Wizyta, którą w tym tygodniu amerykański przywódca złożył w Korei Południowej i Japonii, obfitowała w mocne komunikaty. Deklaracja o poparciu Stanów Zjednoczonych dla przyznania Tokio stałego miejsca w Radzie Bezpieczeństwa ONZ była rękawicą rzuconą nie tylko Pekinowi, lecz także Moskwie. Między wierszami znalazła się bowiem sugestia, że Japonia przejęłaby fotel Rosji. Prezydent USA oświadczył również, że byłby gotów użyć siły w obronie Tajwanu, co wychodziło poza ramy dotychczasowej, niejednoznacznej polityki amerykańskiej w tej sprawie. Biden stwierdził ponadto, że wojna w Ukrainie „jest problemem globalnym, a nie regionalnym”, podkreślając, że Waszyngton wraz ze swoimi „bliskimi partnerami” będzie dążył do stworzenia „wolnego i otwartego” regionu Indo-Pacyfiku. Przesłanie było jasne: Chiny nie powinny czynić na Tajwanie tego, co Rosja w Ukrainie. Jednocześnie chodziło o to, by sygnalizować światu, że z perspektywy Waszyngtonu oba gorące regiony to fronty tej samej wojny – traktowanej przez niego bardzo serio.

Wyspiarski dylemat

Słowa o wsparciu dla Tajwanu na wypadek agresji Chińczyków z kontynentu padły tuż po tym, jak Tajpej odmówiono udziału w dorocznym zgromadzeniu Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Mimo że 13 członków WHO wspierało te starania (powołując się m.in. na skuteczność tego kraju w zwalczaniu COVID-19 – czego o Chińskiej Republice Ludowej nie sposób powiedzieć), to presja dyplomatyczna Pekinu okazała się silniejsza.
Pozostawienie Tajwanu za drzwiami ważnej imprezy było policzkiem dla mocarstw zachodnich i mogło podkopać zaufanie regionalnych partnerów Waszyngtonu do realnej siły i determinacji USA. Stanowcza wypowiedź Bidena o wsparciu wojskowym była zapewne próbą medialnego przykrycia tego niepowodzenia. Możliwe, że to także efekt refleksji związanej z wojną w Ukrainie. Wielu analityków wskazywało – nie bez racji – że deklaracje Bidena, z góry wykluczające udział żołnierzy amerykańskich w walce, mogły zachęcić Władimira Putina do otwartej agresji. Tym razem jednak niektórzy uznali, że oświadczenie o gotowości do użycia siły na Tajwanie może wręcz sprowokować Chiny do przyspieszenia ataku. Inni zwracali z kolei uwagę, że zwiększyło ono zaufanie regionalnych sojuszników Waszyngtonu, a polityka „odstraszania” Chin wskoczyła na nowy poziom. Co ciekawe, podobne głosy popłynęły też ze strony republikanów, którzy często krytykowali Bidena za brak odwagi w wypowiedziach.
Reklama
Obok tradycyjnie napiętych relacji i sprzecznych interesów z Chińczykami New Delhi ma dobre stosunki z Moskwą. Amerykanie nie ukrywali ostatnio frustracji tym, że Indie odmówiły poparcia sankcji i unikały jednoznacznego potępienia inwazji na Ukrainę
Spotkania amerykańskiej ekipy z czołowymi politykami i przedstawicielami biznesu Japonii i Korei Południowej przyniosły całkiem wymierne efekty dla obu stron. W Seulu amerykańska delegacja omówiła m.in. plany kooperacji w zakresie cyberbezpieczeństwa i energetyki jądrowej, a także zwiększenia intensywności wspólnych ćwiczeń wojskowych. Natomiast gospodarze wykorzystali wizytę jako okazję do rozpoczęcia ofensywy dyplomatycznej, zmierzającej do uczynienia z ich kraju ważnego gracza globalnego – jak to ujął nowy prezydent Korei Yoon Suk-yeol – „z naciskiem na promowanie wolności, pokoju i dobrobytu, w oparciu o liberalno-demokratyczne wartości i współpracę”. Przy okazji potwierdzono wielomiliardowe inwestycje koncernu Hyundai w USA. W Japonii, oprócz tematyki bezpieczeństwa i wymiany handlowej, uzgodniono zacieśnienie współpracy w zakresie programów kosmicznych – co ma przyczynić się do wyparcia z tego „rynku” wpływów chińskich i rosyjskich.

Quad się rozpędza

Ważną częścią azjatyckiego tournée Bidena był udział w drugim szczycie grupy Quad w Tokio, która – poza Stanami – obejmuje Japonię, Australię i Indie. Choć formalnie organizacja ta została powołana w ubiegłym roku jako forum współpracy regionalnej, to na spotkaniu żywo dyskutowano też na temat sytuacji w Ukrainie i zagrożeń globalnych. W komunikatach poszczytowych podkreślono m.in., że „zasady takie jak rządy prawa, suwerenność i integralność terytorialna powinny być przestrzegane w każdym regionie”. Trudno interpretować to inaczej niż kolejny sygnał pod adresem Chin.
Szczyt był międzynarodowym debiutem nowego premiera Australii, laburzysty Anthony’ego Albanese, zaprzysiężonego zaledwie dzień wcześniej. Do Tokio przybył wraz z nową szefową australijskiej dyplomacji Penelope Ying-yen „Penny” Wong, urodzoną w Malezji córką imigrantów. Na szczyt Quad przywieźli ofensywną agendę w zakresie ochrony środowiska, ale przede wszystkim rozwiali obawy, dość powszechne przed wyborami, że pod rządami Partii Pracy Australia może skręcić w stronę bardziej ostrożnej polityki w relacjach z Pekinem – a nawet prochińskiej. Okazało się to wyłącznie propagandą rywali.
W Tokio Albanese z dumą podkreślił, że w przeszłości był członkiem rządu laburzystów, który sprowadził amerykańskich marines do Darwin na północy Australii. I dodał, że „nie może się doczekać wzmocnienia stosunków z Waszyngtonem”. Biden zrewanżował się słowami, że „nie może się doczekać zaproszenia Albanese do Stanów Zjednoczonych”.
Jedynym potencjalnym „troublemakerem” w grupie pozostały więc Indie. Państwa Zachodu i ich azjatyccy sojusznicy usiłują od pewnego czasu przeciągać je na swoją stronę. Obok tradycyjnie napiętych relacji i sprzecznych interesów z Chińczykami New Delhi ma dobre stosunki z Moskwą. Wciąż w znacznym stopniu polega na dostawach rosyjskiej ropy i uzbrojenia. Amerykanie nie ukrywali ostatnio frustracji tym, że Indie odmówiły poparcia sankcji i unikały jednoznacznego potępienia inwazji na Ukrainę. Próbował to zmienić premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson podczas swojej niedawnej wizyty. Efektem były m.in. intratne kontrakty zbrojeniowe i współpraca przy budowie indyjskiego samolotu myśliwskiego, który miałby docelowo zastąpić maszyny rosyjskie. Bidenowi udało się pójść o krok dalej. Waszyngton i New Delhi uzgodniły intensyfikację kooperacji wojskowej i energetycznej. Premier Narendra Modi zwrócił się nawet do przywódcy USA, by ten „nakłonił większą liczbę amerykańskich firm do produkcji sprzętu obronnego w Indiach”. Wiadomo też, że Indie włączą się w pomoc finansową i humanitarną na rzecz Ukrainy, za to Stany „poważnie rozważają” tam inwestycje w wysokości 4 mld dol. w opiekę zdrowotną, energię odnawialną i infrastrukturę.

Prowokacje w tle

Udany szczyt Quad i wcześniejsze deklaracje o pogłębieniu współpracy nie pozostały bez reakcji ze strony Moskwy i Pekinu. Samoloty wojskowe obu państw, w tym bombowce strategiczne Tu-95 i Xian H-6, przeprowadziły we wtorek wspólne loty do strefy obrony powietrznej Japonii i Korei Południowej. Spowodowało to alarmy i poderwanie myśliwców w celu „wdrożenia środków taktycznych, aby przygotować się na ewentualność nielegalnego naruszenia suwerennej przestrzeni” (to cytat z komunikatu Seulu). Były też protesty dyplomatyczne.
Według źródeł amerykańskich to pierwsze wspólne ćwiczenia wojskowe Chin i Rosji od czasu inwazji na Ukrainę. Loty te pokazały, że Pekin jest zdeterminowany, by pogłębiać współpracę z Rosją przynajmniej na płaszczyźnie militarnej. Mimo to nadal nie odnotowano wiarygodnych sygnałów, by Państwo Środka próbowało pomagać Rosjanom w obchodzeniu sankcji ekonomicznych lub wspierało ich bezpośrednio, np. dostawami broni. „Chiny nie odchodzą od Rosji. Ćwiczenie pokazuje, że są gotowe pomóc Rosji w obronie jej na wschodzie, gdy sama walczy na zachodzie” – powiedział Reutersowi anonimowy funkcjonariusz Pentagonu. Nawiązał w ten sposób do obaw Moskwy, że Japonia chce odzyskać sporne Wyspy Kurylskie.

Treść całego artykułu przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.

Autor jest wykładowcą Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, ekspertem Fundacji Po.Int oraz Nowej Konfederacji