Wejdą czy nie wejdą? To fundamentalne w naszej części świata pytanie znów jest aktualne. Rosja zgromadziła przy granicy z Ukrainą ok. 100 tys. żołnierzy. O tym, czy dojdzie do ataku, zdecyduje Władimir Putin. Zachód stara się go zniechęcić, zwiększając presję militarną, ekonomiczną i polityczną. I choć trudno nie mieć skojarzeń z 2014 r., kiedy Rosja zajęła Krym oraz pomogła „separatystom” na Donbasie, to jednak od tego czasu kilka istotnych kwestii radykalnie się zmieniło.
Przede wszystkim armia ukraińska nie przypomina tej z 2014 r., która pozwoliła Rosji na zajęcie Krymu praktycznie bez walki. – Ukraińcy przygotowują się do operacji obronnej od trzech–czterech lat. Mają wielostanowiskowe pozycje obronne, kilka linii obrony obsadzonych przez wojska, znają teren. W ostatnich latach armia ukraińska przeszła również gruntowną modernizację, dysponuje dobrymi systemami obrony powietrznej i przeciwpancernej – powiedział w ubiegłym tygodniu DGP gen. Waldemar Skrzypczak. Ten były dowódca wojsk lądowych WP twierdzi wręcz, że przewaga jest po stronie ukraińskiej.