Populacja wschodnich Niemiec spadła do poziomu z 1905 roku, a w niektórych regionach nawet do poziomu z połowy XIX wieku. Silny trend depopulacyjny może mieć bardzo duży wpływ na wzrost poparcia dla partii populistycznych - pisze felietonista Bloomberga Leonid Bershidsky.

W tym roku w trzech niemieckich landach (Brandenburgia, Turyngia i Saksonia), które kiedyś wchodziły w skład NRD, odbędą się lokalne wybory. We wszystkich trzech łączna popularność partii skrajnej lewicy i skrajnej prawicy jest większa niż poparcie dla obecnej koalicji rządzącej Niemcami. W Brandenburgii, która otacza Berlin, prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD) jest najbardziej popularną partią.

Jednym z powodów takiej sytuacji, jak zasugerował Felix Roesel z Instytutu Badań Ekonomicznych Ifo w opublikowanym niedawno raporcie, może być fakt, że wschodnie landy tworzące kiedyś NRD, nie były zdolne do odwrócenia trendu depopulacyjnego, który rozpoczął się już w latach 50. XX wieku. Według Roesela, liczba osób we wschodnich Niemczech (łącznie z dawnym Berlinem Wschodnim, który w oficjalnych statystykach nie jest zaliczany do wschodu), spadła do poziomu z 1905 roku, a w niektórych regionach nawet do poziomu z połowy XIX wieku. Badacz uważa, że właśnie to może być jednym z rzadko dyskutowanych źródeł narastającego niezadowolenia wschodnich Niemców.

Zmniejszenie się populacji, które przetrwało na wschodzie Niemiec od 1949, może mieć większy wpływ na mieszkające tam osoby niż początkowo przypuszczano. Sytuację pogorszyło dodatkowo rozczarowanie długo wyczekiwaną transformacją w kierunku demokracji i gospodarki rynkowej po 1990 roku. Transformacja ta nie zlikwidowała dryfowania wschodnich Niemiec między Wschodem a Zachodem, a wręcz przeciwnie. Ten długotrwały trend depopulacyjny może przyćmić wszystkie krótkoterminowe sukcesy, takie jak obecna poprawa na rynku pracy i wzrost dochodów od 1990 roku.

Niemiecki rząd, który regularnie tworzy raporty na temat niwelowania podziału na wschód i zachód, w ostatnich latach podkreślał, że odpływ populacji ze wschodu na zachód kraju w dużej mierze wyhamował. W 2016 roku wschód nawet przyciągnął o 1000 osób więcej, niż stracił w wyniku migracji. Wzrost jednak osiągnięto głównie dzięki Berlinowi, brandenburskim przedmieściom stolicy, oraz, choć w mniejszym stopniu, dzięki Saksonii (to kolejny obok Brandenburgii i Turyngii land, w którym w tym roku odbędą się wybory).

Reklama

Prawdopodobnie lepiej jest interpretować dynamikę populacji w sposób, w jaki to robi Felix Roesel, czyli nie poprzez pryzmat statystyk dotyczących wewnętrznej migracji, ale w świetle rosnących różnic pomiędzy wschodem a zachodem. Według tego badacza, populacja dawnego RFN od czasów II wojny światowej zwiększyła się o 60 proc., tymczasem populacja byłego NRD spadła o 15 proc. Różnica ta w dalszym ciągu rośnie – częściowo dlatego, że zachodnie Niemcy przyjmują więcej imigrantów, z kolei na wschodzie z powodu gorszych warunków życia i większej popularności partii antyimigranckich, imigranci omijają te tereny.

Zmniejszająca się populacja jest oczywiście problemem gospodarczym, ale też psychologicznym. Wschód Niemiec jest starszy niż Zachód oraz szybciej się starzeje. W efekcie wschodnioniemieckie wspólnoty, szczególnie te na wsiach, są mniej żywotne, a to z kolei prowadzi do poczucia przegranej i stanowi pożywkę dla rozczarowania polityką spójności niemieckiego rządu. Nawet duże miasta na wschodzie Niemiec, takie jak Drezno czy Lipsk, w ostatnich latach często określane mianem „nowego Berlina”, są bardziej prowincjonalne i mniej ekscytujące ze względu na kiepską demografię. Gdyby populacja tych miast rosła w takim samym tempie jak populacja na zachodzie, wówczas oba miasta miałyby dziś ponad milion mieszkańców.

Oczywiście wschodnie Niemcy to nie jedyny region w Europie, który cierpi wskutek niekorzystnych trendów demograficznych. 9 z 28 państw członkowskich Unii Europejskiej doświadczyło spadku liczby populacji w 2017 roku, z Litwą i Chorwacją na czele, które to państwa straciły odpowiednio 14 i 12 osób na każdy tysiąc mieszkańców.

Co więcej, populacja zmniejsza się nie tylko w państwach postkomunistycznych – na tej liście znajdują się również takie kraje, jak Grecja, Portugalia czy Włochy. Nie we wszystkich tych krajach dominuje populistyczna polityka w takim stopniu, jak we wschodnich Niemczech, a przynajmniej jeszcze nie wszędzie.

Wpływ depopulacji na preferencje wyborcze jak dotąd nie przyciągnął zbyt dużego zainteresowania badaczy, ale jeśli Roesel ma rację, to zmniejszanie się wspólnot będzie trudna do pokonania barierą jeśli chodzi o radzenie sobie z populizmem w wielu częściach Europy.

Angela Merkel, która pochodzi ze wschodnich Niemiec, z pewnością powinna była zrobić więcej, aby zniwelować różnicę w poziomach populacji pomiędzy wschodem a zachodem w ciągu 13 lat, w czasie których była u władzy. Jeśli jej partia – CDU – w tegorocznych wyborach lokalnych poniesie klęskę, tak jak wskazują na to sondaże, kanclerz Merkel będzie mogła mieć pretensje tylko do siebie.