fot. Materiały prasowe
Reklama
Sathnam Sanghera brytyjski dziennikarz i pisarz, autor książki „Empireland”
Z Sathnamem Sangherą rozmawia Magdalena Miecznicka
Twierdzi pan, że imperium brytyjskie było do niedawna zupełnie zapomniane w samej Wielkiej Brytanii. Dlaczego tak było?
Po pierwsze, jego historia jest bardzo złożona, nie da się jej łatwo uczyć i dlatego w szkole ją omijano. Po drugie, jest bolesna. Łatwiej myśleć o sobie jako o kraju, który pobił Hitlera. To dużo przyjemniejsza opowieść. Historia imperium była często umyślnie przemilczana. W czasach, kiedy kraje uzyskiwały niepodległość, wiele kolonialnych dokumentów niszczono. Po odzyskaniu przez Indie niepodległości w 1947 r. wokół Delhi unosiła się wielka chmura dymu... To samo działo się w innych krajach byłego imperium. Trzecia przyczyna była taka, że przecież to się nie działo tutaj, na Wyspach, tylko gdzieś daleko. Można było udawać, że się w ogóle nie działo. W Wielkiej Brytanii ludzie korzystali na imperium finansowo, mieli dzięki niemu pracę, ale ono samo było jakąś daleką abstrakcją. Niemcy po wojnie musieli się zmierzyć z tym, co zrobili, bo wydarzyło się to na ich terenie, a Brytyjczycy nie.
A może Brytyjczycy są raczej dumni z imperium?
Rząd promuje teraz ideę, że trzeba być dumnym z historii, żeby móc być dumnym z bycia Brytyjczykiem. Podobnie się dzieje w innych krajach. W Indiach nacjonaliści próbują zmienić historię tak, żeby im odpowiadała. Jak wiadomo, żeby kontrolować teraźniejszość, najlepiej jest kontrolować przeszłość. Według mnie to głupie, bo przecież historia pełna jest najróżniejszych wydarzeń. Niby z czego konkretnie mam być dumny? Z niewolnictwa czy ze zniesienia niewolnictwa? Obie te rzeczy wydarzyły się w naszym imperium.
A argumenty w stylu „to Brytyjczycy zbudowali w Indiach linie kolejowe”?
Niektórzy uważają, że da się zmierzyć to, co się stało w ciągu 500 lat, i przyznać gwiazdki jak kawiarni na Tripadvisorze. Nie da się położyć na jednej szali masakr, a na drugiej linii kolejowych i powiedzieć, co przeważa. Do niedawna mówiło się, że bez imperium Indie nie miałyby sprawiedliwości i demokracji. Kiedy przychodzi ktoś brązowy, jak ja, i mówi, że sprawa jest bardziej skomplikowana, to się nie podoba wielu Brytyjczykom, bo godzi w nasze wyobrażenie o nas samych. Co zresztą mówię z doświadczenia. Podróżowałem po świecie i zawsze zakładałem, że ludzie będą mnie lubić tylko dlatego, że jestem Brytyjczykiem. Jesteśmy pod tym względem bardzo aroganccy. Ale nasza samoocena różni się od naszego wizerunku u innych i ludzie za granicą, pewnie w Polsce też, często patrzą na nas właśnie przez pryzmat imperium. Dlatego w hollywoodzkich filmach tak często jesteśmy czarnymi charakterami. A co do kolei, to sprawa jest dodatkowo skomplikowana przez to, że Brytyjczycy w zasadzie zbudowali je dla siebie, żeby móc dystrybuować swoje produkty w Indiach.