Ponad 70 tys. uczniów w szkołach religijnych
W tym tygodniu naukę w izraelskich szkołach podstawowych rozpoczęło 180 tys. dzieci. Z danych resortu edukacji wynika, że spośród nich 29 tys. zaczęło się uczyć w publicznych szkołach religijnych, a 43 tys. w prywatnych placówkach prowadzonych przez organizacje ultraortodoksów, czyli haredi. Tym samym ich łączna liczba – 72 tys. – pierwszy raz w 77-letniej historii Izraela przekroczyła ogólną sumę pierwszoklasistów, którzy zaczęli uczęszczać do publicznych szkół świeckich (66 tys.).
Liczba uczniów, którzy rozpoczęli naukę w szkołach religijnych, wzrosła o prawie 5 proc. w stosunku do 2024 r. Zmiana ta wynika zarówno ze spadku liczby dzieci trafiających do szkół świeckich, jak i ze stale wzrastającej fali pierwszoklasistów z ultraortodoksyjnych domów.
Historyczna zmiana. Izrael założyli świeccy syjoniści
Państwo żydowskie powstało w 1948 r. Dwie główne siły polityczne, które powołały go do życia, były świeckie. Dominującą stanowili syjoniści-socjaliści związani z Dawidem Ben Gurionem – urodzonym w Polsce pierwszym premierem Izraela. Drugą byli syjoniści-rewizjoniści, o profilu prawicowo-konserwatywnym, związani z Menachemem Beginem. Z tego drugiego ruchu wyrosła partia Likud, którego liderem od lat jest obecny premier Izraela Benjamin Netanjahu. Oba te ruchy ukształtowały Izrael instytucjonalnie i przyczyniły się do jego spektakularnej prosperity.
Przez lata ultraortodoksi żyli pod ich polityczną dominacją. Relatywnie niewielu z nich ocalało z Holokaustu. U zarania nowoczesnego Izraela, w 1948 r., w populacji liczącej 806 tys., znajdowało się jedynie 35-45 tys. haredi. Jednak przez lata odtwarzali swoją demograficzną potęgę. Dziś przeciętna ultraortodoksyjna rodzina ma sześcioro dzieci i stanowią już 14 proc. ludności kraju (prawie 1,4 mln). Tymczasem świeccy Izraelczycy mają dwoje lub troje dzieci – średnio więcej niż w jakimkolwiek innym bogatym kraju, ale znacznie mniej niż ich religijni rodacy.
"Świecka demokracja jest zagrożona"
– Mamy przedsmak przyszłości – świecka demokracja jest zagrożona – mówi Bloombergowi Dan Ben David.
Jego obawy podziela Michal Sella, dyrektor organizacji Givat Haviva, działającej na rzecz demokracji, a także zrównania statusu arabskich i żydowskich mieszkańców Izraela. W rozmowie z serwisem Times of Israel mówiła o "niepokojących obserwacjach" w państwowych szkołach religijnych (dla tzw. religijnych syjonistów) i placówkach prowadzonych przez ultraortodoksów.
– Obserwujemy tam prawdziwy opór wobec edukacji na temat demokracji. Poza tym uczniowie tych szkół stornią od znajomości z Izraelczykami, którzy pochodzą spoza ich środowiska (religijnego – red.) – mówiła.
W 2022 r. Netanjahu po raz pierwszy w historii kraju utworzył koalicję rządową składającą się wyłącznie z partii prawicowo-nacjonalistycznych i religijnych. Zdaniem liberalnych Izraelczyków prowadzi ona politykę populistyczną i zagraża fundamentom demokracji, co pokazały chociażby jej działania wobec Sądu Najwyższego.
Zagrożenie dla rozwoju gospodarczego Izraela
Ben David uważa, że zmiana demograficzna w Izraelu odciśnie swoje piętno nie tylko na życiu politycznym kraju, ale również na jego gospodarce. Społeczność haredi, jak wspomniano wyżej, stanowi 14 proc. populacji, ale generuje jedynie 4 proc. wpływów z podatków. Wynika to z faktu, że jedynie połowa ultraortodoksyjnych mężczyzn pracuje, a reszta zajmuje się wyłącznie nauką Talmudu i Tory.
Szkoły haredi skupiają się przede wszystkim na edukacji religijnej i wtłaczaniu mądrości rabinów, a nie umiejętnościach przydatnych we współczesnej gospodarce. Nauka matematyki i języków obcych jest tam ograniczona do minimum, jeśli w ogóle się pojawia.
Dan Ben David uważa, że rosnący odsetek ultraortodoksów w społeczeństwie może stanowić zagrożenie dla zdobyczy izraelskiego cudu gospodarczego napędzanego przez sektor high-tech. Wytwarza on 20 proc. PKB, zatrudniając 10 proc. populacji w wieku produkcyjnym. Dzięki niemu Izrael ma dochód na osobę większy niż Wielka Brytania czy Niemcy.
Świeccy Izraelczycy częściej wyjeżdżają
Prawicowo-religijny zwrot w Izraelu sprawia, że część świeckich obywateli tego kraju wyprowadza się do USA i innych państw zachodnich. Może to także odpowiadać za spadek ich reprezentacji w złożonym izraelskim systemie oświaty. Póki co badacze nie mają konkretnych danych liczbowych na potwierdzenie tej tezy.
Na koniec trzeba zaznaczyć, że spośród niemal 10-milionowej populacji Izraela, aż około 25 proc. stanowią nie żydzi. Do szkół arabskich trafiło w tym roku 27 tys. pierwszaków, do beduińskich – 11 tys., a do druzyjskich – 2,7 tys.