Wybory do niemieckiego parlamentu są obserwowane na arenie międzynarodowej. W USA dwaj czołowi kandydaci do fotela kanclerza - Armin Laschet i Olaf Scholz - nie robią najlepszego wrażenia. „NYT” przygląda się stylowi kampanii i zastanawia się, kto będzie następcą urzędującej od 16 lat Angeli Merkel.

Dziennik uważa, że Scholz i Laschet to politycy „bez charyzmy”, w ich kampaniach brak ekscytacji czy emocji. Zamiast haseł na miarę „Yes, we can” Baracka Obamy oferują wyborcom „stabilność”.

Niemcy stoją przed najważniejszymi wyborami w pokoleniu, jednak patrząc na kandydatów, nie odnosi się takiego wrażenia – uważa „NYT” i jest zdania, że kampania wyborcza ujawniła „próżnię charyzmy”, która z jednej strony jest charakterystyczna dla krajobrazu politycznego Niemiec, a z drugiej może oznaczać ewentualny brak przywództwa w czasach kryzysu. „Ma się wrażenie, że wybory w Niemczech sprowadzają się do kwestii: Kto najlepiej zapewni efektywność i stabilność? Albo, innymi słowy: kto najlepiej zastąpi panią Merkel” – analizuje "NYT".

Olaf Scholz, obecny minister finansów i wicekanclerz, „jak robot powtarza przesłania polityczne. Prawie nie popełnia błędów - bo niewiele mówi”. W kampanii wyborczej Scholz stał się "uderzająco podobny do Angeli Merkel". „Większość obywateli wie, kim jestem” – ogłosił z dumą Scholz kilka miesięcy temu. Dziennikarzowi „NYT” wypowiedź ta przypomina hasło wyborcze Merkel z 2013 roku: „Znacie mnie dobrze”.

Reklama

Armin Laschet, kandydat wywodzący się tak jak Merkel z CDU, wydawał się najpewniejszym kandydatem na kanclerza - to on najwierniej naśladował Merkel. Teraz mówi się, że jednak Olaf Scholz pokonał go we własnej grze. Nawet Laschet oskarżył Scholza, że chce brzmieć jak Merkel.

„Scholz stara się być klonem Merkel (…) Facet, którego wszyscy lubią najbardziej, jest zarazem najnudniejszym człowiekiem w kampanii, a może nawet w całym kraju. W porównaniu z nim patrzenie się na gotującą się wodę wydaje się bardziej ekscytujące” - ocenia John Kornblum, były ambasador USA w Berlinie, w wypowiedzi dla „NYT”.

Niemcy potrafią docenić charyzmę, ale nie oczekują jej u swoich polityków – zauważa „NYT”. „To dlatego, że ostatnim razem, gdy Niemcy miały porywającego lidera, nie skończyło się to dobrze” – zaznaczył Jan Boehmermann, prezenter i komik telewizyjny. Andrea Roemmele, dziekan berlińskiej Hertie School, stwierdził: „Ktoś taki jak Trump nigdy nie mógłby zostać tutaj kanclerzem”.

Jak przypomina "NYT", po II wojnie światowej system wyborczy w Niemczech został zmieniony przez USA i sojuszników, w efekcie więc, „w przeciwieństwie do amerykańskiego systemu prezydenckiego, niemieccy wyborcy nie mogą bezpośrednio wybrać swojego kanclerza. Głosują na partie, udział partii w głosach określa ich udział liczebny w parlamencie, następnie to parlament wybiera kanclerza”.