Na całym świecie hasło „rozwiązanie dwupaństwowe” powtarzane jest dziś jak mantra. Mówią o nim minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski i politycy Prawa i Sprawiedliwości. Oficjalnie zgodne w tej kwestii są Stany Zjednoczone, Chiny i Rosja. Prawdopodobnie jest to jeden z niewielu pomysłów dyskutowanych na arenie międzynarodowej, który nie wzbudza wielkich kontrowersji, a tym samym pozwala politykom poruszać się w meandrach konfliktu bliskowschodniego bez narażania się na krytykę opinii publicznej. Mimo to od 1947 r., kiedy Zgromadzenie Ogólne ONZ nr 18 przyjęło rezolucję nr 181 o podziale mandatu Palestyny na dwa państwa – arabskie i żydowskie – wprowadzenie tego rozwiązania wciąż wydaje się odległe.
Każda z zainteresowanych stron wskazuje inne przyczyny tej klęski. Palestyńczycy, z którymi rozmawiam na Zachodnim Brzegu, wspominają Nakbę (czystki etniczne dokonane przez Izraelczyków w 1948 r.) i podkreślają nasilającą się izraelską okupację. Bahia Amra z Palestinian Medical Relief Society (PMRS) mówi mi, że „nie są już w stanie pokojowo domagać się utworzenia państwa”. – Izraelczycy są agresywni. Nasi ludzie są aresztowani, zabijani. Każdego dnia wojska izraelskie wkraczają na Zachodni Brzeg i tłumią wszelkie próby buntu – tłumaczy.
CAŁY TEKST W PAPIEROWYM WYDANIU DGP ORAZ W RAMACH SUBSKRYPCJI CYFROWEJ