Kiedy 40-letni Alhindy Saad Mustafa, sudański lekarz pracujący w prywatnym szpitalu około 5 km na północ od międzynarodowego lotniska w Chartumie, usłyszał 15 kwietnia pierwsze eksplozje artylerii, był już w pracy.

To, co nastąpiło później, opisał jako "horror". "Nigdy nie doświadczyłem czegoś takiego" - powiedział Mustafa, który m.in. leczył rannych demonstrantów podczas tłumienia antyrządowych protestów przeciwko byłemu prezydentowi Omarowi al-Baszirowi w 2019 roku.

Lotnisko w Chartumie ostrzelane

Reklama

Gdy wyjrzał przez okno, zobaczył gęste pióropusze czarnego dymu unoszące się nad lotniskiem. Zanim personel lub pacjenci zdążyli opuścić placówkę, została on otoczony przez pojazdy paramilitarnych Sił Szybkiego Wsparcia (RSF) - które walczą z regularnymi siłami zbrojnymi Sudanu.

Przez następne cztery dni setki rannych ludzi "zakrwawionych od stóp do głów" zostało przetransportowanych do naszej placówki, a personel medyczny musiał chronić się przed pociskami, które wpadały przez okna - relacjonuje Mustafa.

"Chciałem dać im (pacjentom i rannym) wszystko, co mogłem zaoferować" - mówi, ale przyznaje, że mimo wysiłków personelu: "wielu ludzi zmarło na naszych oczach; nie mogliśmy ich uratować".

Atak na szpital

W ciągu kilku godzin od rozpoczęcia walk, około 200 członków personelu i 150 pacjentów szpitala zostało uwięzionych, ponieważ ogień ciężkiej artylerii zniszczył dużą część budynku i zmusił wszystkich do ukrycia się na parterze.

"Próbowaliśmy wysłać pacjentów do domu, przenieść tych w stanie krytycznym do bezpieczniejszych obszarów szpitala i wysłać karetki, aby zabrać rannych. Ale zanim zdążyliśmy to zrobić, ulice stały się strefą walk i nie było możliwości bezpiecznego opuszczenia placówki" - opowiada lekarz.

W końcu skończyło się jedzenie, woda i zaczęło brakować lekarstw i sprzętu. "Najgorsze było widzieć rannych i przewlekle chorych walczących o przetrwanie" - opisuje Mustafa.

Ostatecznie lekarz opuścił szpital wraz z kolegami, z którymi udał się do innej placówki, ale panująca tam sytuacja była jeszcze gorsza. Pięcioosobowa grupa spędziła noc, kryjąc się przed ciężką artylerią w piwnicy.

Powrót do domu

Kiedy ogłoszono kolejne zawieszenie broni, grupa podjęła próbę przedostania się do swoich domów. Po dwukrotnym zatrzymaniu i przeszukaniu przez siły RSF, w końcu się to udało.

"Myślałem, że już nigdy nie zobaczę mojej żony i matki, ale teraz jestem w domu" - mówi Mustafa.

Jak podkreśla Al-Jazeera, sudański systemem opieki zdrowotnej został sparaliżowanym przez trwającą od 15 kwietnia przemoc, która nie ustaje mimo ogłaszanie kolejnych rozejmów. Lekarze i międzynarodowe grupy humanitarne biją na alarm z powodu fatalnej sytuacji humanitarnej w tym kraju.

Centralny Komitet Lekarzy Sudańskich i Związek Lekarzy Sudańskich oszacowały, że 39 z 59 szpitali w Chartumie i pobliskich prowincjach, czyli blisko 70 proc., musiało zaprzestać działalności. Światowa Organizacja Zdrowia ostrzegła, że w szpitalach zaczyna brakować krwi, sprzętu medycznego i zaopatrzenia.

mma/ adj/