Celem fake newsów jest „spolaryzowanie opinii publicznej lub podważenie celów polityki zagranicznej Kanady” przed październikowymi wyborami - głosi raport wywiadu. Opublikowany w mijającym tygodniu dokument Communication Security Establishment (CSE – urząd nadzorujący bezpieczeństwo w komunikacji elektronicznej) zatytułowano „Aktualizacja 2019: cyberzagrożenia dla procesu demokratycznego w Kanadzie”.

„Oceniamy jako wysoce prawdopodobne, że zagraniczne cyberataki na Kanadę będą podobne do działań podejmowanych w minionych latach przeciw krajom dojrzałej demokracji” - utrzymuje raport. Podkreśla, że „na razie” jest mało prawdopodobne, by „te zagraniczne cyberataki osiągnęły skalę rosyjskich działań podczas wyborów prezydenckich w 2016 r. w USA”. Natomiast „rynek narzędzi używanych w cyberatakach zapewnia tanie i łatwe w użyciu metody”. Są to np. „deep fakes”, materiały tak sporządzane, że trudno je odróżnić od prawdziwych.

Długofalowe plany państw narodowych (nation-states) zakładają m.in. zmniejszanie zaufania do procesu demokratycznego, spolaryzowanie debat, powiększenie różnic w sojuszach międzynarodowych czy promocję obcych ekonomicznych, geopolitycznych lub ideologicznych założeń. Aż 88 proc. cyberataków w latach 2010-18 dotyczyło procesów demokratycznych – podał raport.

CSE pokazuje na przykładach, dlaczego zagraniczne podmioty inwestują w ataki w mediach społecznościowych. 86 proc. Kanadyjczyków ma dostęp do szerokopasmowego internetu w domu, 74 proc. spędza w sieci 3-4 godziny dziennie, 48 proc. wykorzystuje media społecznościowe jako źródło informacji, a tylko 54 proc. uznaje, że choć w niewielkim stopniu jest w stanie wykryć dezinformację.

Reklama

Minister spraw zagranicznych Kanady Chrystia Freeland ostrzegała kilka dni temu, że „wrogie zagraniczne podmioty będą chciały wpłynąć na federalne wybory w Kanadzie w październiku”. Raport CSE podaje przykłady z ostatnich lat: były to m.in. kłamstwa o ataku przeprowadzonym przez kanadyjskie oddziały w 2016 r. na rosyjskich separatystów na Ukrainie i próby oczerniania ministrów rządu federalnego. Raport wskazuje na rosyjską Internet Research Agency, która używa fałszywych kont w mediach społecznościowych i botów do rozpowszechniania fake news na temat Kanady.

Polityczna walka przedwyborcza toczy się w Kanadzie od kilku miesięcy. Komentatorzy wskazują np., że więcej dużych dzienników tradycyjnie wspiera konserwatystów bardziej niż liberałów czy lewicę, ale polityczne afiliacje redakcji są oficjalnie znane od lat. Natomiast firmy internetowe postanowiły współpracować z kanadyjskim rządem, by chronić proces demokratyczny. Poza aktywnością zagranicznych podmiotów jest jeszcze problem kanadyjskiej skrajnej prawicy.

Google współpracuje bezpośrednio z CSE, dzieląc się informacjami o zabezpieczeniach sieci i kont. W poniedziałek Facebook poinformował, że zablokował konta kanadyjskich aktywistów skrajnej prawicy, organizacji neonazistowskich i rasistowskich. Platforma crowdfundingowa GoFundMe zamknęła kanadyjskie konto niemieckiej Pegidy. Jednak organizacje monitorujące skrajną prawicę w Kanadzie ostrzegały, że na Facebooku wciąż są aktywne np. strony kanadyjskich „żółtych kamizelek”, otwarcie rasistowskie.

Może to być problemem dla kanadyjskich konserwatystów, którzy dotychczas nie unikali spotkań z reprezentantami skrajnej prawicy. Dziennik „Toronto Star” zamieścił w środę karykaturę lidera federalnych konserwatystów, Andrew Scheera, który pyta „co się stało z moimi facebookowymi przyjaciółmi”. Konserwatywna senator Lynn Beyak jest krytykowana za pozostawienie na swojej stronie internetowej rasistowskich komentarzy, mimo nakazu parlamentarnego komisarza ds. etyki. Konserwatywny senator Leo Housakos podawał w wątpliwość, czy ruchy białych supremacjonistów są zagrożeniem dla Kanady, na co minister spraw zagranicznych replikowała, że „są bardzo realnym zagrożeniem”. David Vigneault, szef CSIS, kanadyjskiego wywiadu, mówił w środę senatorom, że agencja jest „coraz bardziej zaniepokojona” skalą zagrożeń ze strony skrajnej prawicy i ruchów białej supremacji.

W lutym rząd federalny utworzył specjalną grupę wysokich rangą urzędników państwowych, która ma interweniować publicznie w przypadku prób ingerencji czy dezinformacji, zewnętrznej i wewnętrznej.

Przy czym - podkreśla raport CSE - same wybory trudno zhakować, ponieważ duża część procesu wyborczego prowadzona jest tradycyjnie: wyborcy otrzymują zawiadomienia o lokalach wyborczych pocztą, a karty do głosowania również są papierowe.

>>> Polecamy: Decyzją premiera Polska odmówiła wpuszczenia rosyjskiego żaglowca na nasze wody terytorialne