Ponad 27 mln mieszkańców Kanady, czyli siedmiu na dziesięciu Kanadyjczyków mieszka w dużych aglomeracjach miejskich. Według najnowszych danych kanadyjskiego urzędu statystycznego, między lipcem 2019 a lipcem 2020 r. aglomeracja Toronto straciła prawie 50,4 tys. mieszkańców, a Montreal 24,9 tys. „Rekordowe straty mieszkańców” - podsumowali analitycy Statistics Canada.

„Zdrowie osobiste, możliwość pracy zdalnej i wysokie koszty zakupu nieruchomości w mieście są wśród najważniejszych czynników wpływających na decyzje wielu Kanadyjczyków w sprawie dalszego mieszkania w dużych ośrodkach miejskich, najbardziej dotkniętych pandemią – lub właśnie w sprawie przeprowadzki” - napisali analitycy Statistics Canada. Wskazują też, że choć koszty kupna domu w dużych miastach są jedną z przyczyn decyzji o wyprowadzce, to jednocześnie rosnąca popularność mniejszych ośrodków zwiększa ceny domów w mniejszych miastach.

Jak mówił cytowany przez portal Huffingtonpost.ca specjalista ds. miejskich i nieruchomości z Uniwersytetu Ryerson w Toronto Frank Clayton, pandemia tylko zwiększyła exodus, który trwał od kilku lat. Zwrócił też uwagę, że milenialsi, czyli pokolenie ludzi urodzonych w dwóch ostatnich dekadach XX wieku, którzy właśnie teraz zakładają rodziny i mają małe dzieci, powtarzają decyzje, które wcześniej podejmowali urodzeni w latach 1946-1964, nazywani generacją baby boomers. Oni także uciekali z wielkich miast.

Z danych Statistics Canada wynika, że np. w liczącej ok. 160 tys. mieszkańców Oshawie, niecałą godzinę jazdy samochodem na wschód od Toronto, wzrost liczby ludności wyniósł w badanym okresie 2,1 proc., w części właśnie z powodu przeprowadzek z aglomeracji Toronto. Podobny wzrost zanotował rejon Kitchener-Cambridge-Waterloo, na północny zachód od Toronto. Liczący jeszcze w 2016 r. ponad 110 tys. mieszkańców rejon Milton w południowym Ontario należy do najszybciej rozbudowujących się miejskich ośrodków Kanady. W badanym przez Statistics Canada okresie wzrost liczby mieszkańców wyniósł tam 4 proc. Leżące pod Montrealem Mirabel zanotowało wzrost o 3,6 proc., a New Westminster pod Vancouver – 2,8 proc.

Reklama

Już w 2019 r. mniejsze kanadyjskie miasta przeżywały rozwój dzięki firmom technologicznym, które lokowały tam swoje biura i centra badawcze, bo duże miasta stawały się za drogie. Według raportu CBRE, amerykańskiej firmy brokerskiej, mniejsze ośrodki stawały się atrakcyjniejsze dla spółek branży IT i technologicznych, także z powodu możliwości pozyskania utalentowanych pracowników.

Szybki w ostatnich latach rozwój mniejszych miast kanadyjskich to także efekt ich współpracy z administracją rządową. Powstały centra badawcze nad sztuczną inteligencją w Montrealu i Edmonton, centra innowacji w przemysłowych Oshawie i Hamilton. Zaś w poprzemysłowych miastach na wschód od Montrealu innowacyjne firmy przyciągają wykwalifikowanych robotników, pracowników technicznych, inżynierów.

Koszt życia w wielkim kanadyjskim mieście jest wysoki: w 2010 r. wydatki na dom (kredyt, podatki i media) stanowiły nieco ponad 30 proc. dochodu rodziny, obecnie – nawet 45 proc. Ceny nieruchomości w Toronto, czy Vancouver wzrosły w tym czasie ponad dwukrotnie i nie spadała nawet mimo pandemii. Największy kanadyjski bank RBC podkreślał w opublikowanym kilka dni temu raporcie, że „nikt się nie spodziewał, że 2020 r. będzie najlepszym z dotychczasowych”, a jedynym wyjątkiem są spadające ceny najmniejszych mieszkań w centrach dużych miast.

Jednak Canada Mortgage and Housing Corporation (CMHC, rządowa instytucja ubezpieczająca kredyty hipoteczne) w czwartkowym raporcie przedstawiła swoje prognozy dotyczące cen na rynku nieruchomości. CMHC przewiduje, że ceny nieruchomości mogą spadać przez najbliższe 3 lata, a spadek ten w - zależności od poziomu bezrobocia - może wynieść od 13,7 do 47,9 proc.