Odkąd USA osiągnęły szczyt globalnej potęgi po zakończeniu II wojny światowej, Amerykanie zawsze bali się, że stan ten nie potrwa długo. Przez kraj przetaczały się różne fale obaw o spadek znaczenia – pod koniec lat 50. XX wieku, gdy Sowieci wystrzelili Sputnik, później w czasie wojny w Wietnamie, w czasie kryzysu naftowego w latach 70. XX wieku, w czasie wzrostu znaczenia Japonii w latach 80., w czasie wojny w Iraku i wreszcie w czasie kryzysu finansowego pierwszej dekady XXI wieku. Obecnie, w obliczu globalnej pandemii i na początku długiej rywalizacji z Chinami, obawy o spadek amerykańskiej potęgi powróciły z nową mocą.

Problem tych debat polega na tym, że status potęgi jest tyleż kluczowy i zasadniczy, co trudno uchwytny, bowiem piekielnie trudno jest zmierzyć potęgę w czasach pokoju. W czasie wojny to stosunkowo łatwe – wystarczy odpowiedzieć na pytanie, kto ją wygrał. W ostatnim czasie pojawiło się kilka nowatorskich badań, które nieco przybliżyły nas do rozumienia tego, czym jest potęga i jak ją mierzyć. To badania, które w większości, choć nie całkowicie, uspokajają mocarstwo z obsesją na punkcie swojej pozycji.

Tradycyjnie potęgę mierzono przy pomocy takich wskaźników, jak wielkość populacji, zużycie energii, produkcja stali lub przy pomocy innych wskaźników przemysłowej siły. W erze informacji jednak wskaźniki te mówią nam stosunkowo niewiele o tym, czy dane państwo dobrze sobie radzi w sprawach globalnych.

Wciąż powszechne jest ocenianie potęgi państwa przy pomocy „tępych” wskaźników, takich jak Produkt Krajowy Brutto (PKB) czy wydatki na wojsko. Analitycy, którzy argumentują, że Chiny prześcigają USA, zazwyczaj wskazują, że PKB Państwa Środka może wkrótce przewyższyć PKB Ameryki. Ale PKB jest raczej zdjęciem aktywności w danym czasie, a nie miarą ogólnego bogactwa państwa. Pewne kraje, które wydają bardzo dużo środków na wojsko, takie jak Arabia Saudyjska, są już całkiem słabe jeśli chodzi o projekcję siły wojskowej.

Reklama

Jak zatem możemy ocenić równowagę sił w ramach długiej rywalizacji? Pewna przełomowa praca naukowa daje nam pewne odpowiedzi na to pytanie.

1. "Siła netto"

Pierwsza kategoria oceny skupia się na ulepszeniu naszego rozumienia potęgi gospodarczej i militarnej. Michael Beckley z American Enterprise Institute rozwinął model, który mierzy nie tyle siłę brutto, ile siłę netto, uwzględniając przy tym takie rzeczy, jak koszty bezpieczeństwa („cena, jaką musi zapłacić rząd, aby patrolować i chronić swoich obywateli”) czy koszty produkcji (jak wysoki jest koszt materialny i środowiskowy budowy elektrowni węglowej).

Michael Beckley stwierdza, co nie jest zaskakujące, że USA wypadają znacznie lepiej niż Chiny – państwo autorytarne, które ponosi ogromne koszty utrzymania bezpieczeństwa wewnętrznego i ma cechujące się marnotrawstwem podejście do stymulacji wzrostu. Podobnie ważne jest, że amerykańskie PKB na mieszkańca przewyższa chińskie, gdyż to oznacza, że USA po wyżywieniu swojej populacji ma więcej bogactwa, które można wykorzystać na utrzymywanie globalnych wpływów.

Inni autorzy skupiają się na tym, jak bogactwo danego państwa przyrasta w czasie. I pod tym względem okazuje się, że USA jeszcze długo będą miały większą siłę gospodarczą niż Chiny i to nawet wtedy, gdy chińskie PKB prześcignie amerykańskie.

2. Siła sieci

Druga kategoria pomiaru potęgi odnosi się do rzeczywistości „siły sieci”. W swojej przełomowej pracy opublikowanej w 2019 roku Abraham Newman z Georgetown University i Henry Farrell z Johns Hopkins School of Advanced International Studies argumentują, że centralne miejsce dolara w międzynarodowych sieciach finansowych, które się utrzymuje pomimo dekad twierdzeń o spadku znaczenia amerykańskiej waluty, daje USA ponadwymiarową dźwignię wpływu na innych. Taką dźwignią można wymuszać zachowania innych.

Badacze potwierdzają również coś, co politycy rozumieją od dawna: że Ameryka znaczy znacznie więcej w sprawach globalnych niż wynikałoby to z jej rzeczywistej wagi, ponieważ dysponuje siecią partnerów wojskowych, gospodarczych i dyplomatycznych, którym przewodzi. Chiny pod tym względem nie mają odpowiednika.

3. Miękka siła (soft power)

Trzecia kategoria dotyczy mniej namacalnych form potęgi. Przez wiele dekad analitycy uważali, że tzw. miękka siła (soft power), czyli stopień, do jakiego dane państwo jest przedmiotem podziwu i inspiracji, ma ogromne znaczenie.

Intrygujące badania Teda Hopfa z National University of Singapore, Bentley’a Allana z Johns Hopkins praz Srdjana Vucetica z University of Ottawa pokazuje, że pomimo spadku USA w globalnych rankingach przychylności w czasie kadencji Donalda Trumpa, pozostaje silne globalne poparcie polityk demokratycznych i polityk gospodarczych związanych z wolnym rynkiem.

To cios dla autorytarnych i nastawionych merkantylnie Chin, które, jak przewidują ci badacze, „nie staną się hegemonem w krótkim terminie”. Pozwala to także wyjaśnić, dlaczego państwa europejskie systematycznie odwracają się od Pekinu nawet w obliczu wielkich turbulencji w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi.

Czy to wszystko sprawia, że dominujące dziś supermocarstwo może spać spokojnie? Niekoniecznie. USA mogłyby zmniejszyć władzę sieci poprzez nadużycie jej: nadużycie sankcji finansowych i barier handlowych, szczególnie wobec swoich sojuszników, mogłoby zachęcić kraje do szukania alternatyw dla sieci, w których dominuje Ameryka (Unia Europejska poczyniła pewne kroki w tym kierunku po tym, jak USA wycofały się z umowy nuklearnej z Iranem i zagroziły europejskim firmom sankcjami, gdyby te chciały prowadzić interesu z Teheranem).

Jeśli Waszyngton wycofa się z przywództwa jeśli chodzi o otwartą światową gospodarkę, tak jak USA uczyniły to w czasie kadencji Trumpa, to Ameryka straci część swojego wpływu, która wiąże się z pełnieniem roli lidera. Jeśli USA podważą demokrację w kraju, tak jak próbuje to desperacko robić Donald Trump przy okazji odchodzenia z urzędu, to będzie to miało szerokie konsekwencje dla miękkiej siły USA za granicą.

4. Siła odporności

Wreszcie jest jeszcze co najmniej jedna kategoria władzy, z którą zmagają się obecnie Stany Zjednoczone. Chodzi o koncepcję odporności. Zglobalizowany świat stwarza podatność na międzynarodowe szoki, niezależnie od tego, czy są spowodowane finansową niestabilnością, zmianą klimatu czy epidemią. Odporność wskazuje na to, w jakim stopniu dany kraj może się odbić.

USA zademonstrowały jedną niezwykle potężną formę odporności w czasie pandemii koronawirusa: to fantastycznie innowacyjny sektor prywatny, we współpracy z rządem federalnym, który dzięki bardzo szybkiemu opracowaniu szczepionki pozwoli światu zakończyć ten koszmar.

Ale już fakt, że amerykańskie społeczeństwo jest w tak trudnej sytuacji (miliony dzieci „chodzą” do szkół, pozostając w domach), że liczba zgonów per capita jest bardzo wysoka w porównaniu do wskaźników w innych rozwiniętych demokracjach oraz że polityczna polaryzacja uniemożliwiła Amerykanom nawet próbę zrozumienia zagrożenia ze strony Covid-19, jest już bardziej alarmujący.

Według rankingów odporności na pandemię Bloomberga USA plasują się na 18. miejscu jeśli chodzi o reakcję na pandemią. To daleko za Chinami. Powinno to stanowić prawdziwą lampkę alarmową w epoce,w której tak wiele zagrożeń międzynarodowych może wystawić Amerykę na próbę.

Im więcej nauczymy się o potędze i władzy, w tym większym stopniu uświadomimy sobie wielkie przewagi, które wciąż posiadają Stany Zjednoczone w walce o globalne przywództwo. Im dłużej jednak trwa pandemia, tym więcej dowiadujemy się także o słabych punktach Ameryki.