halicki.

Reklama

Przedstawiciele MSZ zapewniają nas, że działania podejmowane przez polskie placówki odnoszą skutek. „Zdecydowana większość interwencji w redakcjach kończy się korektą tekstu, zamieszczeniem sprostowania, przeprosinami ze strony redakcji bądź opublikowaniem listu protestacyjnego placówki, w którym prezentujemy stanowisko wyjaśniające błędne użycie przez redakcje sformułowania np. polski obóz” – wyjaśnia nam MSZ.

Ostatnia interwencja, o której informuje resort, miała miejsce w Hiszpanii. Dotyczyła artykułu z portalu rozgłośni radiowej Cadena SER. W artykule „But, skarpetka i cały horror Auschwitz” użyto sformułowania „polski obóz koncentracyjny”. W wyniku interwencji rozgłośnia dokonała korekty artykułu. Nasza dyplomacja musiała też reagować w lipcu ubiegłego roku w związku z wizytą brytyjskiej pary książęcej w Muzeum Stutthof. Chodziło m.in. o artykuły opublikowane m.in. w serwisach informacyjnych „USA Today” i „Entertainment Tonight” oraz relacji telewizyjnych w CNN. We wszystkich przypadkach chodziło o sformułowanie „polish concentration camp”. Redakcje dokonały stosownych korekt.

Nie zawsze jednak sprawy są załatwiane po dobroci. W grudniu 2016 r. niemiecka telewizja ZDF przegrała proces przed sądem apelacyjnym w Krakowie za użycie w 2013 r. w jednym z artykułów określenia „polskie obozy zagłady Majdanek i Auschwitz”. Mimo to nie zamierzała się do wyroku w pełni zastosować. Przeprosiny co prawda zamieszczono, ale w mało wyeksponowanym miejscu na stronie internetowej zamiast na stronie pierwszej i na widoku przez 30 kolejnych dni. Odpowiedzią była słynna akcja #GermanDeathCamps, w ramach której internauci z Polski bojkotowali ZDF w przestrzeni internetowej. Dopiero kilka dni temu niemiecki Sąd Krajowy w Koblencji potwierdził, że ZDF musi przeprosić – we właściwy sposób. To jednak nie kończy sprawy, bo stacja może jeszcze odwołać się do Trybunału Federalnego w Karlsruhe.

MSZ zwraca uwagę na zwiększającą się aktywność polskich internautów w tej kwestii, co „daje naturalny efekt synergii działań wobec wadliwych kodów pamięci”. Resort utrzymuje np. nieformalne kontakty z grupą społecznościową Polish Media Issues, której użytkownicy (ponad 2,2 tys. członków na Facebooku) z własnej inicjatywy informują zagraniczne media o popełnianych przez nie błędach historycznych na temat Polski.

Jak podaje MSZ, w ubiegłym roku Ambasada RP w Oslo otrzymała sygnał od matki polskiej uczennicy, która w trakcie lekcji w prywatnej norweskiej szkole średniej Akademiet zaprotestowała przeciwko wypowiedzi nauczyciela „sugerującej polską odpowiedzialność za obozy zagłady na terytorium okupowanej Polski”. Matka uczennicy interweniowała u nauczyciela i dyrektora szkoły, jednakże bezskutecznie. Cała historia może mieć jednak pozytywny finał. Ambasada polska, oprócz żądania sprostowania, zaproponowała wspólny projekt polegający na zaproszeniu do szkoły polskich i norweskich historyków, którzy opowiedzieliby uczniom o przebiegu wojny na terenie Europy Środkowo-Wschodniej. – Dyrektor szkoły nadesłał w odpowiedzi list z przeprosinami za zaistniałą sytuację i wyraził chęć realizacji projektu – podaje MSZ.

>>> Czytaj też: Polscy neonaziści świętowali urodziny Hitlera. Jest reakcja rządu i prokuratury