Szwecja wybrała niekonwencjonalne podejście w obliczu pandemii koronawirusa. Szwedzkie przedszkola, puby i granice są wciąż otwarte, tymczasem coraz więcej Szwedów obawia się, że decyzje rządu mogą doprowadzić do katastrofy.
ikona lupy />
Liczba zakażeń w Szwecji - Statista / Inne

Większość krajów Europy postanowiła zamknąć granice, ograniczyć kontakty między ludźmi i wprowadzić różnorakie obostrzenia. Z potępieniem spotkał się pomysł Borisa Johnsona, który planował wyrobić w brytyjskim społeczeństwie „odporność stadną” nie ograniczając życia społecznego ani gospodarczego. Premier Wielkiej Brytanii w końcu wycofał się z tych planów, jednak inny kraj – nie stosując jednak terminu „odporności stadnej”, a licząc na kontrolowane spowalnianie epidemii – właśnie wciela go w życie. Szwecja nie nakłada na swoich obywateli zakazów, a na ulicach trudno spotkać osoby w maskach ochronnych.

„To nie są zakazy, ale raczej zalecenia. Jedynym wymogiem jest to, by nie urządzać zgromadzeń powyżej 50 osób. W pubach, czy restauracjach nie można siedzieć przy barze. Wszystko zamawia się przy stoliku. Siłownie, baseny, czy kluby fitness są nadal otwarte. Jeżeli ma się objawy przeziębienia, czy grypy, trzeba po prostu zostać w domu. No i jak już jesteś na siłowni, wracasz do domu ze sklepu to pamiętaj: "Umyj rączki!". Tak jak w Polsce sugeruje się starszym ludziom unikanie większych skupisk ludzkich, brak odwiedzin, robienie zakupów przez inne osoby, a jeśli już jakiekolwiek spacery to samotne i krótkie. Wszystkim sugeruje się unikanie wizyt w "domach seniorów i domach opieki", czy rezygnację z wyjazdów weekendowych, np. w góry lub do dużych miast. Mieszkańcom większych miast z kolei odradza się wyjazdy do domków letniskowych w innych miejscowościach” – tak o szwedzkim podejściu wobec koronawirusa mówi w wywiadzie z dziennik.pl Michał Ględała, który od 15 lat mieszka w Szwecji.

>>> Czytaj też: Skandynawia jest w głębokim gospodarczym szoku

Reklama

To właśnie dobrowolność i zaufanie do obywateli jest kluczem w strategii szwedzkiego rządu. Stawia na współpracę, a nie sankcje. Odpowiedzialny za tę taktykę epidemiolog Anders Tegnell powiedział redakcji The New York Times, że podejście Szwecji odwołuje się do samokontroli i poczucia odpowiedzialności społeczeństwa: „Tak właśnie żyjemy w Szwecji. Cały nasz system kontroli chorób zakaźnych opiera się na dobrowolnym działaniu. System szczepień jest całkowicie dobrowolny, a jego zasięg wynosi 98 proc.” Według niego zakazy nie działają: „Ludzie znajdują sposoby na obejście przepisów.” Dodał też, że zamknięcie granic to nie jest rozwiązanie: „Nie jesteśmy w fazie powstrzymywania rozprzestrzeniania się wirusa. Jesteśmy w fazie łagodzenia skutków”. W rozmowie z redakcją The Guardian Tegnell powiedział też, że problemem dla innych krajów w niedalekiej przyszłości będzie zmęczenie systemu: „Nie da się utrzymać blokady przez miesiące – to niemożliwe”.

Taktyka szwedzkiego rządu początkowo spotkała się ze zrozumieniem obywateli, jednak teraz coraz więcej Szwedów zastanawia się, czy nie popełniono błędu. Svenska Dagbladet przeprowadziła badania: większość Szwedów (52 proc.) popiera działania mające na celu powstrzymanie wirusa, zaś 14 proc. stwierdziło, że zbyt mało uwagi poświęca się zdrowiu publicznemu. „Podejście Szwecji wzbudziło wątpliwości, czy to nie rosyjska ruletka z chorobą Covid-19, na którą nie ma lekarstwa ani szczepionki, czy też ruch ten będzie postrzegany jako przemyślana strategia walki z epidemią, która inne kraje kosztowała miliony miejsc pracy i doprowadziła do bezprecedensowych przestojów w czasach pokoju” – zastanawia się The New York Times. Redakcja zaznacza, że Szwedzi szalejącą pandemię traktują poważnie: premier i urzędnicy służby zdrowia kładą nacisk na mycie rąk, zdystansowanie społeczne i ochronę osób powyżej 70 roku życia poprzez ograniczanie kontaktu z nimi. Szwecja jak dotąd zdecydowała się zamknąć tylko szkoły średnie i wyższe, zaś wciąż otwarte są przedszkola, szkoły podstawowe, puby, restauracje i granice – a nawet stoki narciarskie oraz place zabaw. The Guardian pisze, że premier Stefan Löfven wezwał Szwedów, by zachowywali się „jak dorośli” i nie szerzyli „paniki ani plotek”.

>>> Czytaj też: Polacy z wielkich miast ruszyli na Mazury. "Mamy problem z dzikimi turystami"

Pierwszy przypadek choroby Covid-19 w Szwecji został potwierdzony 4 lutego, liczba przypadków znacznie wzrosła na początku marca. Do 1 kwietnia liczba potwierdzonych przypadków w kraju (na 10,12 mln mieszkańców) wyniosła łącznie 4947, odnotowano 180 ofiar śmiertelnych zakażenia koronawirusem –podaje portal Statista. The Wall Street Journal porównuje dane zebrane przez Uniwersytet Johnsa Hopkinsa: do poniedziałku Szwecja, licząca 10 mln mieszkańców, miała 4 028 potwierdzonych zakażeń i 146 zgonów. W Austrii („zamkniętym’ kraju o podobnej wielkości, z około 8,8 mln mieszkańców) odnotowano 9 200 przypadków i 108 zgonów.

Szwedzkie władze nie wykluczają, że podejmą bardziej zdecydowane działania, o ile dramatycznie wzrośnie liczba zakażeń. Zależy to również od decyzji Agencji Zdrowia Publicznego: jeśli zaleci zamknięcie granic oraz szkół i izolację społeczeństwa, zapewne rząd posłucha tej rady. Tymczasem w ślad za Szwecją idą również Niderlandy: 16 marca premier Mark Rutte powiedział, że jego kraj, liczący 17,1 mln osób, opowiada się za „kontrolowanym rozprzestrzenianiem się” wśród grup mniej narażonych na poważne choroby. Argumentował, że jest już za późno, aby zamknąć kraj „całkowicie”. Jak pisze Bloomberg, szkoły są wciąż otwarte również w Singapurze, Australii, Szwecji i na Tajwanie, a także w kilku stanach w USA. To jednak nie uspokaja wątpiących w szwedzką strategię.

W zeszłym tygodniu petycja podpisana przez ponad 2 tys. lekarzy, naukowców i profesorów – w tym przez prezesa Fundacji Noblowskiej, profesora Carla-Henrika Heldina – wezwała rząd do wprowadzenia bardziej rygorystycznych środków ochronnych. The Guardian cytuje prof. Cecilię Söderberg-Nauclér, badaczkę immunologii wirusowej w Instytucie Karolinska: „Nie testujemy wystarczająco dużo osób, nie śledzimy zakażenia, nie izolujemy – wypuściliśmy wirusa na wolność. To doprowadzi do katastrofy. (…) Rząd nie chce słuchać danych naukowych, ufa Agencji Zdrowia Publicznego na oślep, ale ich dane są słabe – wręcz żenujące”. Prof. Söderberg-Nauclér zwraca uwagę, że tempo zachorowań jest wyższe niż we Włoszech, a w Sztokholmie niebawem może zabraknąć miejsc na oddziałach intensywnej terapii. „Rządzący nie rozumieją, że do tego czasu będzie za późno na działanie” – dodaje profesorka. Tegnell na te zarzuty odpowiada, że nie ma dowodów na to, że wprowadzenie rygorystycznych środków na tym etapie robi jakąkolwiek różnicę. Twierdzi też, że Szwecja ma kryzys pod kontrolą.

Przed Wielkanocą Skandynawowie tradycyjnie wybierają się do swoich domów na wsi i na stoki narciarskie – szwedzka Agencja Zdrowia Publicznego poprosiła obywateli o ponowne rozważenie takich podróży, Norwegia ogłosiła „zakaz domkowy” by uniemożliwić mieszkańcom wyjazdy do swoich domów poza miastem. Z kolei premier Danii Mette Fredriksen wydała w poniedziałek ostrzeżenie: „Nie jedźcie na narty do Szwecji!” – cytuje The New York Times.

>>> Czytaj też: Pandemia koronawirusa. Szwajcaria rozszerza pakiet pomocowy dla firm