Jeśli chodzi o wynik wyborów federalnych w Niemczech 26 września, to jeden scenariusz wydaje się bardzo prawdopodobny. Kanclerzem lub wicekanclerzem zostanie kobieta z dużym potencjałem intelektualnym i imponującymi umiejętnościami skakania na trampolinie, ale bez doświadczenia w rządzeniu. Nazywa się Annalena Baerbock. Jest jedną z dwóch liderek ekologicznej partii Zielonych, a od tego tygodnia także jej kandydatką na następczynię Angeli Merkel na stanowisku kanclerza.

To, że jej ambicje nie są uważane za gruszki na wierzbie, samo w sobie jest zdumiewające. Jej partia została założona dopiero w 1980 roku – tym samym roku, w którym się urodziła. Przez lata przypominała raczej hipisowską aśramę niż dojrzałą siłę polityczną. Ale dziś Zieloni siedzą wygodnie w politycznym centrum największej gospodarki Europy.

Zieloni silną partią, skłóceni konserwatyści

Reklama

Po tym, jak zdobyli mniej niż 9 proc. w wyborach w 2017 roku, obecnie ich sondaże przekraczają 20 proc. To czyni ich drugą najsilniejszą partią po bloku konserwatywnym. Co istotne, wydaje się, że są niezbędni przy tworzeniu kolejnej koalicji. Albo staną na czele rządu u boku innych partii, z Baerbock jako kanclerz, albo będą partnerami konserwatystów, z Baerbock na drugim miejscu.

Sytuacja jest tym dziwniejsza, że niemieccy konserwatyści niespodziewanie zaczęli grać wbrew sobie. Kiedyś byli znani ze swojej dyscypliny i nastawienia na wygraną – od 1949 roku mieli pięciu kanclerzy i rządzili przez 52 z 72 lat powojennych Niemiec, w tym przez 16 lat pod rządami Merkel. Ale w tym roku odchodzi ona na emeryturę, a zamiast uporządkowanej sukcesji dwóch upartych samców alfa walczy o zaszczyt kandydowania na jej następcę.

Pozornym zwycięzcą jest Armin Laschet, premier Nadrenii Północnej-Westfalii i szef Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej – partii, która niesie konserwatywny sztandar w 15 z 16 niemieckich krajów związkowych. To przy założeniu, że jego kandydatura zostanie w najbliższych godzinach zaakceptowana przez jego rywala, Markusa Soedera. Jest on premierem Bawarii i liderem Unii Chrześcijańsko-Społecznej, która istnieje tylko w tym kraju związkowym i jest uważana za „siostrzaną partię” CDU [opinia Klutha została opublikowana 20 kwietnia, kandydatura Lascheta została zaakceptowana tego samego dnia – przyp. red.]

Soeder przegrał wewnętrzne porachunki

Zgodnie z konwencją obie partie Unii tworzą jedną koalicję w parlamencie federalnym i wystawiają wspólnego kandydata na kanclerza. Zgodnie z etykietą oczekuje się od nich polubownego uzgodnienia wspólnej nominacji. Na przykład Merkel ustąpiła w 2002 roku kandydatowi CSU, a następnie sama kandydowała w 2005 roku i później. Tym razem jednak proces ten rozpadł się w wyniku słabo zawoalowanej wrogości.

Laschet argumentował, że jako lider większej „siostry” powinien być kandydatem. Soeder podparł się z kolei sondażami, w których wypada on jako lider, a Laschet – przegrany. Gdyby Niemcy mogli bezpośrednio wybrać kanclerza, to według sondażu Forsa Soeder pokonałby Baerbock stosunkiem głosów 40 proc. do 23 proc., a Laschet przegrałaby z nią stosunkiem głosów 19 proc. do 23 proc.

Ponieważ spór groził rozłamem w obozie konserwatywnym, Soeder zasugerował w końcu, że zaakceptuje ostateczny werdykt zebranej starszyzny partyjnej CDU w tym tygodniu. Chrześcijańscy Demokraci po sześciu godzinach rozmów w nocy z poniedziałku na wtorek niechętnie ponowili swoje poparcie dla Lascheta.

Zieloni wykorzystują tę sytuację najlepiej jak potrafią. W przeszłości często to właśnie oni popadali w konflikty. Tym razem jednak Baerbock i jej współlider Robert Habeck, powieściopisarz z doświadczeniem w samorządzie regionalnym, dyskretnie – wręcz polubownie – uzgodnili, który z nich wystartuje w wyborach.

Inwersja na politycznej scenie

Stwarza to swoistą inwersję na politycznej scenie Niemiec. Strona, która zazwyczaj znana jest z tego, że trzyma się tematu, rozpada się. Partia, która kiedyś była synonimem chaosu, jest obrazem harmonii i spójności.

Oto moja rada dla konserwatystów. Teraz, gdy Laschet wydaje się być waszym liderem, przestańcie tęsknić za popularnością Soedera i zbierzcie się wokół wspólnego kandydata. Przy odrobinie szczęścia wyborcy we wrześniu nie będą pamiętać ani przejmować się walkami wewnątrzpartyjnymi.

A oto moja rada dla Zielonych: Wreszcie macie szansę skierować największą gospodarkę Europy w nowym kierunku, którym jest dążenie do pogodzenia gospodarki i ekologii. Nie zmarnujcie jej.

Mam na myśli to, że podczas całej kampanii Zieloni powinni mieć otwarte opcje koalicyjne wobec wszystkich innych partii centrowych – od konserwatystów po centrolewicowych socjaldemokratów i pro-biznesowych Wolnych Demokratów. Powinni jednak wykluczyć jakikolwiek pakt z Lewicą, radykalnymi socjalistami, którzy wywodzą się w dużej mierze z komunistycznego reżimu Niemiec Wschodnich.

Jak już wcześniej wyjaśniałem, porozumienie z Lewicą i socjaldemokratami to dla Zielonych jedna z dróg do władzy. W tym sensie Lewica jest dla nich tym, czym dla konserwatystów jest skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AdF): pokusą, której należy się oprzeć w imię demokracji, przyzwoitości i postępu. Tak długo, jak Baerbock będzie to rozumiała, Niemcy będą miały się dobrze po 26 września. Niezależnie od ostatecznego wyniku głosowania.